Seanse w towarzystwie lemoniady
Lato to ten czas w roku, kiedy to pogoda jest w stanie nas niemal obezwładnić. W odróżnieniu od zimowej aury, gdy śnieg, mróz i wiatr potrafią skutecznie uwięzić nas w domu mimo naszych sprzeciwów, latem zmysł przetrwania powstrzymuje nas od zbędnych i mało ważnych aktywności. Na podstawie mojej nieistotnej statycznie sondy opartej na wybitnie niereprezentacyjnej grupie mogę stwierdzić, że czytanie jest najczęściej wybieraną rozrywką w upalne dni. Ankietowani wskazywali, że najchętniej czytaliby książki w wannie lub w lodówce – na przykład na półce między keczupem i serem żółtym.
Są jednak i tacy, których lektura aż tak nie pociąga. Osobom
zmęczonym upałem, urlopem, czytaniem i wszystkimi tymi rzeczami, które w danej
chwili sprawiają najmniejszą przyjemność, proponuję zatem kino – takie na lato,
jednak wciąż dobre.
Powtórka z kinematografii
– powtórka z rozrywki
Prosta historia Davida Lyncha
Klasyka klasyki. Mistrzowskie kino drogi. Alvin Straight
podróżuje przez bezkresną Amerykę, aby pojednać się ze swoim długo niewidzianym
bratem. Pan Straight nie ma prawa jazdy ani samochodu, a przy tym jest już
mocno schorowanym człowiekiem o słabym wzroku. Pomimo tego nie odpuszcza i wyrusza
w drogę… małym traktorem (pokusiłabym się nawet o nazwanie tego automobilu dużą
kosiarka spalinową). Prosta historia
to obraz refleksyjnej podróży, w której liczy się nie tylko sam cel, lecz także
droga i ludzie napotkani podczas przemierzania kolejnych kilometrów.
Wielki błękit Luca Bessona
To chyba najmniej znany film w tym zestawieniu, wykluczając
jego popularność w grupie miłośników delfinów i amatorów nurkowania. Przepięknie
smutny i smutnie piękny obraz. Polecam sięgnąć po wersję reżyserką, ponieważ
gwarantuje ona pełne zrozumienie tej historii. Fabuła filmu skupia się na
ciągłej rywalizacji dwóch przyjaciół z dzieciństwa – Enza i Jacques’a, którzy
uprawiają nurkowanie swobodne. Postać Jacques’a jest inspirowana życiem Jacques’a
Mayola, który jako pierwszy zszedł na głębokość 100 metrów bez akwalungu.
Urodzeni mordercy Olivera Stone’a
Historia kochanków przemierzających Stany Zjednoczone i
mordujących postronne osoby w barach zlokalizowanych wzdłuż drogi numer 666. Para
używa broni bez wyraźnego celu, a raczej wyłącznie po to, aby zyskać sławę i
rozgłos w prasie. Urodzeni mordercy to
propozycja dla fanów Quentina Tarantino, ponieważ stylistycznie pasuje do jego
dorobku artystycznego. Nie jest to przypadek – to właśnie Tarantino napisał scenariusz
do tego filmu.
Taśmą po mapie
Inspiracje podróżnicze nie tylko czekają na nas w
przewodnikach czy relacjach znajomych, lecz także potrafią nas znaleźć
przemycone między poszczególnymi kadrami. Filmy – i to niekoniecznie
podróżnicze lub dokumentalne – to doskonały sposób na szukanie natchnienia do
letnich wojaży.
Przed wschodem słońca, Przed zachodem
słońca i Przed północą Richarda Linklatera
Polecam zorganizować sobie maraton kinomaniaka i obejrzeć
wszystkie trzy filmy jeden po drugim. Zaburzenie kolejności chronologicznej w
tym przypadku jest niedopuszczalne. Przepiękny tryptyk Przed… opowiada o ewolucji relacji, sile miłości i doświadczeniach,
które budują nas jak cegiełki. Jeśli ktoś czuje niedosyt z powodu fabuły, ale
nie ma pomysłu, jak niekonwencjonalnie zwiedzić Wiedeń lub Paryż, to może
wybierze się na spacer śladami głównych bohaterów.
Amelia Jeana-Pierre’a Jeuneta
Kolejny film dla poszukujących motywu przewodniego przechadzek
po Paryżu. Albo dobra komedia romantyczna, która nie jest wyłącznie komedią
romantyczną. Pod warstwą typowych scen szukania „tego jedynego” znajdziemy
bardzo zgrabny narracyjnie film o przewadze dawania nad braniem.
Bezdroża Alexandra Payne’a
Bezdroża dzieją się na uboczu – bohaterowie przemierzają szlakiem winnym
Amerykę. Można powiedzieć, że tematyka filmu podobna jest do tanich historii o
tym, co dzieje się tuż przed ślubem (!): wieczór kawalerski przedłuża się o
sześć dni, mamy kobiety i wino (dużo dobrego wina), a to wszystko, żeby odciąć
się od rzeczywistości. Pozycja obowiązkowa dla enologów (czyli winoznawców)!
Młode wino i 2 młode wina Tomáša
Bařiny
Nie wiem, dlaczego te filmy nie cieszą się taką popularnością, jak na przykład Amelia, Kontrolerzy czy Nietykalni. Nie ustępują im poziomem, humorem czy konstrukcją fabuły. Warte obejrzenia są też dlatego, że nie przypominają gorzko-cierpkich czeskich komedii Miloša Formana czy Jiříego Menzla (na marginesie – je też polecam), czyli tego, z czym zazwyczaj w Polsce kojarzymy czeską kinematografię. Są inne, zupełnie inne.
Drobny cwaniaczek, Honza, oszukał zbyt wiele osób w Pradze i przez to musi ukryć się przed dłużnikami u swojego dziadka na Morawach. Honza to zupełny laik w enologii, a w dodatku jest prażaninem, co (mówiąc delikatnie) nie zostaje dobrze odebrane. Dodatkowo poznaje Klarkę, córkę potentata winiarstwa, z którą chciałby nawiązać bliższą znajomość polegającą nie tylko na zgłębianiu tego, w jaki sposób wytwarza się ten aromantyczny trunek…
Jak to zwykle bywa z kontynuacjami filmów, obraz 2 młode wina niestety nie dorównuje pierwszej części, ale mimo wszystko warto go zobaczyć i dowiedzieć się, jaki finał ma cała historia. A jeśli szukacie wakacyjnej miejscówki, to zapewniam, że po seansie zarezerwujecie sobie nocleg na Morawach.