Cywilizacja, która przeminęła z wiatrem
Rok 2018 trwa już na dobre, a my
powracamy w „Klasyce do herbaty” do najciekawszego (zwłaszcza dla kobiet)
zagadnienia noworocznego, noszącego dumny tytuł „Nowy rok, nowa ja”. W związku
również z tym, że rok bieżący to Rok Praw Kobiet, ustanowiony przez miłościwie
nam panujący rząd, zrobimy sobie małe combo i – czy Wam to pasuje, czy nie – z
takim nastawieniem wyciśniemy jak cytrynkę książkę starą i klasyczną niczym sama
emancypacja: Przeminęło z wiatrem. „W Przeminęło z wiatrem jest coś o
feminizmie?” – spytacie poirytowani. „Że tam niby znajdę coś o przemianach
wewnętrznych i postanowieniach noworocznych?!” – krzykniecie głośniej. A zobaczymy,
może coś się znajdzie… Zacznijmy jednak od podstaw, aby bez wyrzutów sumienia i
zgodnie z moim noworocznym postanowieniem bycia perfekcjonistką nakreślić czytelnikowi
niezaznajomionemu z książką jej kontekst oraz fabułę.
Zaznaczmy przede wszystkim, że powieść
Przeminęło z wiatrem przeszła do
historii literatury z trzech podstawowych i bardzo istotnych powodów. Po
pierwsze (i najważniejsze): traktuje o amerykańskiej wojnie domowej, co
oznacza, że gdyby była filmem współczesnym, to za samą polityczność i
melancholijność dostałaby Oscara. Po drugie: mówi o fundamentalnych przemianach
społecznych i stanowi jedną z ważniejszych książek, podejmujących ówcześnie kwestię
niewolnictwa, a jednocześnie nieprzybierających formy manifestu politycznego. I, last but not least, po trzecie: opowiada
historię postaci nietuzinkowej, której blisko do celebrytek rodem z XXI wieku.Wątki wymienione powyżej już wystarczyłyby,
żeby umieścić jakąś książkę w kanonie lektur, a jednak Margaret Mitchell z
niezwykłą wirtuozerią opakowuje je jeszcze w narrację pełnokrwistą i rasową,
zaskakując nas na każdej stronie wnikliwością i talentem do budowania
charakterów, a także rzetelnością w stosunku do omawianych faktów
historycznych. Nic zresztą dziwnego, że zdobywca Pulitzera potrafi pisać,
prawda?Scarlett O’Hara, będąca wytworem
wyobraźni Margaret Mitchell, to jedna z ikon feminizmu w czystej postaci. Mamy
tu bowiem do czynienia z kobietą, która mimo tego, że żyła w świecie całkowicie
spatriarchalizowanym, radziła sobie ze wszystkimi ciosami od życia i potrafiła
odnaleźć swoją niezależność – również w obliczu macierzyństwa (chociaż akurat
matką była beznadziejną) oraz niespełnionej miłości. Scarlett była typową
kokietką – jej wrodzona umiejętność manipulowania mężczyznami przez udawanie
słodkiej idiotki oczywiście nie spotka się z aprobatą feministek. Jednak aby
dostrzec w tym rzecz wartościową, należy wziąć pod uwagę, że kobiety w okresie
wojny secesyjnej, a także jeszcze długo potem miały do przebycia daleką drogę od
ozdoby salonowej do możliwości publicznego obnażania piersi w akcie protestu przeciwko
przedmiotowemu traktowaniu. (Nawiasem mówiąc, czyż nie jest to jedna z
największych sprzeczności, o jakich słyszeliście?) Scarlett zatem była
wyzwolona na tyle, na ile pozwalały jej czasy, warunki społeczne, sytuacja
rodzinna.Margaret Mitchell stworzyła
przede wszystkim bohaterkę silną psychicznie, a to już stanowi rdzeń
niezależności. Scarlett jednak nie potrzebowała nigdy sprawdzać swojej mocy w
praktyce. Kiedy poznajemy ją na progu werandy rodzinnego domu, Tary, jest
zaledwie szesnastoletnią dziewczyną, chowaną w cieplarnianych warunkach.
Dopiero okrucieństwa wojny pozwoliły jej sile się ujawnić. Scarlett w
najgorszych momentach swojego życia nie mogła liczyć na mężczyzn, zatem
nauczyła się, że stanowią oni tylko narzędzia, dzięki którym może osiągnąć to,
na czym jej zależy, a czego sama by nie zdobyła jako „tylko” kobieta. Postawa zapewne
wątpliwa moralnie, ale za to determinacja i wytrwałość – godne podziwu. Czy Scarlett
wyszło to ostatecznie na dobre? Zostawmy to pytanie bez odpowiedzi, ponieważ
każdy będzie miał na nie inne spojrzenie.
Boga biorę na świadka,
Boga biorę na świadka, że Jankesi nie pokonają mnie nigdy. Przetrwam to
wszystko, a jak wojna się skończy, nigdy w życiu nie będę więcej głodna. Ani
ja, ani nikt z moich bliskich. Choćbym miała kraść i zabijać – Bóg mi
świadkiem, że nigdy więcej głodna nie będę.
Najsławniejsze słowa całej
powieści Scarlett niemalże wykrzyczała do południowego nieba zasnutego
chmurami. Wygłodzona, chora oraz załamana stanem psychicznym ojca i śmiercią
matki, poczuła na swoich barkach odpowiedzialność za bliskich pozostałych przy
życiu i podupadły rodzinny majątek. W tej chwili z dziewczyny pozornie słabej i
polegającej na innych przeistoczyła się w silną, pewną swoich celów kobietę. I choć
możecie powiedzieć, że ta scena trąci zbytnim dramatyzmem oraz patetycznością,
z pewnością zmienicie zdanie, kiedy już dojdziecie do niej w drugim tomie Przeminęło z wiatrem. Będziecie wtedy
mogli razem ze Scarlett doświadczyć bólu, jaki ona czuła przez te wszystkie
miesiące naznaczone bezsilnością i strachem przed Jankesami, którzy z każdym
dniem posuwali się coraz dalej na południe, czyniąc spustoszenie.Przeminęło z wiatrem stoi jednak nie tylko feministycznymi wątkami,
w których dominuje główna bohaterka. Jest to również opowieść o ludziach Południa
– nieświadomi niemoralności będącej jednym z filarów niewolnictwa, uważają się
za ludzi prawych i bogobojnych. Zmiana, którą chcą wprowadzić Jankesi, pozostaje
dla nich niezrozumiała. Przeminęło z
wiatrem to zatem również książka w dużej mierze ukazująca sytuację czarnych
przed wojną secesyjną. O dziwo, Margaret Mitchell odmalowuje nam ją przeważnie jako
sielankę, która wprawdzie nie gwarantuje wolności, ale daje względnie dostatnie
i szczęśliwe życie w służbie u ludzi szanujących ich i liczących się z ich
zdaniem. Osobą, którą wśród całej czarnoskórej służby traktuje się z
największym szacunkiem (zarówno przez autorkę, jak i bohaterów),jest niania –
opiekunka Scarlett. Mammy stanowiła przez wiele lat inspirację literacką i
filmową dla wielu artystów, a także bojowników o równe prawa dla czarnych. Historia
zyskuje na znaczeniu zwłaszcza w kontekście postaci Hattie McDaniel, która rolą
Mammy w filmie z 1939 roku zapracowała sobie na Oscara (pierwszego zdobytego
przez czarnoskórą kobietę). Dla Mammy znalazło się również miejsce w książkach bardziej
współczesnych, takich jak na przykład Służące Kathryn Stockett
– główna bohaterka tej powieści spisuje historie czarnoskórych kobiet z jej
otoczenia, a Mammy funkcjonuje jako doskonały przykład tego, jaką rolę czarni
odgrywali w rodzinach swoich panów.Historię opisaną w Przeminęło z wiatrem trzeba oczywiście
traktować z lekkim przymrużeniem oka, bo chociaż Margaret Mitchell daje nam do
zrozumienia, że godne traktowanie służby było wśród ludzi Południa na porządku
dziennym, to należy pamiętać, że przeważająca większość plantatorów uważała swoich
niewolników nie tyle za ludzi, ile raczej za woły robocze, które zostały
stworzone do pracy i którym nie należy się żaden szacunek. Niewielu panów miało
tak dobre serce i niewzruszone zasady moralne jak rodzice Scarlett czy też
mieszkańcy Dwunastu Dębów, farmy rodziny Wilkesów. Podczas lektury należy zdawać
sobie sprawę z tego, że owszem, czarnoskórzy niewolnicy nie umieli odnaleźć się
w zastanej sytuacji i zaraz po uwolnieniu często wracali do swoich dawnych właścicieli,aby
dalej pracować (tym razem za pieniądze), jednak ich wyzwolenie było konieczne,
aby w przyszłości zachodzić mogły kolejne przemiany społeczne. W końcu każda
zmiana powoduje przynajmniej lekkie poczucie dyskomfortu, niezależnie od tego,
jaką ulgę przynosi później.Przeminęło z wiatrem to powieść wielowarstwowa. Mamy w niej do
czynienia z wątkami feministycznymi, po trochu z delikatną antyrasistowską
retoryką, ale również – a może przede wszystkim – z potężnym romansem, który wielkimi
literami zapisał się w historii literatury i kina. Romansem, który w dalszym
ciągu rozpala wyobraźnię wielu kobiet na całym świecie, mimo że pod wieloma
względami obnaża głupotę ludzkiej natury i pokazuje, że nawet największa
namiętność potrafi zostać wręcz zamordowana z powodu zbyt długiej listy
upokorzeń, które stają się jej udziałem.Mimo początkowych wątpliwości
doszliśmy zatem w końcu do wniosku, że Przeminęło
z wiatrem jest książką składającą hołd wczesnemu feminizmowi oraz zawierającą dość
sporo wątków dotyczących postanowień o przemianie wewnętrznej. Możliwe, że jednak
do tej pory nie znaleźliście powodu, aby sięgnąć po tę powieść.Pozwolę sobie odpowiedzieć
na to z nadzieją, powtarzając za Scarlett: „w końcu jutro też jest dzień”…