PrzeczytaliśmyRecenzje

Wróżba. Wspomnienia recenzentki

Nie jest dobrze. Porwałam się na rzecz trudną – tym trudniejszą, że docenioną i w związku z tym często komentowaną. Co więcej, o Wróżbie Agnety Pleijel prawdopodobnie powiedziano już wszystko: że bildungsroman, ale z perspektywy dziewczęcej (i że bardzo takich historii brakuje), że obyczajowość Szwecji lat 40. i 50., że wątki feministyczne, że relacje córki z matką i córki z ojcem, że stereotypy i ich przełamywanie (albo wręcz przeciwnie). Że autotematyzm. A jednak coś wywołuje potrzebę, aby o tej książce napisać jeszcze kilka słów od siebie. Stąd niedaleko do wniosku (także już wyrażonego), że Wróżbę przeżywa się w jakimś sensie osobiście, że staje się ona książką bliską czytelnikom, a może zwłaszcza czytelniczkom.
Perspektywę kobiecą, a właściwie dziewczęcą, podkreśla już podtytuł książki – Wspomnienia dziewczynki. To właśnie historia dorastającej Nety spaja fabułę, ale odchodzą od niej także historie innych kobiet: jej matki, ciotek, przyjaciółki. Są to jednak, co warto zauważyć, opowieści wyraźnie odrębne, raczej luźno ze sobą powiązane niż ciasno splecione. Każda z bohaterek w pojedynkę przeżywa to, co dla niej ważne i trudne: niepokoje, wiarę i niewiarę, miłość, nadzieję, zdradę, chorobę. Pretekst do szczerej rozmowy nadarza się nieczęsto, a jeśli już się nadarza, to należy brać pod uwagę, że może ona zostać przerwana w każdej chwili, a na powrót do tematu nie ma co liczyć.

Na tym fundamencie główna bohaterka zdaje się budować swoją tożsamość. Na własną rękę szuka sobie miejsca w życiu, ustala jego ramy. Dąży do niezależności, także finansowej. Próbuje zrozumieć otaczający ją świat. Następuje to także dzięki teatrowi i książkom, przynoszącym doświadczenia odmienne niż te znane z życia codziennego, stanowiącym dla niego alternatywę. Szczególnie ważne wydaje się aktorstwo, które pozwala Necie – prawie już dorosłej, a przy tym wcześnie nauczonej dystansu i powściągania emocji – uzewnętrznić bunt wobec przyjętych konwencji.

Temu budowaniu tożsamości nieodłącznie towarzyszą również wątpliwości, nieopuszczające Nety prawie nigdy, natrętne myśli i rozczarowania – choćby wtedy, kiedy bohaterka, poszukując Boga, zaczyna (sporo później niż standardowo) przygotowywać się do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej, ale zamiast odpowiedzi na nurtujące ją pytania otrzymuje zbiór reguł do wyuczenia na pamięć i wiedzę przeznaczoną dla osób znacznie młodszych od niej. Rozczarowanie zdaje się zresztą doświadczeniem ważnym nie tylko dla niej, lecz także dla innych kobiet w jej otoczeniu, a zwłaszcza dla matki – artystki, która ze względu na rodzinę porzuciła ukochaną muzykę. Rozczarowuje ją mąż, profesor fizyki, córka nieprzejawiająca talentu muzycznego, wreszcie – przyjaciółka. Matka Nety może się wydawać irytująca: rozedrgana wewnętrznie, nieprzewidywalna emocjonalnie, zawsze niespełniona. Spóźniona wiedza o jeszcze jednym jej rozczarowaniu – postępowaniem lekarzy psychiatrów z pacjentkami (różnica między kobietami a mężczyznami staje się tu wyjątkowo ważna), które z trudem większym niż inni zmagają się z życiem – pozwala jednak spojrzeć na tę postać z innej niż dotąd strony, sporo w jej postępowaniu wyjaśnia.

Wszystkiego tego dowiaduje się czytelnik od dorosłej już bohaterki, która przy okazji (pod pretekstem?) porządkowania materiałów z przeszłości, zwłaszcza rzeczy po ciotce, opowiada historię swojego dorastania. Robi to jednak dwutorowo: z punktu widzenia dorosłej kobiety, wiedzącej, co nastąpi dalej, i dziewczyny niemającej tej wiedzy. Tę podwójną perspektywę, lecz także dystans wobec siebie z przeszłości odzwierciedla dwojaka narracja: pierwszoosobowa, którą posługuje się dorosła Agneta, i trzecioosobowa, zarezerwowana dla retrospekcji. Ta pierwsza stanowi ramę historii: dojrzała narratorka konfrontuje swoją obecną wiedzę o świecie ze świadomością dziecka, a potem – nastolatki i młodej kobiety. Pozwala jednak opowieści z przeszłości biec swoim torem, nie poucza, nie naśmiewa się z siebie dawnej. Wręcz przeciwnie – stara się zrozumieć.

To właśnie tej historii przypada kluczowa rola w tworzeniu fabuły książki. Jest to jednak fabuła nietypowa, nawet ze względu na sam układ tekstu – zrezygnowano w nim bowiem z wyodrębnienia kwestii dialogowych. Wypowiedzi innych osób zostają przefiltrowane przez punkt widzenia Nety, uniezależniają się od pierwotnych nadawców, całość zaś przypomina coś na kształt monologu wewnętrznego głównej bohaterki. To z kolei bardzo subiektywizuje opowieść, pozwala na swobodne uwypuklenie jednych spraw i zupełną marginalizację innych ze względu na ich ważność (ot, na przykład: Neta ma dwie siostry, ale wzmianki o nich, w przeciwieństwie choćby do wspomnień o ciotkach, pojawiają się tylko wyrywkowo). „Jesteśmy fikcją. Konstruujemy siebie ze słów” (s. 246) – pisze już dojrzała narratorka. Selekcja i hierarchizacja wątków okazują się nieodzowne.

Dokonują jej także czytelnicy i czytelniczki – każdy i każda po swojemu, w zależności od tego, co akurat dla nich najistotniejsze, co im najbliższe. Było to nieuniknione także dla mnie – z tego powodu mam na przykład niepokojące poczucie, że nie umiem docenić opowieści o doświadczeniach specyficznie kobiecych, związanych choćby z dojrzewaniem płciowym, na które zwraca uwagę wielu recenzentów Wróżby. Ważniejsze wydaje mi się coś innego. Otóż Neta jest pozostawiona sama sobie – wtedy, kiedy jej ciało zaczyna się zmieniać, kiedy nie wie, jak ma na te zmiany reagować, kiedy nie może się doprosić o kupienie pierwszego biustonosza, ale przecież nie tylko wtedy. Może właśnie dlatego rozmowa z przypadkowo spotkanym Japończykiem (przebiegająca w dość dziwnych okolicznościach i trochę nierealna) tak ją zaskakuje: po raz pierwszy uwaga zostaje skierowana wyłącznie na nią, na to, co ona myśli, czego chce, co zamierza robić. I wreszcie: które (nie: jakie!) życie by wybrała – spokojne i poukładane, ale jednostajne, czy trudne, pełne niebezpieczeństw, ale i nieoczekiwanych zachwytów i olśnień. To dla niej pytanie kluczowe, któremu nadaje najwyższą wagę. „Nikt wcześniej nie zadał jej podobnego pytania. Jej odpowiedź musi być absolutnie szczera. To wróżba, ale teraz to ona jest medium. Długo się zastanawia. Tu chodzi o życie” (s. 196).

Na pierwszym roku studiów w notatkach kserowanych od koleżanki znalazłam zapisek: „Definicja dobrej książki: pisarz pisze o mnie za mnie”. A zatem – na pierwszym miejscu czytelnik, jego odbiór. I prawo do subiektywizmu, zależnego od doświadczeń, światopoglądu, odczuć, typu wrażliwości. Rzecz jasna, stosowanie tego kryterium przez recenzenta jest ryzykowne – ale możliwe, że najuczciwsze. A Wróżba Agnety Pleijel to jedna z książek, które akurat w moim przypadku najpełniej odpowiadają tej definicji. Na usprawiedliwienie tego bardzo subiektywnego zakończenia pozostaje mi dodać, że nie jestem w tym odczuciu osamotniona – tak przynajmniej wynika z komentarzy innych czytających.

autor: Agneta Pleijel

tytuł: Wróżba. Wspomnienia dziewczynki

przekład: Justyna Czechowska

wydawnictwo: Karakter

miejsce i rok wydania: Kraków 2016

liczba stron: 275

format: 142 × 207 mm

Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Sprząta (na portalu, a czasem również gdzie indziej). Tu zetrze przecinek, tam dostawi brakującą literę, ówdzie zrobi przemeblowanie w zdaniu albo rozwiesi cudzysłów. Kiedyś studiowała ukrainistykę, ale jej przeszło. Została jej stamtąd sympatia do dwudziestowiecznej literatury ukraińskiej.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %