„Zwierzęta się nie znęcają” – podsumowanie 41. Festiwalu Filmowego w Gdyni
Szczególną uwagę na tej liście przykuwa Planeta Singli. Przezabawna, solidnie napisana komedia romantyczna – gatunek w Polsce przeklęty, ale dzięki Mitji Okornowi (Listy do M., Listy do M. 2) zrewitalizowany – pasuje do pozostałych nominowanych jak pięść do nosa.
Dwie trzecie filmów Konkursu Głównego (np. Na granicy, Czerwony pająk, Plac zabaw) przedstawiają sceny tortur lub brutalnego mordu. Mniej więcej w takiej samej liczbie filmów w czołówce powinny zostać wymienione papierosy, ponieważ odgrywają one równie istotną rolę, co palący je bohaterowie; maniera ta sprawia, że momentami wręcz trudno powiedzieć, czy rekwizyt buduje postać, czy na odwrót.
Większość pokazanych w tym roku filmów (np. Zjednoczone stany miłości, Sługi boże, Las 4 rano, Plac zabaw) sprowadza seksualność do rangi potrzeby fizjologicznej, życiowego błędu i/lub aktu przemocy, a przynajmniej źródła upokorzeń. Szokuje to, że – paradoksalnie – tylko w Wołyniu stosunek płciowy wiąże się z głębokim, odwzajemnionym uczuciem, ciepłem i bliskością. Przynajmniej jeden z nich, bo pozostałe potwierdzają powyższe spostrzeżenie.
Abstrahując od fabuł opartych na aktach sądowych (znakomite Jestem mordercą, Czerwony pająk i Zaćma), to właśnie w Wołyniu oraz w Placu zabaw przemoc graficzna znajduje żelazne umotywowanie w opowiadanej historii. W tym drugim (nagrodzonym za debiut reżyserski) sekwencja końcowa brutalnie zwalnia zapadkę, uruchamiając potrzebę dyskusji. Z dokumentalną precyzją odtworzono tu sadyzm, z jakim dwóch chłopców morduje niemowlę porwane z centrum handlowego. Część widzów zaczęła tupać lub opuściła teatr przed końcem filmu; również na spotkaniu z twórcami po projekcji padły głosy oburzenia i sprzeciwu. Przełamano kolejne tabu.
Przez cały tydzień zadawaliśmy sobie pytanie o zasadność podejmowanych tematów i zastosowanych środków wyrazu. Na nasz odbiór niewątpliwie wpływało to, że zgodnie z naturą festiwalu oglądaliśmy filmy jeden po drugim, co stymuluje powstanie całej sieci powiązań i pewnej panoramy polskiego kina. Choć współcześnie niepopularne jest podejmowanie na nowo tematów uniwersalnych, to z pewnością wśród zaprezentowanych filmów wyróżnia się Zaćma skupiająca jak w soczewce kwestie poczucia winy i odkupienia. Wielu widzów utożsami się z ekstremalnym rozdarciem głównej bohaterki, która bez wiary w Boga nie uzyska przebaczenia, ale wierząc, skaże się na dławiące poczucie winy. O równie ponadczasowej potrzebie zdystansowania się od cywilizacji, powrotu do korzeni oraz o bólu po utracie bliskiej osoby opowiada kolejny film Jana Jakuba Kolskiego, Las 4 rano. Stanowi swoiste zaproszenie do pierwotnego świata natury ze wszystkimi tego konsekwencjami.
W polskim kinie dominuje obecnie coś, co można nazwać „fabułą obserwacyjną”. W obliczu diagnozowanej przez filmoznawców utraty wiarygodności przez fikcję literacką i popytu widzów na surową prawdę można przypuszczać, że zjawisko to wpisuje się w obecny we współczesnym kinie zwrot w kierunku dokumentalizmu – zarówno jako formy wyrazu, jak i narzędzia fabularnego.
Wszystkie nieprzespane noce to portret współczesnych dwudziestolatków, a pewnie też przedstawicieli pokolenia milenijnego, wegetujących w stanie pełnej swobody wyboru. Ich dramat polega na tym, że choć buntują się przeciwko prozie życia, brak im w nim struktury i stabilnego kodeksu postępowania. Aktualny jak nigdy wcześniej dramat nastolatków z rozbitej rodziny podjęto z kolei w krzepiących (mimo szarzyzny) obyczajowych Falach, ale też w zupełnie odmiennym, unikalnym pod względem artystycznym Królewiczu olch. A skoro już mowa o dysfunkcyjnych rodzinach, trzeba wspomnieć o Ostatniej rodzinie (Wielka Nagroda Złote Lwy dla debiutującego Jana T. Matuszka). Tu także mamy do czynienia z wojerystyczną wiwisekcją, tym razem trudnych relacji panujących między Beksińskimi, ich zmagań z depresją syna, dziwactwami ojca malarza i biernością czułej matki. Do tego grona należy dołączyć również komediowego Kampera, który przygląda się dzisiejszym trzydziestolatkom. Pokazując kawałek znanego nam świata, nieśmiało zadaje pytania o to, jak się dziś buduje związek, planuje przyszłość i żyje w mieszkaniu od teściów. Łatwo się potknąć.
Zewsząd uderza samotność i cierpienie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Dominują patologie oraz światopoglądowy pesymizm. Z tematów podejmowanych przez młodych filmowców (aż osiem konkursowych filmów to debiuty, do tego dwa filmy drugie) przebija społeczne zaangażowanie i troska o skorodowaną rzeczywistość pozbawioną bezwzględnych wartości.
Z tej grupy wyłamało się Szczęście świata – ujmująco subtelna i poetycka opowieść o Holocauście. Zbyt łatwo zapominamy, że życie nie toczy się prostym torem. Cytując jednego z bohaterów – „nie jest z A do B”, bo „nie ma B”. Odrobina więcej światła, empatii i życzliwości jest nam bardzo potrzebna. Oby w przyszłym roku w polskim kinie jej nie zabrakło, a poziom pokazywanych dzieł pozostał wysoki.