PrzeczytaliśmyRecenzje

Tajemnicza wyspa zesłańców

O Małgorzacie Szejnert mówi się: „królowa reportażu”. Można rzec nawet: „królowa-matka”, bo pod jej skrzydłami wychowywali się najlepsi dzisiejsi reporterzy średniego pokolenia. Teraz to oni uczą debiutantów, więc krew Szejnert płynie w żyłach już drugiego pokolenia dziennikarzy. Sama królowa jest wciąż aktywna i raz na jakiś czas wydaje nową książkę. Właśnie ukazała się kolejna – Wyspa węży.

 Reportaże Szejnert są doskonałe i nie można im zarzucić jakichkolwiek braków w warsztacie. Autorka tka je doskonałym ściegiem i zawiera w nich wszystko, co powinno się znaleźć w świetnej opowieści. Pisze doskonale, na jej książkach można uczyć się trudnej sztuki reportażu i zostać mistrzem – tak jak niejeden z jej wychowanków z „Gazety Wyborczej”. Szejnert ma bowiem nie tylko doskonałą umiejętność prowadzenia narracji, lecz także reporterski nos. Trafia na arcyciekawe wątki jak rasowy tropiciel, a kolejnym dowodem na to jest właśnie Wyspa węży.

Zbieranie materiału do opowieści reporterka zaczęła wiele lat temu, ale jak sama przyznaje, zarzuciła temat, bo wydał się jej zbyt płaski. Wróciła jednak do niego, bo żal jej było wykonanej pracy – i wtedy wykiełkował pomysł na inną książkę, w której motyw rodzinny stanowi jedynie pretekst do odkrycia i przedstawienia powszechnie nieznanego epizodu z wojennej historii Polski.

W czasie II wojny światowej na szkocką wyspę Bute z rozkazu generała Sikorskiego internowano sporą grupę polskich oficerów. Byli wśród nich także ci o najwyższych stopniach. Takie ostateczne rozwiązanie przyjął Naczelny Wódz w stosunku do swoich antagonistów. Zresztą żeby stać się wrogiem Sikorskiego, wystarczyło wydać w Londynie satyryczne pismo po polsku.

W ten sposób historia Ignacego Raczkowskiego, oficera Wojska Polskiego i wuja autorki, o którym pamięć w rodzinie zniknęła wraz z początkiem wojny, rozrosła się do rozmiarów książki o niezbyt chlubnym wątku polskiej historii. Kapitan Raczkowski spoczął po śmierci w 1943 roku na cmentarzu w malutkim Rothesay na wyspie Bute. Szejnert postanowiła zbadać rodzinną historię i losy innych polskich żołnierzy, którzy żyli tam w odosobnieniu, a o ich dawnej pozycji świadczyły tylko ostrogi noszone w uroczystych chwilach.

Autorka dochodzi do wniosku, że dramat kilkuset żołnierzy wynikał z wielkiej zadry, jaką nosił w sobie generał Sikorski po przegranej kampanii wrześniowej, kiedy to część kadry oficerskiej oficjalnie obwiniła go za to niepowodzenie. Kiedy otrzymał stanowisko premiera i Naczelnego Wodza, postanowił odizolować tę część oficerów, która miała do niego pretensje. Słowem – zranione ego dowódcy zaważyło na losie kilkuset wyszkolonych i doświadczonych żołnierzy.

Szejnert prowadzi swoją opowieść tak, że wciągnięci zostajemy w sam środek śledztwa. Spacerujemy po uliczkach miasteczek na wyspie Bute, zaglądamy do dokumentów, czytamy listy, obserwujemy polskie ślady. Wszystko z zapartym tchem, bo odkrywamy niezbyt znaną kartę historii, która – powiedzmy to sobie szczerze – nie napawa nas dumą. Widzimy, że historia oręża polskiego oprócz dumnej twarzy bitnych żołnierzy ma także zaciętą minę urażonego wodza. Dowiadujemy się, że z jednej strony Polacy mogli walczyć „za wolność waszą i naszą”, ale z drugiej strony tych, którzy mogli nieść karabin, wyznaczał urażony premier.

Wyspa węży należy do literackiej ligi mistrzów i mógłbym w nieskończoność wymieniać, dlaczego tak jest. To książka świetnie zdokumentowana, doskonale zweryfikowana i napisana na najwyższym poziomie. Do tego traktuje o wręcz narodowych cechach Polaków – honorze (tutaj skażonym), dumie (urażonej) i uporze (niemądrym). Po lekturze chylę czoła przed królową reportażu i wpisuję Wyspę węży na listę moich ulubionych książek.



autor: Małgorzata Szejnert
tytuł: Wyspa węży
wydawnictwo: Znak
miejsce i rok wydania: Warszawa 2018
liczba stron: 384
format: 165 × 235 mm
oprawa: twarda

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %