Przedwczesny antyfaszysta
Jak to bowiem wygląda w praktyce? Otóż wydaje mi się, że Nicholas Reynolds wpada w pułapkę, którą sam celnie opisał w przypadku Hemingwaya – zwyczajnie przecenia wagę szpiegowskiej czy komunistycznej aktywności pisarza. Być może lista organizacji, z którymi nawiązał współpracę, robi wrażenie, ale na pewno nie zasługuje na sensacyjne nagłówki, blurby i inne marketingowe teksty i tekściki promujące książkę.
I dalej – z Hemingwaya nie był żaden towarzysz, jak sugeruje tytuł, a dowodzi tego nie kto inny jak właśnie Reynolds. Mamy tu do czynienia raczej z upartym zwolennikiem rewolucji, który sieje lewicową propagandę i broni poczynań Sowietów, bo lubi używać mocnych słów, nie widzi szarości, zapędza się w swojej walce, a ostatecznie po prostu nie lubi się przyznawać do błędów. Popierając rewolucję w Hiszpanii w latach 30. czy Fidela Castro dwie dekady później, nie opowiadał się za komunistycznym reżimem, a zaciekle walczył ze znienawidzonym wrogiem z drugiej skrajności – faszyzmem. Dlatego tak dobrze pasuje określenie ukute przez samego pisarza – „przedwczesny antyfaszysta” (przedwczesny, bo skazujący go na jedyną wyrazistą opozycję, czyli skrajną lewicę).
Dosyć gruba książka (ponad 400 stron) ostatecznie skleja do kupy jedynie skrawki szumnie zapowiedzianego tematu. Trzeba jednak przyznać autorowi, że bardzo sumiennie objaśnia wszystkie „szpiegowskie” czy „komunistyczne” epizody z życia Hemingwaya, sytuując je na tle skrupulatnie opisanej sytuacji politycznej oraz okraszając powiązaniami z motywami literackimi. Towarzysz Hemingway jest zatem – co oczywiste – publikacją dla zapalonych fanów pisarza, a także wszystkich zainteresowanych historią, czasami II wojny światowej, komunizmem, szpiegostwem czy nastrojami społecznymi w drugiej połowie ubiegłego wieku. Nie zmienia to faktu, że najciekawiej i tak wypadły fragmenty opowiadające o Hemingwayu jako pisarzu, żołnierzu i generalnie wzorowym narwańcu.
Na koniec jeszcze parę słów o wydaniu i konstrukcji książki. Bardzo spodobał mi się zabieg stworzenia króciutkich fabularyzowanych wstawek przed każdym z rozdziałów, udanie wprowadzających w nastrój. Plusem jest też wyróżnienie ich kursywą i podkreślenie poziomą linią. W niemałą konsternację – szczególnie osoby, które czytają wszystko od pierwszej do ostatniej strony – może wprowadzić spis postaci z krótkimi biogramami umieszczony na początku książki. Zdecydowanie lepszym miejscem na taką ściągawkę byłyby okolice ostatniego rozdziału i przypisów końcowych (ciągnących się na niemal stu stronach!). Wszystkie te dodatki razem jeszcze ze spisem źródeł sprawiają nieco przytłaczające wrażenie, tym bardziej że całość jest raczej pozbawiona lekkości, częściej przybija czytelnika szczegółami, niż pozwala wczuć się enigmatyczność i niejednoznaczność opisywanych sytuacji.
Niemniej przyznaję, że nie żałuję czasu spędzonego z Towarzyszem Hemingwayem. Rzeczywiście dzięki tej książce poszerzyłam swoje doświadczenia związane z pisarzem i być może nawet wzbudziła ona we mnie nowe pokłady zainteresowania dla jego twórczości. Szkoda trochę tej atmosfery sensacyjności, bo bez niej pewnie odbiór biografii byłby łatwiejszy i przyjemniejszy – nie naznaczony niepotrzebnymi oczekiwaniami.
tytuł: Towarzysz Hemingway
przekład: Zbigniew Kościuk
wydawnictwo: Bellona
miejsce i rok wydania: Warszawa 2018
stron: 462
format: 135 x 215 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami