Zwoje rozwoju

Prezenty szczęścia nie dają?

500 plus. Wiemy, znamy, kojarzymy. A świąteczne 500 plus? To około 134 euro, czyli w przeliczeniu 600 złotych z drobną nadwyżką. Tyle właśnie statystyczny Polak zamierzał przeznaczyć na prezenty gwiazdkowe w 2015 roku.
W 2016 roku wyda zapewne jeszcze więcej – badania pokazują, że choć za każdym razem deklarujemy zamiar zracjonalizowania wydatków świątecznych, to z naszych planów wynika niewiele, bo kupujemy coraz więcej. Wprawdzie dobrze, że według raportów najbardziej pożądanym prezentem są książki, bo w ten sposób zwyczaje gwiazdkowe jakoś przyczyniają się do wzrostu czytelnictwa w Polsce, ale to wciąż element pewnego transu, w który wpadamy na kilkanaście dni przed Wigilią. Co nami wtedy kieruje? Co to za siła, która podpowiada nam w głowie: „kupuj, kupuj ciągle, kup jeszcze więcej”? I która sprawia, że przychodzimy po południu do domu zmęczeni i zirytowani, bo wcześniej przepychaliśmy się przez tłumy w sklepie i straciliśmy mnóstwo czasu na stanie w kolejkach?

To nie będzie analityczny elaborat na temat zachowań zakupowych konsumentów. Mam nadzieję, że ten tekst nie stanie się też napastliwym oskarżeniem. Chcę raczej zasygnalizować, że w czasie świątecznym ogromnie łatwo ulegamy przekonaniu, że więcej formy to więcej treści, a same prezenty stanowią przedłużenie naszych relacji z innymi ludźmi i nas samych. Wydaje się, że gwiazdkowe podarunki mają nam załatwić w głowie nie tylko potrzebę obdarowywania bliskich, lecz także wiele innych spraw związanych z naszym poczuciem wartości – możemy na przykład udowadniać sobie, że stać nas nawet na drogie rzeczy, że jesteśmy prawdziwymi altruistami, bo pomyśleliśmy absolutnie o wszystkich osobach na kuli ziemskiej, że im bardziej luksusowy prezent, tym bardziej prestiżowa staje się znajomość z daną osobą, a nawet że im więcej kupujemy, tym mocniej kogoś lubimy, kochamy i szanujemy. Wszystkie te przekonania obowiązujące w zdrowej, wyważonej proporcji nie są złe – niedobra staje się sytuacja, w której zaczynają one stanowić cel nadrzędny, tym samym spychając na margines myślenie o drugim człowieku.

Na naszych rozterkach wewnętrznych korzystają, rzecz jasna, sklepy. Niby wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że promocje to tylko taki chwyt reklamowy, że ceny już dawno niebotycznie zawyżono, że nie potrzebujemy wszystkich rzeczy oznaczonych napisem „must have”, a jednak nieustannie ulegamy sile marketingowej perswazji. W szale kupowania warto, abyśmy słyszeli gdzieś w sobie głos, który podpowie nam, że to jest biznes. Tu chodzi o pieniądze, które mamy zostawić w czyjejś kasie. Chodzi o wpojenie nam przekonania, że możemy kupić rzeczy niematerialne, posługując się tymi materialnymi. Przekonania bardzo, ale to bardzo złudnego.

W przedmiotach nie ma niczego złego. One mogą dawać nam realną przyjemność. Kluczowe jest jednak to, abyśmy nie zapominali, że nawet najbardziej wymyślny i najdroższy prezent nie zastąpi autentycznych, zaangażowanych relacji.

I z tym Was zostawię. Dołożę jeszcze dwa klipy – wprawdzie będą to reklamy, ale za to z inspirującym przesłaniem.

Bo w Świętach chodzi o obecność.



I chodzi też o wspólnotę.


Absolwentka filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, zastępczyni redaktor naczelnej portalu, zajmuje się także redakcją i korektą portalowych artykułów. Miała być lekarzem, ale została językoznawcą i uważa, że lepiej nie mogła wybrać. Obserwuje rzeczywistość z wrodzoną dociekliwością w myśl zasady, że ciekawość to pierwszy stopień nie do piekła, lecz do wiedzy. Wiecznie wierzy – w świat, w ludzi, w uczucia, w język, w Słowo.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %