LUS|TRO

SZCZEGÓŁ | OGÓŁ

PLENER. MAŁA POLSKA WIEŚ – DZIEŃ

Zwykłe, szare, wczesnojesienne popołudnie. Po obu stronach uklepanej drogi, równolegle do drewnianych słupów wysokiego napięcia ciągną się rzędy niskich domów o dymiących kominach.

W kuchennym oknie ukazującym widok na drogę stoi mężczyzna koło czterdziestki – ROLNIK. Przez odchyloną firankę przygląda się smutno panującemu bezruchowi.

Za nim, przy stole przykrytym ceratą, siedzi jego OJCIEC – spracowany, o ogorzałej twarzy, w roboczym ubraniu. Powoli je zupę. Tuż obok, przy zlewie, MATKA Rolnika pośpiesznie wyciera umyte naczynia.

Rolnik kieruje wzrok na doniczkę stojącą na parapecie, z której wystaje długa łodyga dyni, i dostrzega zawiązek owocu.
Chwyta doniczkę w obie ręce, mija zaskoczonych rodziców i wychodzi z domu.

PLENER. PRZYDOMOWE GRZĄDKI – DZIEŃ

ROLNIK kończy kopać niewielki dół. Delikatnie wyciąga roślinę z ciasnawego pojemnika i sadzi ją w zagłębieniu. Po zasypaniu dołu uklepuje ziemię wokół łodygi.

PLENER. MAŁA POLSKA WIEŚ – DZIEŃ

Tylko postępująca jesień jest dowodem na upływ czasu.

Po pustej drodze radośnie biega dwójka małych dzieci. Machają patykiem, a podniecony kundel usiłuje go złapać.

Pod oknem, na ławce zbitej z desek siedzi staruszka. Właściwie się nie porusza. Jest ciepło ubrana. Głowę otuliła wzorzystą chustką.

Na tle mlecznego nieba wyraźnie widać stary traktor. Maszyna orze pas jeszcze niezasianej, brunatnej ziemi, a jej warczenie niesie się po polu.

Gdzieś indziej mężczyzna brudny od pracy taszczy wiadro do obory pełnej świń. Przez uchylone drzwi budynku obok widać bydło wypuszczające z pysków kłęby pary.

PLENER. PRZYDOMOWE GRZĄDKI – DZIEŃ

Ciepłe, złote popołudnie.

ROLNIK mija warzywne grządki. Niespodziewanie jego wzrok przykuwa olbrzymia dynia, która przykryła wszystko, co rosło wokół. Rolnik zatrzymuje się zdziwiony i podchodzi, aby zbadać warzywo.

Po zmierzeniu obwodu dyni okazuje się, że wynosi on prawie dwa metry! I co teraz?

PLENER. MAŁA POLSKA WIEŚ – DZIEŃ

ROLNIK wytacza dynię na pas trawy rosnącej między ogrodzeniem a drogą.

Z okien wyglądają sąsiedzi. Wokół warzywa zaczynają zbierać się ludzie: zadają Rolnikowi pytania, dotykają dyni i poklepują ją, aby sprawdzić, czy na pewno jest prawdziwa.

Na warzywo wdrapuje się mały, opatulony po uszy CHŁOPIEC. 

Cieszy się, bo TATA robi mu zdjęcia. Ludzie stojący wokół wesoło gawędzą i żartują. Jest jakby pogodniej.

FADE OUT

Wracam któregoś dnia ze spaceru, idę asfaltową ścieżką, wzdłuż której rosną drzewa, posadzone co kilka(naście) metrów. Większość liści zdążyła już opaść, więc wyraźnie widać poszczególne gałązki.

Jest pięknie i dosyć ciepło jak na koniec października – złota polska jesień – a moje myśli znowu krążą wokół problemu, który już od miesiąca bezskutecznie staram się rozwiązać. Czuję przypływ paniki i rezygnacji, choć przecież nie po to poszedłem na spacer; chciałem właśnie choć przez chwilę zapomnieć i nie analizować.

Idę tak przez jakiś czas, aż tu nagle łapię się na tym, że patrzę nie na gałąź kasztana, jak mi się przez ostatnich kilka kroków wydawało, lecz na miotłę. Miotłę – taką z drewnianym trzonkiem i czarnym włosiem.

I w tym momencie całe napięcie ze mnie zeszło. Nie tyle dlatego, że wydał mi się wyjątkowo interesujący fakt rzucenia miotłą w taki sposób, aby w pozycji horyzontalnej zaplątała się między gałązki dobre cztery metry nad ziemią, co głównie dlatego, że cały obrazek był absurdalnie zabawny.

Potrzeba naprawdę bardzo niewiele, żeby na świecie zrobiło się lepiej. Czasem jest to zasługa miotły na kasztanowcu, innym razem – dyni monstrualnych rozmiarów, ale najczęściej chodzi o czystą ludzką uprzejmość. Bądźmy dla siebie życzliwi i jeśli nie możemy kogoś uszczęśliwić, to chociaż go rozweselmy. Filmom się udaje. 

Doktorant na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, anglista i tłumacz. Uważa, że najważniejsze są drobiazgi oraz że dzień bez kubka zielonej herbaty to dzień stracony.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %