Kultura w dymkach

Od detektywa w rajtuzach do Mrocznego Rycerza

Jedna z ikon popkultury najlepiej rozpoznawalnych na całym świecie, dla milionów fanów ulubiona postać z kart komiksów, ekranów telewizyjnych i kinowych. Superbohater bez nadludzkich mocy, obrońca sprawiedliwości opisywany jako brutalny i bezwzględny, wciąż popularny mimo ponad siedemdziesięcioletniego stażu. Krzyżowiec w Pelerynie, Najlepszy Detektyw na Świecie, Mroczny Rycerz, Człowiek-Nietoperz, Bruce Wayne. BATMAN.



Zapewne wszyscy znamy historię narodzin tego bohatera w uniwersum DC – jako ośmioletni chłopiec staje się świadkiem morderstwa swoich rodziców, zabitych przez drobnego rzezimieszka podczas próby rabunku ulicznego. Poprzysięga walkę ze złem panującym w Gotham City, a żeby to osiągnąć, intensywnie ćwiczy ciało i umysł. Widzi jednak, że takie środki mogą nie wystarczyć, postanawia więc użyć przebrania jednoznacznie kojarzącego się z tajemnicą, strachem i nocą – tak powstają liczne gadżety i kostium z motywem nietoperza. A jak to wszystko zaczęło się w naszej rzeczywistości? Otóż nie bez przyczyny tak często wiążemy postaci Supermana i Batmana. Powstanie tego drugiego zawdzięczamy bowiem ogromnemu sukcesowi latającego kolegi z planety Krypton. National Publications (dzisiejsze DC) zażyczyło sobie więcej tak dochodowych wspaniałości, dlatego Bob Kane stworzył prototyp Mrocznego Rycerza. Swój pomysł wraz ze szkicem postaci przedstawił koledze po fachu, Billowi Fingerowi. Dodajmy: postaci, w której ciężko doszukać się Batmana takiego, jakiego znamy teraz. Facet z pierwszego rysunku na dobrą sprawę bardzo przypominał Supermana: miał czerwone rajtuzy i wysokie buty, nie posiadał rękawic, ale za to był wyposażony w dwa sztywne skrzydła i maskę wokół oczu (ang. domino mask). Dziękujmy Losowi za Fingera (którego nota bene dopiero po śmierci uznano oficjalnie za współtwórcę Batmana) i jego wczesne poprawki. Wyeliminowano czerwień i postawiono na szarości i czerń. Dodano rękawice – by bohater nie zostawiał odcisków palców. Zamieniono domino mask na osłonę bardziej przypominającą kaptur, a skrzydła, utrudniające poruszanie się – na zwiewną pelerynę. O niebo lepiej, nieprawdaż?




W kulturze masowej obraz Batmana najczęściej jest tożsamy z tym wykreowanym na potrzeby kinowe. Te wizje różnią się jednak od oryginału. Weźmy na przykład taki nieistotny na pierwszy rzut oka szczegół – w filmowej wizji Christophera Nolana rodzina Wayne’ów, zaatakowana przez złodzieja, wracała z teatru. Natomiast w komiksie wspomniana była nieco inna rozrywka, a mianowicie wizyta w kinie na filmie o… zamaskowanym bohaterze, Zorro. To bardzo ważna wskazówka dotycząca inspiracji Boba Kane’a. Kieruje nas ona do powieści Baronowej Orczy Szkarłatny Kwiat i jej głównego bohatera – archetypu obrońcy słabszych, ukrywającego się, zachowującego podwójną tożsamość. Odniesień do kalifornijskiego banity jest jednak dużo więcej: czarny strój z maską i peleryną w wyposażeniu, rozpoznawalny znak (litera Z / Bat Signal), kryjówka w jaskini. Wpływ na kształt charakteru Batmana miała także inna wielka ikona popkultury – Sherlock Holmes – oraz jego niebywałe zdolności detektywistyczne. Ponadto już w pierwszej historii z udziałem alter ego Bruce’a Wayne’a, The Case of the Chemical Syndicate, opublikowanej w 27. numerze „Detective Comics” (maj 1939) można zauważyć nawiązania do stylu pulp fiction, w który stuprocentowo wpisuje się brutalność i brak wyrzutów sumienia z powodu okaleczania i zabijania przestępców. Żeby uzupełnić tę listę warto jeszcze wspomnieć, że wśród inspiracji wizerunku Batmana często wymienia się również biografię samego Boba Kane’a, humorystyczne paski komiksowe oraz tytuły artykułów z gazet.

Ciekawe jest również źródło imienia i nazwiska milionera chowającego się za maską z uszami nietoperza. Imię „Bruce” otrzymał w spadku po średniowiecznym walecznym królu Szkocji Robercie Brusie, dowodzącym w walkach o niepodległość. Nazwisko natomiast miało wnieść do tożsamości Batmana pierwiastek szlachecki – jak na bogatego playboya przystało. Wybór padł na amerykańskiego oficera o przydomku Mad Anthony Wayne, który wsławił się bohaterskimi wyczynami na polu bitwy i ognistym charakterem.

Z takim intertekstualnym zapleczem nie mogło się nie udać. Przygody Batmana szybko okazały się strzałem w dziesiątkę i już w 1940 roku doczekały się własnego tytułu i razem z zeszytami o Supermanie wyniosły National Publications na wydawniczy szczyt. Rychło jednak nastąpiła seria wydarzeń prowadząca do znacznego spadku popularności Mrocznego Rycerza: nasz protagonista stawał się coraz mniej i mniej mroczny. Najpierw w celu złagodzenia pulpowego wizerunku postawiono u boku Batmana młodego pomocnika Robina (Sherlock potrzebował przecież swojego Watsona). Później (po numerze, w którym Batman zastrzelił z broni palnej swoich przeciwników) wydawca zadeklarował, że bohater nie będzie już więcej zbijał ani używał broni palnej – co w zasadzie jest dużo bardziej wiarygodne psychologicznie, biorąc pod uwagę fakt, że rodzice młodego Bruce’a zostali pozbawieni życia przy pomocy pistoletu. Następnie, już po wojnie, wydawnictwo przyjęło nową strategię, przenoszącą akcent ze społecznego komentarza na beztroską, młodzieńczą fantazję. W takich okolicznościach Batman musiał stać się przykładnym obywatelem i ojcowską figurą zamieszkującą jasne i radosne środowisko… Brzmi okropnie.

Całkiem okropni są także złoczyńcy, z którymi musi zmagać się Caped Crusader (pol. Krzyżowiec w Pelerynie). Ich lista jest bardzo długa i urozmaicona. Niektóre z tych postaci, jak Joker i Catwoman, dzięki dopracowanym biografiom i interesującym doświadczeniom zyskały swoje własne, osobne życie w popkulturze. Inne zostały w niej zapamiętane ze względu na gościnne występy w filmach o Batmanie – postaci Pingwina, Riddlera, Pioson Ivy i Two-Face’a, mocno przerysowane (chciałoby się powiedzieć: komiksowe) w obrazach Burtonowsko-Schumacherowskich, czy bardziej realistyczne wizje Ra’s al Ghula, Scarecrow’a i Bane’a u Nolana. Imponujący jest także wykaz współpracowników Człowieka-Nietoperza, do których zaliczamy wiernego lokaja Alfreda, komisarza Gordona, wspomnianego już Robina, Batgirl oraz całą Ligę Sprawiedliwych (m.in. Supermana, Wonderwoman, Green Arrow’a, Green Lanterna, Flasha). A jeśli jesteśmy już przy różnego typu wyliczankach, to dużym niedopatrzeniem byłoby nie wspomnieć o batgadżetach. Przecież jedyną „supermocą” Batmana jest jego bogactwo! W połączeniu z inteligencją i kreatywnością pozwoliło stworzyć cały arsenał broni służącej do udaremniania nikczemnych planów Sił Zła. Najpopularniejsze z tych groźnych zabawek to kostium z peleryną działającą jak lotnia, kamizelką kuloodporną i maską z nokto- i termowizorem, pas z wyposażeniem bojowym, batarangi – rodzaj bumerangu skrzyżowanego z nożem w kształcie nietoperza – oraz różne pojazdy z nietoperzem w nazwie (Batmobile, Batcycle, Batplane, Batboat).




O wielkości Batmana świadczą nie tylko jego fascynujące osobowość i historia, które są genialne w swojej prostocie i co za tym idzie – poddają się różnorodnym interpretacjom. Na jego wielkość składają się także elementy zbudowane wokół samej postaci, jak złożony z misternie utkanych siatek zależności międzyludzkich świat, w którym nie ma miejsca na przypadek. Nikomu zatem nie zaszkodzi wyjść w znajomości tego nietoperzego bohatera poza ostatnią kinową trylogię oraz popularne w internecie retromemy z policzkowanym Robinem.

Żyje życiem fabularnym prosto z kart literatury i komiksu, prosto z ekranu kina i telewizji. Przeżywa przygody z psią towarzyszką, rozkoszuje się dziełami wegetariańskiej sztuki kulinarnej, podnieca osiągnięciami nauki, inspiruje popkulturą. Kolekcjonuje odłamki i bibeloty rzeczywistości. Udziela się recenzencko na instagramowym koncie @w_porzadku_rzeczy.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %