Zwoje rozwoju

Porozmawiajmy jak mężczyzna z kobietą

Kobiety? Mielą ozorem na prawo i lewo, i to jeszcze bez sensu. Ile one mówią, to się w głowie nie mieści. Tysiąc słów, zero konkretów i same ckliwe frazesy. Mężczyźni? Ci to najchętniej nic by nie mówili, bo im się nie chce. I niczego, absolutnie niczego nie kumają. Dialog w ich wykonaniu ogranicza się do haseł: „No, spoko ta sukienka jest. No mówię ci przecież, że spoko!”. Samo życie, co?
Mam nadzieję, że jako wytrwali czytelnicy nie poprzestaliście na lekturze pierwszego akapitu, bo to, co chcę powiedzieć, będzie niemal całkowitą antytezą stereotypów, którymi was na początku poczęstowałam (zrobiłam to zresztą z cichą nadzieją, że się trochę oburzycie!). Mówię „niemal”, ponieważ wiele obiegowych opinii znajduje potwierdzenie w rzeczywistości oraz badaniach naukowych. Inną sprawą jest jednak to, jakie wyciągniemy wnioski z tych wszystkich ludowych mądrości. I na tym przede wszystkim chcę się skupić, a inspiracją niech stanie się dziedzina najbliższa mojemu sercu, czyli komunikacja.

Zacznijmy od serii podstawowych pytań.

Po pierwsze: czy kobiety i mężczyźni komunikują się inaczej? Tak. Rzeczywiście możemy wskazać różnice płciowe w strategiach komunikacyjnych, mimo że język to materia, która wymyka się uogólnieniom. Wypowiadane słowa zazwyczaj zmieniają się w zależności od płci słuchaczy, choć niezwykle ważną funkcję pełnią tu indywidualne cechy językowe każdego użytkownika języka. Sporo zależy również od kontekstu sytuacyjnego, w którym występujemy jako nadawcy komunikatu.

Po drugie: czy jesteśmy skazani na te rozbieżności? I tak, i nie – wiele różnic rzeczywiście wynika z przesłanek biologicznych, jeśli chodzi jednak o wpływ czynników kulturowych, musimy być bardzo ostrożni, ponieważ dużych trudności nastręcza próba określenia kierunku zmian, a więc tego, czy to kultura wpływa na język, czy to język wyznacza obraz kultury.

Po trzecie: skoro różnice istnieją, to co możemy z nimi zrobić, jak możemy ze sobą żyć? To pytanie uważam za najważniejsze, stąd też wszystko, co za chwilę przeczytacie, będzie prowadziło do udzielenia odpowiedzi na nie. A jako punkt wyjścia i dojścia zarazem proponuję triadę 3xZ: znaj, zrozum, zastosuj.

Okej, no to wiemy już, że się różnimy. Ale dlaczego? Najkrócej mówiąc: przez rozbieżne priorytety i perspektywy. Kobiety zazwyczaj kształtują swoje relacje międzyludzkie w perspektywie horyzontalnej, projektują relacje społeczne w linii poziomej – chcą mieć ich dużo, dbają o długą ławkę. Dla nich najważniejsza jest intymność: kiedy już mają tę długą ławkę, starają się, aby odległości pomiędzy osobami na niej siedzącymi stawały się coraz mniejsze i żeby wolne miejsca mogli zająć inni ludzie, którym wtedy będzie równie miło i dobrze. Kobiety posiadają wielki dar spajania społeczności, budowania wspólnoty – zazwyczaj priorytetowe jest dla nich pytanie: „Jak blisko możemy być ze sobą?”. W większości przypadków mówią i robią pewne rzeczy, bo chcą być pomocne.

Nieco inaczej patrzą na to mężczyźni, którzy noszą na barkach biologiczno-psychiczne pozostałości po ewolucji: widzą siebie nadal w roli samców alfa, zwycięzców w walce o łupy i przedłużenie gatunku. Czują, że pozycja społeczna jest wyznacznikiem ich tożsamości płciowej oraz tożsamości w ogóle. Skoro zatem pozycja w stadzie ma takie znaczenie, na pierwszy plan wysuwa się rywalizacja w planie wertykalnym. Mężczyźni kierują swoje wysiłki ku budowaniu pionowej hierarchii społecznej, w której pragną zająć jak najwyższe miejsce. Z tej perspektywy bliskość przestaje mieć znaczenie, a nawet czasem może zagrażać – im mniejsze dziury na osi pionowej, tym większa konkurencja – dlatego facetów bardziej intryguje pytanie: „Kto jest na szczycie i jak ja mogę tam dojść?”. Nawet jeśli pragną pomóc, to ich główny cel jest inny: chcą być ekspertami.

Raczej nie stworzymy z linii pionowej i poziomej układu prostych równoległych, ale za to kobieca oś X i męska oś Y mogą nam stworzyć niezły układ współrzędnych. A jakie wartości moglibyśmy w nim zaznaczyć?

Komunikacja to moja pasja. Mogę o niej opowiadać godzinami i każdego dnia odkrywam w niej coś nowego. Podczas pisania tego artykułu szybko zrozumiałam, że nie dam rady opowiedzieć o wszystkim, bo zapewne nie macie wolnych dziesięciu godzin na swobodną lekturę. 🙂 Zapytałam więc siebie o to, co według mnie stanowi najważniejszą przyczynę zatorów komunikacyjnych między mężczyznami a kobietami. Myślałam, czytałam książki mądrzejszych ode mnie, słuchałam wielu rozmów i wiecie, co wymyśliłam? Tu chodzi o ból. A dokładniej: kobiety chcą, żeby na początku bolało mocno i ustępowało powoli, a mężczyźni chcą, żeby bolało coraz mniej i coraz krócej. Kobiety chcą mieć problemy, mężczyźni chcą mieć rozwiązania.

Wiem, że teza brzmi kontrowersyjnie, ale możecie mi zaufać: wszystko to wzięłam z naszego układu współrzędnych. Zgodnie z nim kobieta skupia się na budowaniu relacji, dla mężczyzny natomiast większe znaczenie ma znalezienie sposobu na pokonywanie trudności, które są niczym innym jak blokadą do wejścia na wyższy poziom w hierarchii społecznej. Stąd też naturalną kobiecą reakcją na wysłuchiwanie cierpiącej koleżanki będzie prawdopodobnie komunikat typu „rozumiem twoje uczucia – mam podobnie”, a to prowadzi do dwóch wniosków kluczowych bez względu na płeć: „jesteśmy tacy sami / takie same” i „nie jesteś z tym sam / sama”. Mężczyźnie również na takich wnioskach zależy, lecz myśli o nich nie wspólnotowo, lecz zadaniowo, dlatego wyśle do rozpaczającego kolegi raczej komunikat typu „rozumiem twoje uczucia, ale ja znam fakty i ci o nich powiem”. Jeśli przyczyna cierpień jest znana, to mężczyzna najprawdopodobniej skupi się właśnie na niej, aby rozwiązać sprawę od podstaw.

I tu zaczynają się tarcia, bo okazuje się, że dla kobiet w pierwszej chwili ważniejszy od przyczyny jest rezultat. Znów należy wrócić do priorytetów: skoro z kobiecego punktu widzenia najbardziej wartościowa pozostaje intymność i wspólnota, to chwile łączenia się w uczuciach mają niebagatelną wartość dla umacniania relacji. Są potrzebne. Zaspokajają potrzeby akceptacji, zrozumienia i solidarności. I dopiero wtedy, gdy tak się stanie, kobiety czują się gotowe do skupienia się na realnym działaniu. Mężczyznom taka kolejność wydaje się nienaturalna: dla nich to wręcz oczywiste, że na problem trzeba zareagować poszukiwaniem rozwiązania.

W sytuacjach trudnych kobieta podświadomie oczekuje od partnera komunikacji zrozumienia i wzmocnienia uczuć, a zatem pośrednio aprobowania ich przyczyn. Mężczyzna pragnie uśmierzania uczuć, co z kolei wiąże się z podważaniem ich przyczyn. Przełóżmy to na życie: jeżeli kobieta mówi mężczyźnie, że przytyła i wygląda beznadziejnie, to NAJGORSZĄ rzeczą, jaką może zrobić mężczyzna, będzie zamachanie jej przed oczami karnetem na siłownię, mimo tego, że to przecież doskonałe rozwiązanie problemu nadwagi i niezadowalającej sylwetki. To będzie bardzo dobre, ale później – jeśli zrobicie tak od razu, panowie, to pamiętajcie, że kobieta może poczuć się… atakowana. Z braku zrozumienia jej uczuć wydedukuje sobie brak zrozumienia dla niej samej, a potem uzna, że tak naprawdę żywicie wobec niej wrogość. Panie, wy za to miejcie się na baczności, kiedy pełne najlepszych chęci pocieszacie mężczyznę i opiekujecie się nim jak… no właśnie, jak mama synkiem. Wasze serdeczne słowa typu „wiem, co czujesz” mogą stać się dowodem na to, że traktujecie mężczyznę protekcjonalnie – on szybko uzna, że skoro tak się nad nim biedzicie, to pewnie jest w waszych oczach totalnym zerem, a w dodatku uważacie, że wasza pomoc to najlepsze, co mogło go spotkać w życiu. Obydwie sytuacje mają wielki potencjał zapalny – w bezpośredni sposób prowadzą do wniosku „nie jesteśmy tacy sami”. Burzą wspólnotę, zacinają komunikację. Niszczą współpracę.

Co można z tym zrobić? Wróćmy do zasady 3xZ: zastosujmy tę wiedzę do zmiany naszych przekonań o współrozmówcy. Ogromnie doradzam zwłaszcza jedną rzecz, która bezpośrednio wywodzi się z zasady kooperacji komunikacyjnej Grice’a: zakładajmy, że druga strona komunikacji ma dobre intencje. To diametralnie zmienia punkt widzenia: skoro ona chciała dobrze, to na pewno nie pragnęła mi pokazać, że jestem beznadziejny, a skoro on chciał dobrze, to na pewno nie zamierzał zlekceważyć moich uczuć. A zaraz potem, i to też doradzam, a nawet apeluję o to: mówmy, czego potrzebujemy. Kobieto, powiedz mężczyźnie: „wiesz, wystarczy, że mnie posłuchasz i powiesz, że mnie szanujesz, a potem wspólnie poszukamy siłowni”. Mężczyzno, powiedz kobiecie: „słuchaj, wolę, żebyś poszukała w internecie, gdzie jest najbliższy serwis naprawy laptopów, niż współczuła mi zalanej klawiatury”. A na koniec: bądźmy wdzięczni i dziękujmy. Dostałaś karnet na siłownię, kobieto, bo on się przejął, że jest ci źle. Ona trzymała cię za rękę, kiedy patrzyłeś na swój rozwalony laptop, mężczyzno, bo chciała ci pomóc najlepiej, jak umiała.

Wtedy jest szansa, że stworzymy najwspanialszy układ współrzędnych w całym wszechświecie… albo po prostu wystarczająco dobry. To wystarczy.


Źródło, z którego korzystałam i które polecam:
Mosty zamiast murów. Podręcznik komunikacji interpersonalnej, red. John Stewart, Warszawa 2005, rozdz. Męskie i kobiece style ekspresji.

Absolwentka filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, zastępczyni redaktor naczelnej portalu, zajmuje się także redakcją i korektą portalowych artykułów. Miała być lekarzem, ale została językoznawcą i uważa, że lepiej nie mogła wybrać. Obserwuje rzeczywistość z wrodzoną dociekliwością w myśl zasady, że ciekawość to pierwszy stopień nie do piekła, lecz do wiedzy. Wiecznie wierzy – w świat, w ludzi, w uczucia, w język, w Słowo.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %