Przeczytaliśmy

Utrata wrażliwości

Kiedyś na pewnych zajęciach na studiach usłyszałam, że Haruki Murakami jest bardzo nierówny. Po dłuższym zastanowieniu uznałam, że to całkiem słuszna ocena, z którą mogą zgodzić się jego inni czytelnicy. Myślę, że trzeba przeczytać kilka jego książek, żeby to zrozumieć. Mnie się udało zapoznać prawie ze wszystkimi i najlepiej określa je jedno słowo: sinusoida. To samo dotyczy jego reportażu Podziemie.

20 marca 1995 roku byłam małym brzdącem, więc nie pamiętam tego dnia. Członkowie sekty Ōmu Shinrikyō rozpylili wtedy sarin w pięciu pociągach trzech linii tokijskiego metra. To był poniedziałek, poranny szczyt komunikacyjny, godzina między siódmą a ósmą. Każdy porządny salaryman właśnie zmierzał do pracy, a żeby uniknąć stania w korkach na ulicach japońskiej stolicy, wybierał metro. Wielu z Was pewnie choć raz widziało nagranie ukazujące realia tamtejszego metra – ogromny tłum i ogromny ścisk. Właśnie do takich pociągów weszło pięciu członków sekty z torebeczkami wypełnionymi sarinem. By nie wzbudzać podejrzeń, owinęli je w gazety. Gdy przyszedł „ten” moment, pakunki przypadkiem upadały na podłogę, zamachowcy dźgali je zaostrzonymi końcami parasoli i uciekali z metra. Ot, cała filozofia zamachu. Zanim pasażerowie zorientowali się, że coś jest nie tak, minęło (za) dużo czasu. I rozpętało się istne pandemonium.

Wskutek zamachu życie straciło 12 osób, a aż około pięciu tysięcy zostało poszkodowanych. Wielu pasażerów pomagało w ratowaniu rannych i organizowaniu transportu do niczego niespodziewających się szpitali. Nawet wśród personelu medycznego było ponad sto osób rannych – wynikało to głównie z nieznajomości procedur zwalczania sarinu oraz braku odpowiedniego sprzętu ochronnego. Jeszcze po latach część poszkodowanych nadal odczuwa skutki zatrucia sarinem: cierpią na depresję, problemy z oddychaniem, uszkodzenia mózgu…

Nie bez powodu najpierw nakreśliłam mniej więcej tło tamtego wydarzenia. To mój największy zarzut wobec autora – pominął aspekt samego zamachu gazowego, czego bardzo mi brakowało. Owszem, podstawowe informacje tam znajdziemy, ale potrzeba czegoś więcej, chociażby opisu działalności samej sekty czy pełniejszego rysu historycznego, a nie tylko kilku zdań, które można przeczytać w Wikipedii. Jestem osobą dość młodą, która nie pamięta tych tragicznych zdarzeń, a Murakami nie bardzo w tym zakresie pomaga. Dla mnie – szkoda.

Jak pisałam na początku, Podziemie to sinusoida. Sam pomysł na ten reportaż wydaje się genialny – w końcu oddajemy głos ofiarom, które mogą zrelacjonować dramat, który stał się ich udziałem, podzielić się swoimi przemyśleniami, nareszcie ktoś ich wysłucha bez wycinania i dopasowywania wypowiedzi do ramówki stacji telewizyjnej. Autor dotarł do prawie stu takich osób, a rozmowy z nimi tworzą małe rozdziały. Nie była to łatwa lektura pod wieloma względami. Po pierwsze, raz jechałam pociągiem i czytałam właśnie Podziemie. Trudno nie pomyśleć: „A co gdyby…?”. Ulżyło mi, gdy wysiadłam na stacji. Po drugie, taka forma książki jest zarówno ciekawa, jak i nużąca. Wszyscy opisują ten sam dzień, te same wydarzenia i właściwie, mam wrażenie, większość z nich ma podobne doświadczenia. Typowy salaryman: wstaje wcześnie, bo co najmniej godzinę przed czasem powinien być w biurze, do pracy dojeżdża kolejną godzinę, a nie raz nawet dwie w jedną stronę. Co prawda sarin zaczyna już działać, coś jest nie tak, słońce nagle pociemniało, pojawił się dziwny katar… ale i tak idzie do pracy, są ważniejsze rzeczy. Gdyby powycinać relacje poszczególnych ofiar, nie umielibyśmy ich dopasować do konkretnej osoby.

Zdaję sobie sprawę, że różnorodne wspomnienia uczestników tego samego wydarzenia są niemożliwe, dlatego mam mieszane uczucia, z którymi nie umiem sobie poradzić. Z jednej strony działa logika, z drugiej – znużony rozum. Prawdą jest jednak to, że te jednostkowe opowieści są przerażające i w gruncie rzeczy poruszające: przecież każda z tych osób wyszła do pracy, po prostu spóźniła się na swój pociąg, wybrała inną linię z jakiegoś prozaicznego powodu, musiała coś załatwić w innej części miasta… niektórzy nie wrócili już nigdy, pozostawiając pustkę w życiu tych, których opuścili. Szokujące jest dla mnie najbardziej to, jak szybko ludzie tracą wrażliwość na drugą osobę i jak łatwo ją naznaczają: sarinowa wdowa, ten od sarinu, hipochondryk… To samo spotyka ofiary, które nie myślą o sobie jako o ofiarach właśnie, lecz nieudacznikach czy hipochondrykach, bo sarin poczynił zbyt duże szkody w ich organizmach i powrót do dawnej formy jest już niemożliwy. Niektórzy wręcz mówili wprost: „Gdybym stracił(a) nogę/rękę, ludzie by mi współczuli”. A tak, to tylko gaz.

Inną kwestią jest przynależność do sekty. Autor przeprowadził też wywiady z jej członkami, a osobiście mam wrażenie, że nieco za mocno kładł nacisk na to, że zbrodniarze są jednymi z nas, bo przecież każdy ma mroczną stronę. Fakt, nie jest to innowacyjne ujęcie, podobnie próbowano tłumaczyć nazistów i inne osoby. Wydaje mi się jednak, że te rozmowy mają trochę na celu odwrócenie uwagi czytelnika od niewygodnej prawdy: tak, każdy ma mroczną stronę, ale różnica między tym a dokonaną zbrodnią jest zwykle oddzielona pewną granicą. A tę przekraczają jednak nieliczni. Pojawia się też pytanie, jak bardzo można być oddanym sekcie oraz „mentorom”, nie kwestionować ich poleceń. Posłuszeństwo i powinność czasami mogą nam imponować, ile razy sami coś zignorowaliśmy, czegoś nie zrobiliśmy albo nie poszliśmy do pracy, bo tak? Bo mieliśmy taki kaprys? Z drugiej strony: co by było, gdyby zignorowano polecenia guru? Porzucono plan w ostatniej chwili? Nie było się tak biernym w pociągu? Gdyby, gdyby… 

Reasumując, Podziemie to niełatwa lektura. Co prawda dzięki krótkim rozdziałom czyta się to dość szybko i płynnie. Powtarzające się relacje mogą niestety nużyć. Mimo wszystko myślę, że jest to książka warta przeczytania, ma swoje mankamenty, prawda, ale nie uważam, że należy ją omijać szerokim łukiem – wręcz przeciwnie. Murakami oddaje głos swoim rozmówcom, lecz między wierszami można odczytać też jego zarzut względem swojego społeczeństwa. Autor zwraca tym uwagę na to, jak bardzo tracimy wrażliwość na drugiego człowieka, jak szybko przestajemy go zauważać i przyczepiamy mu różne łatki. Na ten problem wskazują również pasażerowie feralnych pociągów – mimo że większość już podejrzewała, że w wagonach jest „coś nie tak”, nikt nie zareagował Ktoś osunął się bezwładnie na ziemię – nikt nie zareagował. Ludzie wołali pomocy – nikt nie zareagował… W gruncie rzeczy Podziemie to lektura uniwersalna o tragedii, ludzkiej (nie)wrażliwości i groźnym fanatyzmie, który nierzadko wywołuje dramaty. Działa jako ostrzeżenie


autor: Haruki Murakami
tytuł: Podziemie. Największy zamach w Tokio
przekład: Michał Kłobukowski
wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne
miejsce i data wydania: Wołowiec 2021
liczba stron: 480
format: 140 × 225 mm
oprawa: twarda

Polonistka z wykształcenia, skandynawistka w przyszłości. Miłośniczka nauki, jedzenia, filmów oraz seriali. Wielbicielka literatury dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej, a zwłaszcza dystopii. Zakochana w Norwegii i norweskim, ogląda, słucha i czyta wszystko, co powstało w kraju nad fiordami. Darzy miłością pieski i świnki morskie. Redaktor naczelna tego przybytku. Od niedawna udziela się na bookstagramie @mons.reads.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %