PrzeczytaliśmyRecenzje

I nic, co ludzkie, nie jest mi obce

Niełatwo jest recenzować klasyczne dzieła literatury, które przecież wiele razy były już recenzowane, analizowane i interpretowane. Niełatwo też ewentualnie do ich czytania zachęcić – kojarzą się przede wszystkim ze szkolną, uproszczoną lekturą, która nie jest ani przyjemna, ani szczególnie rozwijająca. A jednak zdecydowałam się zrecenzować jedną taką kanoniczną pozycję – Dekameron Boccaccia – i więcej jeszcze, będę się upierać, że tę księgę zdecydowanie czytać należy.
Dekameron… Mogę sobie wyobrazić, jakie myśli teraz krążą po waszych mózgach. Zaraza we Florencji, grupa dziesięciu osób uciekająca z miasta, umilająca sobie wygnanie opowieściami, układającymi się w sto nowel (dziesięć historyjek w ciągu dziesięciu dni). I jeszcze Sokół – nowela nad nowelami, cud kompozycyjny, naśladowany przez największych, cześć i wieczna chwała Boccacciowi, bla, bla, bla… To mniej więcej do naszych niewinnych główek wbijają poloniści i taka notatka zostaje z nami do końca życia albo opuszcza nas szybko i niepostrzeżenie. Ze mną tak by się pewnie stało, gdyby pewna studentka bliżej zaznajomiona z dziełem nie zdradziła mi jeszcze w czasach licealnych, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Gdyby mnie nie skusiła licznymi zberezeństwami i dosadnościami, w których świetle wpisanie Dekameronu na indeks ksiąg zakazanych w końcu nabiera sensu, gdyby nie odbrązowiła Wielkiego Dzieła, gdyby zwyczajnie, po ludzku nie zachęciła do czytania go tak po prostu, jak się czyta każdą inną książkę.

Przyznaję, że rozmiary Dekameronu mogą odstraszać (w końcu to aż 848 stron!) ale ostatnie wznowienie w utwardzonej oprawie, za które odpowiedzialne jest wydawnictwo MG, czyni tę cegłę całkiem poręczną. Czytelników powinna skusić także atrakcyjna szata graficzna – to chyba pierwsza edycja z tak ładną okładką, a wykorzystanie drzeworytów Augusita de Zaniego pochodzących z włoskiego wydania datowanego na rok 1518 jeszcze bardziej podnosi walory estetyczne całej publikacji. Wznowienie oparte zostało na najpopularniejszym polskim tłumaczeniu autorstwa Edwarda Boyé, natomiast w opracowaniu naukowym zrezygnowano z uzupełniających wstępów, przedmów czy posłowia na rzecz pozostawienia wyłącznie tych przypisów, które wyjaśniają liczne odwołania do miejsc, osób i wydarzeń współczesnych Boccacciowi. Wszystko to sprawia, że otrzymaliśmy wydanie idealne dla osób, którym nie przyświecają cele badawcze i które po prostu chciałyby przeczytać ciekawą lekturę, kręcącą się wokół spraw bliskich człowiekowi.

Bo to właśnie bardzo ludzka książka jest. Boccaccio nie pisał jej z pozycji napuszonego geniusza dla napuszonych intelektualistów, tylko ku uciesze dam, nudzących się gdzieś na wczasach. Dzięki schematycznej kompozycji, wpleceniu opowieści w ramy fabularne i pewnej powtarzalności w konstrukcji formalnej Dekameron można wchłonąć w tempie błyskawicznym. Co więcej, czternastowieczny autor jakby przewidział współczesną kondycję czytelniczą i dostarczył obywatelom XXI wieku, zabieganym oraz nieumiejącym na długo skupić uwagi, tekst podzielony na części (kolejne dni) podzielone na kolejne części (poszczególne nowele). Wszystko opatrzone tytułami i nawet kilkuzdaniowymi streszczeniami. Skutek jest taki, że księgę czyta się łatwo i przyjemnie.

A przyjemna jest także treść najważniejszego dzieła Boccaccia. Sam narrator nazywa swój tekst krotochwilami, a bohaterowie opowiadają sobie niezwykłe historie dla ogólnej korzyści i rozrywki. Tematyka jest więc dobrana tak, żeby okazała się bliska duszy każdego – chociaż to nie dusza w Dekameronie gra pierwsze skrzypce. Wydaje się, że głównym bohaterem nowel jest ciało i wszelkie uciechy jemu służące. Przynajmniej to te fragmenty najmocniej zapadają w pamięć, mogą bowiem przyprawić o rumieniec wstydu nawet tych mniej pruderyjnych czytelników. Aluzje naznaczone erotyką pojawiają się bardzo często, ale na nich nie kończy się siarczystość opowiastek. W niektórych z nich nieprzystojna tematyka pojawia się całkiem wprost – tak jest na przykład w Opowieści dziesiątej z Dnia trzeciego pod tytułem Diabeł i piekło, której fragment warto zacytować:

– Rzeknij mi, Rustico, co to u ciebie dźwiga się na przodzie, czego ja wcale nie mam?

– Ach, córko moja – jęknął Rustico – jest to ów diabeł, o którym ci mówiłem. Teraz właśnie dręczy mnie tak okrutnie, że ledwie wytrzymać mogę. […] [Ty] masz piekło i zaprawdę powiadam ci, że Bóg cię tu przysłał dla zbawienia duszy mojej, jeżeli się bowiem ulitujesz nade mną i jeśli, gdy ten diabeł męczyć mnie pocznie, zgodzisz się, bym go do piekła zapędził, wielką ulgę mi sprawisz i uczynisz Bogu rzecz wielce miłą, co jako rzeczesz, jest przyczyną twojego tu przybycia.

Nie myślcie jednak, że młoda i naiwna Alibech dawała się wykorzystywać wstrętnemu pustelnikowi – role szybko się odwróciły i wkrótce to on nie mógł nadążyć za niezwykłą „wiarą i bogobojnością” dziewczyny, która każdą minutę chciała przeznaczać na „wyganianie diabła do piekła”. Najwyraźniej tak słodka i satysfakcjonująca jest służba Bogu…

W myśl sentencji Terencjusza: „Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce” na kartach Dekameronu znajdziemy przykłady człowieczeństwa w pełnej krasie. Podczas niektórych dni tematem przewodnim będą więc figle płatane mężom przez żony, cięte odzywki i spryt świadczący o wysokiej inteligencji, która może wybawić z największych kłopotów, albo wspaniałe czyny, świadczące o geniuszu bohaterów. Również i siedem dam wraz z trzema młodzieńcami nie tylko oddaje się przyjemności snucia opowiastek, lecz także na inne sposoby świętuje życie: codziennie wszyscy śpiewają, tańczą, ucztują, spacerują i kontemplują piękno przyrody.

Takie bowiem płynie przesłanie z księgi Giovanniego Boccaccia – z życia należy się cieszyć, nie warto ograniczać się konwenansami, a jeśli sprawia nam to przyjemność i pozwala odpędzić melancholijne myśli, możemy nawet zabawiać się nieprzyzwoitymi opowieściami (byle nie prowadziły nas do nieprzyzwoitych czynów, rzecz jasna). Nawet podeszły wiek nie powinien stać nam na przeszkodzie i wyznaczać surowych reguł à propos tego, co wypada, a czego nie wypada – przecież i czosnek ma białą głowę, ale ogon zielony (według słów samego autora). Jeśli zatem rozrywki miałoby nam dostarczyć dzieło z XIV wieku, nie wahajmy się długo, nie szukajmy wymówek i oddajmy się we władanie czystej przyjemności.    


autor: Giovanni Boccaccio
tytuł: Dekameron
przekład: Edward Boyé
wydawnictwo: MG
miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
liczba stron: 848
format: 145 × 205 mm

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %