Przeczytaliśmy

Siedem opadłych piór. Recenzja

Kanada od zawsze kojarzyła mi się z wolnością, tolerancją i „innym światem” – w tym pozytywnym znaczeniu. Że możemy, a nawet powinniśmy, brać z niej przykład. Wydaje mi się, że nie jestem jedyna w tym myśleniu. Ale Kanada jak każdy kraj ma swoje ciemne strony, demony i tragiczne wydarzenia. Najbardziej porusza mnie to, że nie są to wydarzenia sprzed kilkuset lat, tylko całkiem nam współczesne. Czytałam 27 śmierci Toby’ego Obeda Joanny Gierak-Onoszko, które mną wstrząsnęło tak, że mimo upływu czasu nadal pamiętam o tym tytule. Od tamtej pory staram się czytać reportaże o Kanadzie – kraju „idealnym”. A Siedem opadłych piór Tanyi Talagi właśnie pokazuje, że wcale taki idealny nie jest.

Zacznijmy od autorki. Tanya Talaga jest doświadczoną dziennikarką, od dwudziestu lat pracuje w „Toronto Star” i zajmuje się różną tematyką: od wiadomości ogólnych przez edukację po wiadomości zagraniczne oraz sprawy rdzennych mieszkańców. Wraz z zespołem dziennikarskim dwukrotnie otrzymała nagrodę National Newspaper Award. Wyróżnia ją pochodzenie – rdzenne i (uwaga!) polskie. Kwestie dotyczące rdzennych mieszkańców są jej bardzo bliskie nie tylko ze względu na korzenie, lecz także na doświadczenia jej rodziny. Nic zatem dziwnego, że poświęciła książkę sytuacji rdzennych mieszkańców Kanady. A ona jest – mówiąc delikatnie – niezwykle trudna.

Punktem wyjścia dla reportażu Talagi jest niewyjaśniona śmierć siedmiu uczniów ze szkoły średniej w Thunder Bay. Jethro, Curran, Reggie, Kyle, Jordan, Tammy i Josiah – tytułowe siedem opadłych piór, siedem straconych żyć. Zmarli na przestrzeni lat 2000-2011, większość z nich znaleziono w rzece. Po prostu się utopili, można by rzec. Ale kto wchodzi do rzeki, gdy temperatura spada do 0 stopni i poniżej? Część z nich była również świetnymi pływakami, od lat wychowywani nad rzekami i jeziorami, woda nie była dla nich niczym zaskakującym – tacy ludzie nie toną przypadkiem. Ale co się z nimi stało? Jak do tego doszło? Jak zareagowały władze? Jak wyglądało śledztwo policji? Autorka stara się odpowiedzieć na te pytania i jeszcze raz prześledzić tamte wydarzenia, które doprowadziły do śmierci nastolatków. A przy okazji ukazuje czytelnikom, że mowa jest o znacznie szerszym problemie – sięgającym zarówno daleko w przeszłość, jak i wysoko w hierarchii społeczeństwa.

Podczas lektury niejednokrotnie czułam się przytłoczona historią bohaterów. Poziom rasizmu oraz to, jak traktuje się rdzennych mieszkańców, po raz kolejny mną wstrząsnęły. W trakcie dziennikarskiego śledztwa autorki wyszły na jaw liczne zaniedbania, które po części doprowadziły do tragedii. Brak wsparcia psychologicznego, kiepskie finansowanie edukacji dzieci z rdzennych społeczności, konieczność wysyłania nastolatków kilkaset kilometrów od domu do szkoły w mieście, w którym czują się samotni, wyobcowani i są narażeni na ataki rasistów, łatwość w dostępie do alkoholu i innych używek. Mimo że sprawy śmierci nastolatków nawet dla cywilów wydawały się dziwne i podejrzane, policja bardzo szybko kwalifikowała je jako „wypadek”, zamykała sprawę i zapominała o zmarłym. Porażający jest nawet fakt, że od momentu zaginięcia do czasu wszczęcia śledztwa mijało zazwyczaj kilka dni.

Autorka analizuje system prawny Kanady, sięgając do historii tego kraju, przybliża czytelnikom liczne ustawy, które miały ułatwić rdzennym mieszkańcom przystosowanie się do społeczeństwa. Ale zazwyczaj te ustawy spychały ich coraz bardziej na margines, utrudniały życie, dostęp do edukacji, kultury, opieki zdrowotnej, godnego życia. Jedna z rozmówczyń Talagi mówi, że rdzenni są traktowani tak jak zwierzęta, w oczach Kanadyjczyków są „czymś”, nie ludźmi. Poruszający jest fakt, jak niewiele zmieniło się na przestrzeni dekad. Choć wydawano różne zarządzenia, mające na celu zmianę życia rdzennych, zazwyczaj nie były one wprowadzane w życie. Rząd się od tego uchylał albo po prostu w ogóle ignorował sprawę. A najgorszy z tego wszystkiego jest niezwykle wysoki wskaźnik samobójstw wśród rdzennych dzieci – życie odbierają sobie nawet dziesięciolatkowie, którzy nie widzą dla siebie nadziei ani innego wyjścia.

Siedem opadłych piór było dla mnie bardzo trudną lekturą, którą musiałam sobie dawkować. Ogrom bólu, żalu i przerażających doświadczeń jest przytłaczający. Muszę zgodzić się z opisem z okładki, według którego nie sposób przeczytać tej książki i nie poczuć tragedii tych ludzi. Jest to bardzo emocjonalna podróż przez Kanadę, w której nie każdy czuje się bezpiecznie i swobodnie. W której nie każdy otrzyma należytą pomoc, odpowiednią ochronę, edukację czy opiekę lekarską. W której nie każdy zostanie zauważony, a w razie zniknięcia po prostu zapomniany. A przecież każde życie jest tak samo ważne.

autor: Tanya Talaga

tytuł: Siedem opadłych piór

przekład: Emilia Skowrońska

wydawnictwo: Marginesy

miejsce i data wydania: Warszawa 2023

liczba stron: 320

format: 135 × 210 mm

oprawa: miękka ze skrzydełkami

Polonistka z wykształcenia, skandynawistka w przyszłości. Miłośniczka nauki, jedzenia, filmów oraz seriali. Wielbicielka literatury dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej, a zwłaszcza dystopii. Zakochana w Norwegii i norweskim, ogląda, słucha i czyta wszystko, co powstało w kraju nad fiordami. Darzy miłością pieski i świnki morskie. Redaktor naczelna tego przybytku. Od niedawna udziela się na bookstagramie @mons.reads.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %