Przeczytaliśmy

Boska biblia

Nie odważyłbym się samodzielnie napisać recenzji Biblii waginy. Dlatego o pomoc poprosiłem Paulinę, z którą już raz stworzyliśmy tandem recenzencki przy okazji książki Wagina. Bowiem żeby rozgryźć ten temat bez czynienia nikomu krzywdy potrzebne są dwa punktowe światła. Każde inne, bo oprócz płci różni nas z Pauliną także wiek. Na dodatek żeby dostrzec subtelności tematu ja muszę założyć okulary, a dla Pauliny, no cóż… to codzienność.

Artur

Zanim poznałem treść Biblii waginy, przeczytałem Ginekologów Jurgena Thorwalda. Resztki włosów na mojej głowie jeżyły się z przerażenia, a cała reszta głowy dziękowała losowi, że żyję w obecnych czasach. Jednak kiedy medycyna nadąża nad zdobyczami nauki, to bardzo często zdarza się, że kwestii rozwoju społecznego wciąż nogami tkwimy w wiekach średnich. Dotyczy to niestety roli kobiet w społeczeństwie, a przede wszystkim ich traktowania przez mężczyzn. Instynkty atawistyczne i przywiązanie do patriarchatu wciąż rozpala w męskiej części społeczeństwa zachowania samcze. Silna chęć męskiej dominacji skutecznie spychała kobiety z głównego nurtu życia, wyznaczając jej role głównie służebne. I to w każdej dziedzinie życia, no bo pomyślmy od kiedy kobiety mają prawo uczestniczenia w wyborach? Kiedy po raz pierwszy ogłoszono akcję „Rodzić po ludzku”? A im bardziej konserwatywne społeczeństwo, tym gorzej dla kobiet.

Dlaczego w recenzji Biblii waginy piszę o tych sprawach? Bo najbardziej w tej książce poruszyła mnie szczerość i profesjonalizm autorki. Doktor Jen Gunter pisze o wielu aspektach związanych z tym narządem w taki sposób, że ze wszystkich policzków znika rumieniec zażenowania i przestajemy wstydzić się czytać kolejne rozdziały. Autorka posiadła dar opowiadania o wszystkich zagadnieniach medycznych związanych z waginą bez medycznego nadęcia, ale też usunęła z języka wszystkie wyrażenia, które mogłyby wywołać uśmieszek wstydu. Używając w tytule określenia „biblia” podniosła znaczenie tematu i dała do zrozumienia, że bohaterka godna jest uwielbienia.

Co do treści, to kobiety znajdą w niej oczywiście więcej dla siebie niż mężczyźni, ale nie szkodzi żeby i oni przejrzeli tę książkę. Z pewnością jest tam więcej wartościowych treści niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Bo patrząc na spis treści można odnieść wrażenie, że to coś w rodzaju instrukcji obsługi waginy dla posiadaczek owej. Jednak mnie zaskoczyły fragmenty gdy dr Gunter omawia problemy osób transseksualnych i homoseksualnych. Do powszechnego obiegu, zwłaszcza w Polsce nie często trafiają publikacje poświęcone środowisku LGBT. Tym bardziej jest to cenna publikacja i okazja do uświadomienia sobie czegoś, co umyka w powszechnym ujęciu tematu.

Jestem zdania, że większą korzyść czytelnicy obu płci wyniosą z czytania Biblii waginy, niż z słynnego dzieła bez drugiej części tego tytułu (tam zresztą idea patriarchatu pojawia się od samego początku, choć nikt nie udowodnił, że taki był boski zamysł). Zatem – idźcie, czytajcie, a potem rozmnażajcie się lub… nie. Róbcie to dla przyjemności lub z innych powodów. Jak chcecie. Macie wolną wolę.

Paulina

Artur ma rację. Faktycznie tematy ujęte w tej książce dla mnie stanowią codzienność. Codzienność jednak, która w dalszym ciągu mnie zadziwia. Po lekturze Biblii Waginy coraz bardziej.

Wiele zmieniło się od czasów badań prowadzonych przez doktora Mastersa i jego asystentkę Virginię Johnson. Rewolucja seksualna zmieniła wszystko, ale w gruncie rzeczy doprowadziła również do tego, że każdy może być specjalistą od seksu, jeśli tylko regularnie go uprawia. Nie tylko dlatego oczywiście, ale również i to miało wpływ na to, że obecnie żyjemy w czasach absurdu i przesady – albo promujemy na nowo sławy sprzed kilkudziesięciu lat, których przesłanie jest już nieaktualne, albo słuchamy celebrytek, które rekomendują irygację pochwy i zabijanie naturalnych zapachów lub operacje plastyczne mające na celu poprawę wyglądu naturalnego warg sromowych. I to dlaczego, skąd ten pomysł? Bo partner powiedział, że są dziwne albo widziałyśmy w filmie porno coś ładniejszego. Wydaje Wam się, że to przesada?

Zabiegi chirurgiczne zmieniające kształt warg sromowych mniejszych są coraz bardziej powszechne. Od roku 2015 do 2016 liczba zabiegów wzrosła o 39 procent; 97 procent lekarzy pierwszego kontaktu w Australii zgłaszało, że pacjentki wyrażały niezadowolenie ze swoich warg sromowych. (str. 229)

Myślimy, że czasy starożytne, kiedy macica swobodnie wędrowała po ciele, mamy już za sobą, ale mity dotyczące narządów rodnych kobiety dalej istnieją. Z tego właśnie powodu dr Jen Gunter postanowiła napisać Biblię Waginy – aby rozprawić się z mitami i wesprzeć kobiety na całym świecie w zwalczaniu zjawiska zwanego body shaming.

Dr Jen Gunter jest matką dwóch synów, 50 kilkuletnią ginekolożką mieszkającą w Kalifornii, czyli miejscu, którego pewnie w pierwszym odruchu nie posądzilibyśmy o zaściankowość, a jednak….

Jen opowiada o przypadkach bardzo dziwnych, które nigdy nie przyszłyby mi do głowy, takich jak płukanie zdrowej pochwy, żeby zniwelować jej naturalny zapach albo aplikowanie pachnących kul rozpuszczalnych w tym samym celu, czy też nasiadówki waginalne, czyli wiszenie nad miską z wrzątkiem, którym wcześniej zalałyśmy jakieś zioła. Dużo mówi o Gwyneth Paltrow, która poleca tego typu zabiegi, w sposób ironiczny, ale widać w niej sporą urazę jaką żywi do tej celebrytki. Bo takie mamy czasy – słuchamy celebrytów zamiast naszych ginekologów – może dlatego, że ginekolożką jest czasami 50-letnia kobieta, a celebrytką młoda i zachęcająca swym blaskiem feministka, za którą stoją miliony dolarów wydanych na marketing, gdzie nasz ginekolog ma za sobą tylko merytoryczne przygotowanie bez brokatu i blasku fleszy.

Chciałabym, żeby każda kobieta miała władzę, która wynika z wiedzy na temat funkcjonowania jej ciała i wiedzy, gdzie i jak szukać pomocy, kiedy coś dzieje się nie tak. Chciałabym, żeby wszystkie kobiety umiały rozpoznać uprzedzenia, medyczne oszustwa, kłamstwa i sytuacje, w których patriarchat robi wszystko, żeby z niechęcią myślały o normalnym (i, pozwolę sobie dodać, fantastycznym) funkcjonowaniu ich własnych ciał. (str. 427)

Aby zachęcić kobiety do samoświadomości doktor Jen Gunter mówi zatem o naturalnych procesach zachodzących w pochwie i macicy. Mówi kiedy należy się martwić, a co jest w 100% naturalnym zjawiskiem. Doradza w kwestii dobierania środków higienicznych, porusza kwestie dobrania odpowiednich środków do mycia. Być może to, co teraz piszę, wydaje wam się oczywiste. Jesteście zatem tymi świadomymi szczęściarami, które dbają o siebie, bo wiedzą jak. Okazuje się jednak, że mimo 2020 roku nie jest to jeszcze standardem.

Według obiegowej opinii na ścianie pochwy (za pęcherzem moczowym) występuje magiczny punkt, który pod wpływem stymulacji miałby doprowadzać kobiety « do szału». W rezultacie kolejne kobiety czują się sfrustrowane. Bo nie znajdują u siebie żadnego takiego miejsca. (str. 47)

Jest to jeden z mitów, którymi obleczone jest życie seksualne kobiet – punkt G, który nie istnieje, a którego domniemane istnienie oparte jest o wątpliwe badania sprzed kilkudziesięciu lat. Faktycznie możecie odczuwać w trakcie seksu przyjemność większą podczas stymulacji obszaru, gdzie pseudonaukowcy doszukują się punktu G. Jednak nie jest to, jak głosi legenda, magiczny guzik, a po prostu wrażliwy obszar wewnątrz pochwy połączony z łechtaczką. I nie na każdą kobietę to działa.

Autorka porusza również temat ćwiczeń mięśni Kegla, które są bardzo ważne dla kobiecego zdrowia. Ich zalety prawdopodobnie docenicie dopiero po porodzie, ale również z wiekiem, gdy mięśnie i skóra wiotczeją i ich ćwiczenie stanie się kluczowe dla zdrowia waszego układu moczowego. Ja miałam to szczęście, że wychowywała mnie matka, która poruszała ze mną tego typu tematy. Mówiła o okresie, wspierała gdy źle się czułam, wytłumaczyła konieczność ćwiczenia mięśni dna miednicy, ale nie każda kobieta miała to szczęście w życiu.

Doktor Jen Gunter mówi o porodzie, połogu, ale także o tematach niechętnie poruszanych nawet przez same kobiety, jak starzenie się, menopauza czy choroby weneryczne. O tych ostatnich zresztą pisze przez sporą część książki i z tego miejsca ja również chciałabym Was zachęcić do badania się nie tylko w kierunku chorób przenoszonych drogą płciową, ale również w kierunku chorób nowotworowych. Pamiętajcie, że w naszych czasach wczesne wykrycie choroby daje ogromne szanse na długie życie.

W Polsce istnieje mnóstwo miejsc, w których możecie przebadać się anonimowo oraz zachowując poczucie komfortu psychicznego. Jeżeli potrzebujecie natomiast wsparcia psychologa, możecie skorzystać z telefonu zaufania, np. funkcjonującego w Krakowie specjalnie dla osób zmagających się z chorobami wenerycznymi. Nie bójcie się jednak zadawać pytań swojemu lekarzowi, a jeśli nie chce wam odpowiedzieć albo wprawia was w zakłopotanie – zmieńcie go, nikt nie każe Wam chodzić do konowała, który was ocenia albo nie udziela informacji, których potrzebujecie.

Wśród wad książki znajduje się nadmierny feminizm, agresywny wręcz, który stawia kobiety w roku 2020 w rolach ofiar patriarchatu. Dr Gunter w każdej sytuacji, w której kobiety boją się mówić o swojej seksualności, dają narzucić sobie zdanie innych czy też stosują na sobie niebezpieczne zabiegi, obwinia o to mężczyzn. Brzmi to nieco zbyt radykalnie. Patriarchat w tak zwanym świecie zachodnim to już tylko stan umysłu. Prędzej kobiety używające pachnących kul do zmiany zapachu pochwy czy też decydujące się na waginoplastykę bez wskazań medycznych, nazwałabym ofiarami medialnej nagonki i ich własnej głupoty, niż ofiarami patriarchatu. Nie możemy przecież do końca świata tłumaczyć naszego nieuświadomienia patriarchatem. Miało to uzasadnienie 50 lat temu, na pewno nie teraz. Nie w cywilizowanym społeczeństwie, którym się mienimy.

Wadą drugą, już mniej dla mnie drastyczną, jest fakt, że mówiąc o naturalnych procesach starzenia skóry czy nawilżenia dr Gunter nie wspomina ani słowem o osobach, które naturalnie mają skłonności do przesuszania, jak skóra atopowa, a jest to ważne, bo nie stanowi małego odsetka, ale sporą część społeczeństwa. Jednak na ten temat wystarczy zadać kilka pytań waszemu ginekologowi lub dermatologowi (do nawilżenia skóry możecie również zadbać o kwasy omega 3 w diecie, które pomogą trzymać skórę napiętą i nawilżoną). Sprawdźcie także czy ograniczenie nabiału w diecie nie poprawi stanu waszej skóry. U wielu kobiet zauważa się znaczną poprawę i ograniczenie skłonności do podrażnień po odstawieniu zwłaszcza mleka krowiego.

Podsumowując, uważam, że Biblia Waginy to bardzo ważna pozycja. Na pewno warto dać ją do przeczytania córkom, a i samemu się z nią zapoznać. To nie tylko publikacja dla kobiet – to również publikacja dla mężczyzn, którzy mają partnerki i chcą uświadomić sobie pewne fakty i mity na temat kobiecego zdrowia. Na dobre im to wyjdzie, bo jeżeli faktycznie, jak mówi dr Gunter, są na tym świecie mężczyźni, którzy wysyłają swoje kobiety na waginoplastykę dla własnego widzimisię, to warto żeby albo książkę przeczytali albo palnęli się nią w łeb – dla świętego spokoju.


autor: dr Jen Gunter
tytuł:  Biblia Waginy
wydawnictwo: Marginesy
miejsce i rok wydania: Warszawa 20 maja 2020
liczba stron: 450
format: 145 x 220 mm
okładka: miękka ze skrzydełkami

warto przeczytać

W tym temacie polecamy także recenzję książki Wagina Catherine Blackledge naszego autorstwa, a w kontekście feministycznego punktu widzenia zapraszamy do recenzji komiksu Słuchajcie dziewczyny!.

Filologia klasyczna i ćwierćwiecze – na koncie. Podróże i własne książki – w planach. Kanał literacki, kino oraz dobre jedzenie – na co dzień.

    1 Comment

    1. […] oraz wyróżniające je organy rozrodcze. Swoją wiedzę o waginie możecie zweryfikować dzięki recenzji pewnej biblii. Z kolei lekcję feminizmu dla najmłodszych (i nie tylko) znajdziecie w pewnym zgrabnie stworzonym […]

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %