Rosa w grudniu? Franciszek Karpiński, „Pieśń adwentowa”
Jeszcze nieobecnym i już przybyłym jest oczywiście Chrystus, przy czym łączą się tu różne momenty historii. Dalekie czasy Starego Testamentu, gdy „króle, prorocy” zapowiadali tajemniczego Mesjasza, nakładają się na ostatnie miesiące przed naszą erą, gdy Maryja nosiła Wyczekanego pod sercem. Coroczne przygotowywanie się ludu chrześcijańskiego do przyjścia Zbawiciela w czas Bożego Narodzenia przenika się z wypatrywaniem przyjścia drugiego i ostatecznego. Zarazem ów Upragniony przyszedł już jakiś czas temu – i nadal przychodzi, nawet na różne sposoby.
Oba ważne wydarzenia adwentu: paruzja, akcentowana w jego pierwszej części, i Boże Narodzenie, oczekiwane w drugiej, niosą ludziom nadzieję na tym łez padole[1]. O ile jednak obecnie kładzie się nacisk na radosne aspekty adwentu, o tyle dawniej było w nim więcej żalu za grzechy i refleksji. Przypominał mały Wielki Post, zalecano umartwienia, powagę, skupienie. Również dziś w tym czasie w kościele dominuje pokutny fiolet. Element zadumy pozostał więc obecny, ale nie w takim stopniu jak przed Wielkanocą. Oczekujemy pobożnie – ale też radośnie.
Prócz szat liturgicznych poważny element adwentu przechowały pieśni, w których przedstawia się niedolę grzesznego człowieka, wygnanego z raju, samotnego, zbłąkanego, żyjącego w symbolicznych mroku i suszy[2]. Dlatego woła do Niebios o deszcz i rosę – są one dla ziemi niczym wytęskniony Zbawiciel dla ludzi.
Motyw ten pojawia się w wielu pieśniach, a pochodzi z Księgi Izajasza (Iz 45, 8), z proroctwa o pomazańcu Bożym (konkretniej – królu perskim Cyrusie, który pozwolił Izraelitom na powrót z niewoli babilońskiej), a wypowiada je sam Stwórca. W Wulgacie stosowny wers otwierają słowa Rorate caeli (Niebiosa, spuście rosę), rozpoczynające również pieśń śpiewaną dawniej jako pierwszą na roratach – stąd ich nazwa. Parafrazy utworu: Spuśćcie nam na ziemskie niwy (XVII w.) czy Niebiosa, rosę spuście nam z góry (XVIII w.) wykonuje się do dziś. We wszystkich trzech utworach o rosę woła już nie Pan niebios, lecz spragniony człowiek. Motyw prośby o wodę i Tego, który stał się Wodą Życia, pojawia się również w innych pieśniach, nieodwołujących się poza tym do Rorate caeli.
A oto proroctwo w dwóch „wersjach językowych”.
a obłoki niech spuszczą ze dżdżem sprawiedliwego.
Niech się otworzy ziemia, i zrodzi zbawiciela,
a sprawiedliwość niechaj wznidzie społem:
ja Pan stworzyłem go.
i niech obłoki z deszczem ją wyleją!
Niechajże ziemia się otworzy,
niech zbawienie wyda owoc
i razem wzejdzie sprawiedliwość!
Ja, Pan, jestem tego Stwórcą.
Śpiewnik był odpowiedzią na brak, który Karpiński odczuwał we współczesnej mu poezji religijnej. Jak przystało na człowieka XVIII wieku, ubolewał nad niedostatkiem pouczeń moralnych: „(…) patrząc na kantyczki nasze dotychczas używane, prawie same tylko w nich modlitwy widzieć, a nauki cnoty nie było”[5]. Wielu myślicieli epoki skłaniało się nawet ku redukcji religii do wychowywania oraz stania na straży obyczajów i postawy obywatelskiej, niechętnie patrząc na irracjonalne objawienie, wyznawstwo etc.
Sam Karpiński jednak wybrał stanowisko pośrednie i łączył oba te elementy. W młodości zresztą ukończył studia teologiczne. W jego utworach zatem pojawiają się zarówno stare motywy biblijne (np. już wspomniana rosa z Księgi Izajasza czy refren Bóg się rodzi rodem z Prologu Ewangelii wg św. Jana), jak i pouczenia moralne – dotyczące postawy zarówno dobrego chrześcijanina, jak i Polaka.
Poeta pragnął kształtować świadomość ludu (chłopstwo i ubożsi mieszczanie) – religijną, społeczną, obywatelską. Dlatego prócz pieśni na różne okresy roku liturgicznego czy przekładów psalmów wprowadził do zbioru utwory przybliżające cnoty (cierpliwość, miłość bliźniego), a także wątki patriotyczne. Cały utwór poświęcił Konstytucji 3 maja, napisał kilka modlitw za Ojczyznę (por. również ostatnią zwrotkę Bóg się rodzi).
Poeta pragnął zachęcić odbiorcę liryzmem i prostotą, ośmielał, odwołując się do znanych wątków, w obrazie Boga zaś akcentował miłosierdzie i czułość, pozwalające pojedynczemu człowiekowi stworzyć z Nim osobistą więź. Widać w tym wpływ sentymentalizmu, którego dziedzictwo – sądząc z popularności niektórych pieśni – okazało się trwalsze niż w przypadku innych dzieł tego nurtu.
W Pieśni adwentowej, tak jak w innych utworach jej podobnych, poeta pokazuje tajemnicę Wcielenia Chrystusa na tle dziejów. Na początku tekstu pojawia się właśnie motyw wołania o deszcz. Człowiek, wygnany z raju, pozostaje daleko od Boga, który jest szczęściem, wolnością, światłem. Na dzieciach Adama ciąży grzeszność, dziedzictwo pierwszych rodziców, osaczające, podobne więzieniu: „ludzie uwikłani / (…) wołali z otchłani”[6]. Zagubieni, słabi ludzie błąkają się „wśród okropnej nocy” i cierpią. Nie potrafią żyć zdani tylko na siebie, a nie mają znikąd ratunku. Może on nadejść z góry, ale ziemia wydaje się odizolowana od zamkniętego nieba i właściwie niewiele się różni od piekła. Mimo to człowiek, udręczony na różne sposoby, woła wbrew wszystkiemu o pomoc.
Warto zauważyć, że w świecie Starego Testamentu grzechowi i pokusie prócz trudności duchowych towarzyszyły nieprzyjemności bardziej doczesne (np. zagrożenie przez wroga; ślepotę czy śmierć dziecka uznawano za karę Bożą, ewentualnie próbę wiary). Przebaczenie z kolei oznacza – prócz niewątpliwie najważniejszego pojednania z Najwyższym – także możliwą poprawę losu. Dla starożytnych zarówno nieszczęścia, jak i powodzenie chodziły parami i obejmowały wszystkie sfery życia.
Poeta przestawia typową charakterystykę stanu grzechu i niedoli, szczególnie doskwierającego w czasach przed Chrystusem, choć Stwórca działał wśród ludzi również wtedy. Podobne motywy pojawiają się w psalmach (np. Ps 38, 74, 82, 130), gdzie współwystępują z nadzieją na powrót łaski i pomyślności.
Upragniony ratunek przynosi główna bohaterka adwentu, Maryja – wzór oczekiwania na Chrystusa, opiewana w licznych pieśniach na ten okres, związanych zwykle ze Zwiastowaniem. Pełna pokory, odpowiedziała na wezwanie Stwórcy. Poeta podkreśla Jej rolę, jedynie subtelnie w tym miejscu sugerując Boską interwencję („Panna zawołana”), a uwydatniając potęgę zasług przyszłej Matki Zbawiciela („Ona pokorą i oczy skromnemi / Boga samego ściągnęła [podkr. – A. S.] ku ziemi”).
Można to odnieść do tradycji apokryficznej: Maryja tuż przed Zwiastowaniem miała pokornie rozmyślać o Bożej łaskawości, nadejściu Mesjasza i Jego przyszłej matce: „O błogosławiona dziewico, uźrzęli ja twe lice, będęli ja dostojna, abych była sługa twej sługi?” (Rozmyślanie przemyskie). Jej uniżenie jakby wywołało wizytę anioła. Do niej jednak Karpiński się wprost nie odnosi, zainteresowany raczej tajemnicą Wcielenia.
Poeta posługuje się paradoksem obecnym w słynnej kolędzie: „Ma granice – nieskończony”[7], co zapowiadają słowa: „Że którego świat nie objął wielkości, / Tego Panieńskie zamknęły wnętrzności”. Dwa utwory łączy również refleksja o miłości, która Syna „sama wiodła w ziemskie strony” i skazała na liczne nieprzyjemności związane z przyjęciem postaci cielesnej: „ból, niedostatki” oraz „trudy i znoje”[8].
Dobrowolne uniżenie Chrystusa, solidarnego z nieszczęsnym człowiekiem, wywyższa tego drugiego. Syn Boży stał się nie tylko orędownikiem i wybawicielem swych braci, lecz także najszlachetniejszym i najpotężniejszym ich przedstawicielem. Oto jeden z nich okazał się właśnie Panem wszechświata.
Człowiek sam z siebie nie posiadał zasług, którymi mógłby zaskarbić sobie łaskę i miłość Boga. Został obdarowany samym Synem Boga Ojca – teraz również „Synem u Matki”. Dlatego nadawca pieśni zachęca współwiernych, aby niczym ich przodkowie skierowali się ku górze, ale już nie w wołaniu o Sprawiedliwego, lecz w podzięce za Jego przybycie. Rozpacz grzesznika została zastąpiona przez radość, gdyż Wybawienie jest już bardzo bliskie. Bóg jeszcze się nie narodził, ale już się wcielił – nastał decydujący moment historii Zbawienia. Z zapatrzenia w smutną przeszłość czas zwrócić się ku jasnej przyszłości i dalej – ku wieczności, w której czas już nie obowiązuje.
Wygnani z raju, wołali z otchłani:
„Spuście, niebiosa, deszcz na ziemskie niwy
I niech z obłoków zstąpi Sprawiedliwy”.
Bolał i nikt go nie wspomógł w niemocy,
Póki nie przyszła wiekami żądana
Z judzkiej krainy Panna zawołana*.
Boga samego ściągnęła ku ziemi,
Że którego świat nie objął wielkości,
Tego Panieńskie zamknęły wnętrzności
Świat, jak rozległy, człeka poszanował,
Człeka, przed którym na potem zginano
Niebieskie, ziemskie, piekielne kolano.
Miłość Go sama wiodła w ziemskie strony;
Wziął ciało ludzkie, w nim ból, niedostatki,
Zbratał się z nami, był Synem u Matki.
Że kochając nas, był nam miłosierny;
i wznosząc ręce ku niebu jasnemu,
śpiewajmy chwałę Bogu Najwyższemu.