Szorstka egzotyka

Bisz. Piękno|Bestia ukryte w śniegu

Za oknem śnieżyca. W środku palenisko, lekko wyczuwalny zapach palonego drewna. Na stole mapa. Wiercisz się niespokojnie. Wiesz, że za chwilę wyjdziesz na zewnątrz szukać tego, co ukryte w śniegu, tego, co chroni Bestia. Tymczasem pozostaje jeszcze jedno: rytuał, który ci w tym pomoże. Dym pachnie słodko.
Twórczości Bisza zawsze było blisko do poezji. Ba, do jego przełomowego albumu, Wilka chodnikowego, był dołączany tomik, a w wielu utworach poetyckie zabawy przeplatane są wysokiej jakości rapem (najlepszym tego przykładem jest utwór tytułowy). Wilk, metafora tak nośna, że pojawiała się jeszcze na dwóch kolejnych albumach, był właśnie taką mieszanką ekspresji rapowej i poetyckiej. Potem przyszedł zaangażowany emocjonalnie i politycznie Labirynt Babel zespołu B.O.K., w którym raper Brzytwą Ockhama ścinał głowy i wypruwał Flaki. Dwa lata później Bisz przysporzył wielu odbiorcom Wilczego humoru, album we współpracy z Radexem, muzykiem związanym z zespołem rockowym Pustki. Coś tu nie do końca zagrało, raperowi odbiła się czkawką nieortodoksyjna, hipsterska i gitarowa forma, mimo że wokalnie i tekstowo nie odstawał od reszty krążków. I wtedy, pięć lat po Wilku, Bisz wypuszcza Piękno i Bestię, epkę, która miała być hołdem dla legalnego solowego debiutu i okiem puszczonym do swoich starych fanów.

Wdychasz dym tak, że w głowie ci się kręci. Otwierasz drzwi i wychodzisz – tysiące spadających płatków śniegu normalnie tworzyłoby zaporę, lecz teraz są ścianami korytarzy. Wiesz, gdzie iść, i niedługo spotykasz to, co wymagało tylu przygotowań: Bestię. Czworonożną, warczącą Bestię.

Epka ta istotnie zyskała przychylność fanów, choć Bisz kilkukrotnie odżegnywał się od tego stylu i brzmienia, mówił, że braggę pisze mu się ciężko. Recenzenci wskazywali na zjadanie własnego ogona i węszenie, czy jest pole na powrót do takiej formy muzyki. Miałoby to się równać powrotowi do Bisza rapowego, obserwacyjnego i stawiającego na prostsze formy, które efektywnym punchem podkreślały myśl, jak np. w Brzuchu bestii:

Piąty rok mija od narodzin wilka, popatrz jak z nim kończę,

zedrę skórę do krwi byś zobaczył z bliska własny portret,

chcieliście uniknąć mojego pyska wkładając ciasny gorset,

muszę mój obraz z głów wam wyrwać, z pomocą wielkich kowalskich obcęg,

to była wspólna pomyłka, że jestem zwykłym Kowalskim, nonsens,

jedyne co nas tu łączy to nitka i słodkiej Ariadny podstęp,

wędruję po labiryntach, czekam na kolejny smaczny kąsek,

i nie ma stąd innego wyjścia, tylko przez mój otwarty żołądek.

Poprzez brzuch bestii!

Na takiego Bisza mało kto by narzekał tym bardziej, że materiał został udostępniony za darmo, z opcją zakupu wydania winylowego – czyli dla największych zapaleńców. Projekt z Elhuaną nasuwa jednak wnioski zupełnie inne.

Bestia warczy, lecz wcale nie czujesz obaw. Widzisz, że ją też kłują igiełki mrozu, więc podchodzisz blisko i kładziesz dłoń na jej gęstym futrze. Kły wbijają się w twoje przedramię. Syczysz z bólu, ale nie kontratakujesz, nie uciekasz. Bestia rozluźnia uścisk szczęk. Krople krwi spadają na śnieg i tworzą wzór. Razem na niego patrzycie.

Jeżeli Piękno i Bestia to album, który folgował raperskiej części Bisza, to na Ukrytym w śniegu uzewnętrznia on swojego artystę. Niewątpliwie jest w tym zasługa Elhuany, który nie miał na celu odzwierciedlenia klimatu z poprzedniej płyty, mieszanki chłodnej i nowoczesnej nostalgii oraz skrzypkowego patosu, a tworzył własne kompozycje, klimatyczne i trochę mistyczne, pełne partii instrumentalnych, nuceń, gwizdów, i nieco bardziej tradycyjne. Całość uzupełniają skity lektorskie (w tej roli Mako_New), które cytują książki o estetyce japońskiej. Sam Elhuana jest producentem raczej nieznanym, chyba że słyszeli o nim bardziej zaangażowani słuchacze interesujący się Tehnikolorem – niezrealizowanym projektem z Biszem właśnie oraz Laikike1’em, którzy mieli wcielić się w postacie Boga i człowieka. Jego najsłynniejszy materiał to epka pt. Snow. Obaj twórcy widać lubią motywy najchłodniejszej pory roku.

Ukryte w śniegu to sześć kompozycji, których znaczenie jest ukryte za metaforami i jeszcze bardziej niż zwykle poetyckim językiem Bisza. Niemal nic nie jest tu powiedziane wprost, co wymusza na słuchaczu uwagę i refleksję. Nie znaczy to, że na płycie znajdują się tylko grafomańskie wyziewy melancholii: 1+1=1 hołduje raczej ostrości języka, to poezja bitewna i jedyny występ rapującego gościa, Gverilli, choć również w kilku innych miejsca można dosłuchać się szczęku kłów, a raper porusza się w kilku tematach.

Za wadę tej epki można uznać to, że trudno wybrać ulubione utwory, bo konwencja jest tutaj tak gęsta, a wykonanie tak podobne, że o uznaniu dla poszczególnego kawałka decydują szczegóły takie jak gwizdanie w Godzinie zmierzchu albo refren Soniamiki w Duchu, które w jakiś sposób odznaczają je na tle reszty. W przeciwieństwie do Piękna i Bestii – zbioru nośnych utworów, z których każdy był jak wyćwiczony cios znawcy sztuk walki – Ukryte w śniegu jest jak natchniony dymem taniec na ringu, w którym jeden krok bez zawahania przemienia się w drugi, niezwykle podobny. Podobieństwa i różnice można zobaczyć, porównując dowolne dwa teksty:


Z ośmiorga oczu obserwuję odległe orbity

Ja – kamień w czas rzucony z nienawistnej ręki

Obiega mnie ślepa kometa prosperity

Gdy rytmicznym szeptem uspokajam koncentryczne kręgi

Tak łatwo pozbyć się pozycji, prestiżu, przedmiotów

Pozornych przyjaciół, publiki z przypadku, pieniędzy

Przypatrz mi się ostatni raz bo jestem gotów

Własne imię precyzyjnie z nieproszonych głów wykreślić

Czasem trzeba stracić wiele, potem jeszcze więcej

By nie tracić więcej czasu na ósemki w pętlach

I kiedy w bieli znów utoną gałęzie i ręce

Jaskółkę ze stali w siebie wypuszczę na klęczkach

Materia mieni się w manii metamorfozy

żyję w przyszłości w ramionach trzymając przeszłość

By znaleźć wyjście niekiedy siebie trzeba otworzyć

Postawiony w złym świetle, cofając się ciemność


Robi miękki klik pełen klatek magazynek

Wyostrzam słuch, biorę oddech, żeby złapać chwilę

Długopis ustawiam powoli na linii strzału

Jak wystrzelam film, to nowy nawinę, lecz nie od razu

Muzyka rykoszetów echem gra, a balistyka

Wyjaśnia kompozycję ciała na płótnie chodnika

Widzisz ten ornament znowu – białą linią obrys

Co tak zesztywniałeś, ziomuś? Halo…? Rigor mortis

Wszystko ze smakiem, nie na szybko, nie jak paparazzi

Nie chodzi tu o tępe fakty, lecz o czar wariacji

Przeszedłem z przyjemnością dla estetów edukację

Cenię mocno jakość piruetu moment przed upadkiem

Głowa pęka jak dojrzała figa

Po ścianach spływa intelektualna mamałyga

Otwieram ogień, wielu z was ma na językach

Komu i czemu to robię? Tajemnica celownika

Bang!

Bo choć język nie stroni od metafor i zabaw słowem w obu przypadkach, to forma, wydźwięk i sposób zarapowania wytwarza zupełnie inne wrażenie.

Siadasz koło Bestii na śniegu, zaczynasz czuć igiełki na całym ciele. Bestia też się kuli koło ciebie. Mimo że atakują was kolejne płatki śniegu, to twoja krew równie szybko tworzy nowe wzory, aż siedzicie w czerwonym kręgu, wyczerpani, ale wypełnieni bolesnym szczęściem. Czujecie spełnienie. Ruszasz z powrotem do chatki. Masz towarzysza.

Kto sądził, że Piękno i Bestia było wyczuwaniem popytu i przepustką do odcinania kuponów od oskreczowanych własną twórczością nowych materiałów, ten zupełnie nie zrozumie Ukrytego w śniegu. Jest to bowiem płyta bardzo autorefleksyjna i niejasna. Zrobiona dla siebie, mało chwytliwa, zupełnie nierapowa i niepozwalająca na łatwe utożsamianie się. Pozostaje czekać na kolejne LP od Bisza, na którym okaże się, jaką drogę obrał, bo te dwie płyty spełniają strategię opisaną w refrenie Zdjęcia: Chcę otworzyć głowy im na mój artyzm wreszcie, nie chcą piękna, więc wypuszczam znowu z klatki bestię.


Czego jeszcze warto posłuchać?

B.O.K. – Labirynt Babel na YT i Spotify

Opisywana pokrótce pozycja. Odbiła się mniejszym echem niż solowy Bisz, bo ukrył się na niej wśród swoich kolegów z zespołu. Równie dobra płyta, wyprodukowana przez OER-a, bardzo charakterystycznego producenta, którego nowy album umieściłem wśród najważniejszych płyt zeszłego roku. Szczególnie polecam Flaki, Nic przez C z kreską i Prometeusza.

Bisz – Wilk chodnikowy na YT  i Spotify (w zmienionej kolejności)

Również wspomniany w artykule album. Obok Zeusa (Zeus. Nie żyje) najważniejsza rapowa płyta 2012 roku.

Elhuana – Snow na Bandcamp

Płyta producencka z amerykańskimi raperami. Warto przesłuchać nawet dla samych podkładów. Niestety niedostępny legalnie na innych platformach.


Polub Z CYKLU na Facebooku, żeby wiedzieć, kiedy ukaże się kolejny tekst (o, tutaj), a nic nie stoi na przeszkodzie, by sprawdzić nasze inne ciekawe artykuły, na przykład inne rozważania o pięknie i bestialstwie.


Album: Piękno i Bestia

Artysta: Bisz

Label: Pchamytensyf.pl

Rok wydania: 2017

Album: Ukryte w śniegu

Artysta: Bisz, prod. Elhuana

Label: Pchamytensyf.pl

Rok wydania: 2018

Absolwent translatoryki i filologii angielskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Od zawsze miłośnik dziwnych mieszanek; fan hip-hopu, science-fiction z twarzą Philipa K. Dicka, a także anime. Pisuje opowiadania i tłumaczy różne różnostki. Uczy się absurdu od Kafki, Camusa i Gombrowicza. Można go śledzić jako @tl3vis na Instagramie.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %