Polacy, czyli Boże, Boże, co dzień to gorzej
Po pierwsze – narzekanie przynosi ulgę i pozwala się uwolnić od odpowiedzialności za niepowodzenia. Zauważał to doskonale Antoni Kępiński, doskonały polski XX-wieczny psychiatra. Kępiński wskazywał na to, że spośród pary odczuć „krzywda” – „wina” bliżej nam do osadzania się właśnie w roli skrzywdzonej ofiary. Narzekamy zatem na otoczenie, a my pozostajemy czyści, wybieleni, wolni od przywar. W końcu i ty, Brutusie, przeciwko mnie, Polakowi, prawda?
Po drugie – narzekanie łączy. Próbowaliście kiedyś odpowiedzieć na grzecznościowe pytanie „co u Ciebie?” radosnym okrzykiem „stary, doskonale, nigdy nie było lepiej”? Spróbujcie – konsternacja na twarzy Waszych rozmówców murowana. Życie nie jest proste, więc biadolenie wydaje się bezpieczniejsze z punktu widzenia relacji międzyludzkich. Wiodąc przeciętny żywot, nie odstajemy od naszych mniej szczęśliwych (a może po prostu mniej zdolnych) znajomych, nasze sukcesy nie muszą nikomu ciążyć. Szklanka wprawdzie pozostaje do połowy pusta, ale przynajmniej koledzy nie patrzą na nas krzywo. Odważyć się być człowiekiem sukcesu? Można, rzecz jasna, ale po co, niech mnie lepiej wszyscy lubią! Nie chwalimy się osiągnięciami, współcierpimy. Kto więcej cierpi, ten dostaje więcej sympatii; bilans wychodzi na zero. Oto nasza malkontencka homeostaza.
Po trzecie – narzekanie jest dla Polaków zręcznym sposobem podtrzymywania komunikacji. Podkreślam: dla Polaków, ponieważ inne uwarunkowania kulturowe wprowadziłyby w sferę tak zwanego small talku zupełnie inne reguły gry. Utyskiwanie i skargi to nasza konwencja, sfera schematów, które usprawniają komunikację zawsze wtedy, gdy nie mamy ani czasu, ani sposobności (i też chęci) na bardziej szczere werbalizowanie myśli. Przecież nie będziecie w autobusie rozmawiać o rozterkach metafizycznych! Potrzebny jest w takiej sytuacji temat na już, teraz, zaraz. Co zatem mamy zawsze w głowie i czego nie boimy się użyć? Na przykład tego, że deszcz dziś taki paskudny, Boże Święty, kiedy to przestanie padać, no Jezus Maria… Ciąg dalszy zapewne dobrze znacie.
Polacy, wiecie jednak, co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że narzekanie na wyrost czyni niewiarygodnymi prawdziwe bóle egzystencji spowodowane poważnymi, nieudawanymi problemami. To, że czarne scenariusze stają się samospełniającą się przepowiednią. Cierpimy zbyt często i nie zawsze prawdziwie, a inni potem też cierpią – na nasz widok.
Nie myślcie, że się wymądrzam – zwyczajnie wiem to z autopsji. Polacy, nie idźcie tą drogą!
I jeszcze kilka materiałów
audiowizualnych. Dla rozrywki, nie dla narzekania 🙂