Żywe słowa

Kto jest poetą? Władysław Broniewski, „Poezja”

Dwieście lat temu, w 1822, wydano Ballady i romanse Adama Mickiewicza, które symbolicznie otwierają romantyzm w dziejach polskiej kultury. Odtąd każdy Polak i każda Polka muszą mierzyć się z dziedzictwem trzech[1] wieszczów oraz ich mniej lub bardziej zdolnych kolegów. Oczywiście nie chodzi o obowiązek lektury Pana Tadeusza w latach młodzieńczych – mowa o… właśnie, o czym?

Może o miłości Gustawa, snującego smętne pienia u okien Maryli, i o tym, jak ta miłość przemieniała kosmos. Może o tym, jak romantycy zinterpretowali stary jak ludzkość koncept śmierci, która musi nastąpić, by dokonało się zmartwychwstanie. Może o walecznych spiskowcach, studentach udręczonych ciężarem egzystencji, rusałkach i upiorach albo artystach udających, że tworzą literaturę od nowa. Czy coś może spoić te tematy?

Jedną z idei, z której wiele powyższych wyrasta, jest pragnienie „robienia”, a nie jedynie pisania poezji. Romantycy chcieli ożywić słowa, przekuwać je w czyn. Dlatego szukali pierwotnych, autentycznych, wciąż bijących źródeł poezji w kulturze ludowej i sprzeciwiali się klasycystom, których taktyka poetycka miała raczej zabijać słowa niż potęgować ich działanie. Dlatego czytali indywidualne historie oraz dzieje narodów jako wielkie, dziejące się na ich oczach poematy, w których aktualizowały się mity miłości zwyciężającej wszystko, triumfu życia nad śmiercią czy walki dobra i zła. Marzyli, by słowa ich wierszy stały się ciałem, by ich życie stawało się poezją. Starali się napisać nową, własną Biblię, nadać swoim słowom moc Słowa Bożego: Objawienia, w które uwierzyły pokolenia chrześcijan, ale przede wszystkim Słowa – Logosu, zasady całego bytu. W poezji ma się uobecniać cała potęga istnienia.

Sądząc po sile oddziaływania romantyków na polską historię, poezję udało im się ożywić skutecznie. O słowie zmieniającym świat marzyli jednak nie tylko wieszczowie[2]. Jednym z najzdolniejszych (post)romantyków XX wieku był Władysław Broniewski, którego zresztą marzenie to kosztowało kilka błędów. Jeden z nich nosi tytuł Słowo o Stalinie. Błędy te warto wybaczyć poecie, który jak niewielu potrafił wyśpiewać tęsknoty człowieka zachwyconego urodą świata, ale też widzącego braki tej urody. Pragnął je naprawić. Za najstosowniejszy środek uznał walkę – przekonanie to wpisuje się w socjalistyczne poglądy twórcy, ale idea ta ma wymiar uniwersalny. Chodzi przecież o walkę, by wszyscy mogli żyć długo i szczęśliwie, by człowiek mógł znów żyć w raju. Może się ona toczyć zarówno na polu bitwy, jak i w duszy człowieka uczącego się kochać.

W wierszu Poezja współistnieją dwie postawy, z których wynikają dwie koncepcje tytułowej sztuki: liryczna i tyrtejska. W pierwszej pieśń towarzyszy człowiekowi szukającemu spokoju w urokach przyrody ostatnich dni maja. O tym, że mowa o końcu najpiękniejszego miesiąca, świadczy przywołanie jaśminu, jak potocznie nazywa się jaśminowiec wonny (Philadelphus coronarius L., jaśmin sensu stricto to rodzaj Jasminum L.). Kwitnący jaśminowiec wypełnia powietrze jednym z intensywniejszych i piękniejszych zapachów tej pory roku. Wyświadcza światu tę przysługę na przełomie maja i czerwca, na granicy wiosny i lata. Nieprzypadkowo poeta wspomina również o białej nocy – białej od kwiecia jaśminu/jaśminowca, od światła Słońca, nawet nocą schowanego płytko pod horyzontem, i od srebrzystego Księżyca wspomnianego w czwartym wersie.

Noc majowa ogarnia człowieka słodkim zapachem i koi jego niepokoje w ciemności, która nie jest w pełni ciemna – przesyca ją srebrzyste światło, dzięki czemu traci swój złowieszczy potencjał. Przyroda zdaje się nie zasypiać, szemrze w niej życie. Co ważne, szemrze, nie na przykład kipi. Poeta nie wzywa do zatracenia się w urokach świata, ale raczej maluje wizję łagodnego, wyciszającego człowieka półsnu, płynącego przez świat inny niż w dzień, spokojniejszy, czystszy, pozwalający się doświadczać uważniej. W istnieniu zanurza się przez cichą kontemplację z pogranicza snu i jawy.

Podobnie oddziałuje na człowieka poezja liryczna. Prowadzi w świat snu, pozwala zapomnieć o troskach dnia codziennego i – jak w półmroku białej nocy – spojrzeć na wszystko inaczej. W ciszy odkrywa tajemnice bytu, których w zwykłej zawierusze nie słychać. W odniesieniu do dziedzictwa romantyków, przywołanego w wierszu, sen nocy majowej jest proroczy. Słowa sen srebrny nawiązują do dramatu Słowackiego Sen srebrny Salomei, którego tytułowa bohaterka śni o przyszłych zdarzeniach, a w krytycznym momencie zapada w letarg – kolejną odmianę snu – by obudzić się, gdy najgorsze minęło, jej los jest już szczęśliwie rozwiązany. Z jednej strony więc liryczny sen nocy majowej jest proroczy, odsłania prawdę o rzeczywistości, pozwala się nią zachwycić. Z drugiej – oznacza ucieczkę od odpowiedzialności za historię swoją i innych, bierność, gdy wokół nas dzieją się rzeczy doniosłe i straszne.

Dlatego według poety sen majowy nie wystarcza. Co gorsza, słowa poezji lirycznej „tumanią i kłamią”[3], kuszą łatwymi rozwiązaniami i sielską wizją świata, podczas gdy rzeczywistość jest zdecydowanie mniej sielska i trzeba z tym przykrym stanem walczyć. Nie można tylko kontemplować. W zamian poeta proponuje postawę aktywistyczną, w myśl tradycyjnego przeciwstawienia vita contemplativavita activa. Działaniu patronuje poezja tyrtejska, bojowa, patriotyczna (ojczyzna ma tu wymiar uniwersalny). Pieśń ma nie usypiać, ale rozbudzać. Słowacki pragnął zjadaczy chleba w aniołów przerobić (Testament mój), Broniewski proponuje inną istotę skrzydlatą: boginię zwycięstwa. Gdy wspomina o „oddechu zapału” i „wiewie szerokim”, zdaje się nawiązywać do słynnej Nike z Samotraki, uskrzydlonej, w szacie rozwianej wiatrem. To w takiej poezji jest życie. Takie słowa są ważne, gorące, wybrzmiewają głośno – w przeciwieństwie do słów cichych, marnych, błahych, zimnych.

Poezja staje się bronią walczących o lepszy świat: słowem można smagać, pieśnią – bić, hymnem – wznosić. Ulotne słowo, należące przede wszystkim do sfery idei, ledwie dostępne zmysłom jako litery czy dźwięk, nabiera właściwości materii znacznie solidniejszej, choćby rzemienia na bicz. Może bezpośrednio oddziaływać na świat fizyczny. Nie traci przy tym swej funkcji formowania ducha: niczym dobosz zagrzewa do walki.

Sugestia marszu na fortece niesprawiedliwości pod wodzą poezji przywołuje skojarzenia z gwałtownym przewrotem politycznym. Twórca wycisza tę aluzję w kolejnej strofie wiersza, gdy podkreśla rolę literatury w codzienności. Myśli więc raczej o żmudnej walce toczonej każdego dnia, w której trzeba nieustannie budować morale. Jak? Karmiąc się pieśnią niczym chlebem powszednim. Przejmuje ona funkcje religii, duchowości, bóstwa. Zastępuje Chrystusa – Słowo wcielone i Chleb powszedni chrześcijan, dający im pociechę i siły do walki o zbawienie duszy. Analogicznie słowo poetyckie ma dodawać otuchy walczącym o lepszy świat doczesny, stawać się ciałem w ich życiu, a w chwilach zwątpienia przypominać, że „Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna, / jest gdzieś jasne i piękne życie”.

Ożywczej wizji „jasnego i pięknego życia” nie można zniszczyć – inaczej niż mitycznego świętego ognia, który potrzebował opieki i rytualnego odnawiania. W starożytnym Rzymie strzegły go „białe westalki”, ukryte w zaciszu świątyni. Tymczasem ogień poezji płonie na zewnątrz, jednocząc ludzi niczym sztandar na polu bitwy, oświetlając im drogę jak pochodnia. Jest na tyle mocny, że wiatr go wzmacnia, nie osłabia. Zarazem słowo zmieniające świat ma zmienić też tych, którzy nim walczą. Ma odmienić im „słowa na wargach”, nauczyć ich mówić na nowo, „płomienniej i prościej”, skuteczniej, od razu trafiać do dusz. Zdaje się, że według poety nie potrzeba do tego pośrednictwa kunsztownej formy czy skomplikowanych dowodzeń. Liczy się działanie.

Ludzie głoszący/robiący poezję sami się nią stają: ma ich potargać „miłość ogromna”. Przypominają więc szarpany wiatrem „sztandar rozwiany wśród walki”, do którego Broniewski porównał poezję. Pełni uniesienia, zatracają siebie – niczym starożytni natchnieni wieszczowie i prorocy, którzy podporządkowywali całe swe życie misji. W lżejszych wypadkach oznaczało to rozczochrane włosy i szaty w nieładzie, w cięższych – np. przejściowe bytowanie w cysternie pełnej błota (Jr 38). Jednak w radości poetyckiego szału nawet ból destrukcji okazuje się szczęściem, pozwala bowiem w pełni poświęcić się sprawie.

Na podobnej zasadzie poeci życia stają się żywymi harfami. By ich pieśń miała moc, ich żyły zmieniają się w struny. Poświęcają oni swoją integralność fizyczną, by wypełnić misję. Przypominają Chrystusa rozciągniętego na krzyżu, którego tradycyjnie porównywano do napiętej struny instrumentu (obraz niezbyt zgodny z realiami tej kaźni). Jak On, poeci zbawiają świat za cenę ofiary z siebie. W przeciwieństwie do Jezusa jednak nie poddają się cierpieniu z uniżeniem paschalnego Baranka – stanowi ono element ekstazy i ostateczny stopień zaangażowania w sprawę, w który wkracza się po trosze z dumą, po trosze pod wpływem znieczulającego natchnienia.

Złota harfa to jeden z kluczowych motywów Lilli Wenedy Słowackiego, gdzie symbolizuje poezję przynoszącą ocalenie. Gdy lud Wenedów traci instrument, próbuje go odzyskać tytułowa bohaterka, która ostatecznie (SPOJLER) ginie i sama zajmuje miejsce harfy, symbolicznie się nią stając. Co ciekawe, to postać bliższa łagodnej, spokojnej poezji lirycznej, kontrastująca ze swą siostrą Rozą, gniewną, porywczą mścicielką wzywającą do straceńczej walki. Kontekst dramatu pozwala inaczej spojrzeć na pieśń nocy jaśminowej. Delikatna Lilla, pogodzona z trudnym losem, poświęca siebie, działa, nie jest bierna. Można w niej dostrzec syntezę dwóch wizji poezji. U Broniewskiego wdzięczna harfa może „zakląć pioruny”, czyli wywołać interwencję siły wyższej. Ma moc oddziaływania na absolut. Dokonuje się to jednak za cenę życia.

Rolę aktywności i walki, przeciwstawionych estetyzującej bierności, podkreśla poeta, używając słowa pięść w odniesieniu do instrumentu: pięścią się wygraża i bije, nie gra na harfie. Jak wiadomo, w wierszu można bić też pieśnią (twórca wykorzystuje podobieństwo brzmienia słów pięść i pieśń). Trzeba nią zagłuszyć zło (złowieszczy „syk węży”) i tym samym zwyciężyć je. Walczyć należy do śmierci, trudno jednak określić, czy chodzi o śmierć własną (wskazuje na to kontekst ofiary), czy przeciwnika (kontekst językowy: pobić kogoś na śmierć). Z pewnością natomiast śmierć nie ma tu ostatniego słowa: celem walki jest życie, piękniejsze od każdej wdzięcznej poetyckiej wizji. Wygra w nim miłość, ta sama, która dała łagodnej Lilli siłę do działania niejako wbrew swej naturze. Wtedy nadejdzie czas, by śnić sen nocy majowej.

Dlatego w ostatniej strofie wiersza powraca wizja poezji lirycznej, tworząca klamrę z dwoma pierwszymi zwrotkami. Powraca jednak oczyszczona przez poezję tyrtejską, jeszcze cichsza i prostsza, a zarazem podtrzymująca pamięć o tych, którzy poświęcili siebie w walce o lepszy świat. Ostatecznie pierwiastki codziennej, spokojnej radości życia i bitewnego uniesienia łączą się. Romantyczne żywe słowo przemieni świat, którym będzie można cieszyć się w ciszy białej nocy. Zbawią go nie tyle ciemiężeni Polacy (jak chcieli wieszczowie), ile poeci – ci prawdziwi, poeci życia, nie pięknoduchy sładające gładkie słowa, lecz ludzie, którzy potrafią prawdziwie kochać, dać świadectwo swej miłości poświęceniem i pociągnąć za sobą innych.

Władysław Broniewski, Poezja

Ty przychodzisz, jak noc majowa,
biała noc, uśpiona w jaśminie,
i jaśminem pachną twoje słowa,
i księżycem sen srebrny płynie.

Płyniesz cicha przez noce bezsenne
– cichą nocą tak liście szeleszczą –
szepcesz sny, szepcesz słowa tajemne,
w słowach cichych skąpana, jak w deszczu…

To za mało! Za mało! Za mało!
Twoje słowa tumanią i kłamią!
Piersiom żywych daj oddech zapału,
wiew szeroki i skrzydła do ramion!

Nam te słowa ciche nie starczą.
Marne słowa. I błahe. I zimne.
Ty masz werbel nam zagrać do marszu!
Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem!

Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna,
jest gdzieś jasne i piękne życie. –
Powszedniego chleba słów daj nam
i stań przy nas, i rozkaż – bić się!

Niepotrzebne nam białe westalki,
noc nie zdławi świętego ognia –
bądź jak sztandar rozwiany wśród walki,
bądź jak w wichrze wzniesiona pochodnią!

Odmień, odmień nam słowa na wargach,
naucz śpiewać płomienniej i prościej,
niech nas miłość ogromna potarga,
więcej bólu i więcej radości!

Jeśli w pięści potrzebna ci harfa,
jeśli harfa ma zakląć pioruny,
rozkaż żyły na struny wyszarpać
i naciągać, i trącać, jak struny.

Trzeba pieśnią bić aż do śmierci,
trzeba głuszyć w ciemnościach syk węży.
Jest gdzieś życie piękniejsze od wierszy.
I jest miłość. I ona zwycięży.

Wtenczas daj nam, poezjo, najprostsze
ze słów prostych i z cichych – najcichsze,
a umarłych w wieczności rozpostrzyj,
jak chorągwie podarte na wichrze.

Tekst za: W Broniewski, Poezja, w: tenże, Wybór wierszy, wstęp i oprac. T. Bujnicki, Wrocław 2014, s. 95–97.


[1] Status romantyczności czwartego wieszcza: to skomplikowane.

[2] Tu czwarty wieszcz włącza się w dążenia pozostałych trzech.

[3] Wszystkie odwołania do wiersza za: W Broniewski, Poezja, w: tenże, Wybór wierszy, wstęp i oprac. T. Bujnicki, Wrocław 2014, s. 95–97.

Polonistka i historyk sztuki. Stara się wierzyć w Prawdę, Dobro, Piękno. Kocha fiołki, koty i zachody słońca.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %