KsiążkaPrzeczytaliśmy

To, czego nie mówię. Recenzja

Kilka dni temu Wydawnictwo Jaguar zapytało swoich czytelników o czynniki, które tworzą świetną książkę. Odpowiedzi były różne – przejmująca historia, wiarygodni bohaterowie, konkretne motywy ważne dla odbiorcy. Ja nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ myślę, że dobra powieść to składowa wielu elementów. Na przykładzie książki To czego nie mówię autorstwa Erin Stewart powiem Wam, czym dla mnie jest udany tytuł.

„Wiesz, to męczące, kiedy człowiek nigdy nie pasuje do własnej skóry” (s. 221).

Lily, główna bohaterka, ma 16 lat i w szkole średniej realizuje program dla wybitnie uzdolnionych uczniów. Zalicza więc wszelkie możliwe zajęcia, bierze udział w konkursach, chodzi na treningi biegów, a po szkole do późnych godzin ślęczy nad książkami – w końcu najlepsze oceny nie przychodzą znikąd, prawda? Dziewczyna skrywa jednak bolesną tajemnicę, która wpływa na jej codzienne życie: niedawno znalazła siostrę Alice po nieudanej próbie samobójczej. Alice od tamtego czasu przebywa w szpitalu psychiatrycznym, próbując pozbierać kawałki swojego życia w jedną całość, a Lily nie może wyrzucić z głowy widoku zakrwawionej nastolatki. Nie jest nawet w stanie odwiedzić Alice w ośrodku, a sama myśl o spotkaniu ze starszą siostrą ją po prostu paraliżuje. Dlatego robi to, w czym jest najlepsza: uczy się. Bo najlepsze wyniki i wygrana w konkursie literackim, która gwarantuje wstęp na Berkeley, pozwolą wrócić rodzinie do normalności. Prawda? Prawda…?

Wszystko zaczyna się jednak rozpadać, gdy Lily poznaje nowego ucznia w szkole – Micaha, kolegę Alice z ośrodka. Bohaterka, która nikomu nie powiedziała o problemach zdrowotnych siostry, lawiruje tak, by prawda nie wyszła na jaw. Micah jednak nie dostrzega jej rozpaczliwych prób, a jedna z nauczycielek nieświadomie jeszcze pogarsza sprawę: ogłasza wspomniany konkurs, mający na celu połączenie literatury i sztuki, którego nagrodą jest bilet na wymarzony uniwersytet Lily. Uczniowie mają pracować w parach, a partnerem bohaterki zostaje Micah. Chłopak ma za sobą trudną przeszłość: wydalany z poprzednich szkół, bywał agresywny, choruje na depresję, prawie od razu staje się wyrzutkiem szkolnej społeczności. Lily jest zrozpaczona doborem partnera, ale najgorsze dopiero przed nią: dowiaduje się, że lada dzień Alice wróci do domu. Jak Lily odnajdzie się w tej sytuacji? Czy uda jej się wygrać konkurs? I najważniejsze – jakim kosztem?

Lily dźwiga na swoich barkach ogromne brzemię. Noc, gdy znalazła Alice, całkowicie ją zmieniła i oddzieliła grubą kreską czas przed tym zdarzeniem od nowej teraźniejszości. Ta wstrząsająca sytuacja zupełnie przerasta nastolatkę, obdzierając ją z młodzieńczej niewinności i beztroski, obnaża za to jej bezradność i samotność, ponieważ rodzina tak skupia się na pomocy Alice, że zapomina o cierpiącej w ciszy Lily. Bohaterka narzuca sobie chorobliwą wręcz presję, sądząc, że bycie idealną córką oraz uczennicą sprawi, że wszystko będzie tak jak kiedyś. Lecz wcale nie jest prościej. Lily jest przemęczona, targana smutkiem i brakiem wiary w siebie, zaczyna obawiać się, że też zachoruje jak Alice. W głowie ciągle słyszy te same głosy: nie dasz rady, jesteś za słaba, jesteś za głupia, za mało się poświęcasz, z takimi wynikami nic nie osiągniesz, wszystkich zawodzisz. Dziewczyna traci kontrolę nad swoim życiem, dręczą ją dziwne sny, doświadcza napadów paniki, a do tego zaczyna się okaleczać, by przez chwilę poczuć coś, co pozwoli jej zapomnieć o rzeczywistości. W powieści Erin Stewart nie ma miejsca na subtelność, co dodatkowo podkreśla narracja pierwszoosobowa. Niezwykle osobista, intymna, poruszająca i aż bolesna – zaglądamy do umysłu Lily, czujemy jej strach, ból, słyszymy krzywdzące głosy i zmierzamy w nicość.

Światłem w tej ciemności okazuje się Micah, który cierpliwością oraz spokojem zaczyna zdobywać serce Lily. Pozwala jej być sobą, jest tuż obok w najtrudniejszych momentach, nie ocenia jej. Relacja między nimi rodzi się jednak bardzo niespiesznie, ostrożnie – dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Wzajemnie się badają, próbują wyczuć, odsłaniają się z ciągłą obawą, że zostaną odrzuceni. Bardzo mnie to urzekło i szczerze im kibicowałam, podobała mi się ta delikatność, tak naturalna, absolutnie właściwa. Popełniają błędy, ranią się, ale odnajdują wciąż na nowo, aż zaczynają oboje rozumieć, że wspólnie mogą pokonać swoje demony, że mają na siebie terapeutyczny wpływ, a bliskość jest niestraszna, daje poczucie bezpieczeństwa, zakorzenia w rzeczywistości. Lily i Micah są także dla siebie wzajemną inspiracją – on swoje uczucia przelewa w tworzone rysunki, a ona pisze wiersze. I chociaż nie jestem fanką poezji, w tym przypadku utwory bohaterki mnie kupiły – choć mroczne, absolutnie niepokojące, były jednocześnie pełne emocji, które poruszały mnie do głębi.

To, czego nie mówię to bardzo bolesna i trudna powieść, na którą nie każdy może być gotowy. Nie ma tutaj miejsca na delikatność, Stewart nie ma litości dla swojej bohaterki: doświadcza ją traumatycznymi przeżyciami, a ponadto obarcza zaburzeniami lękowymi, poczuciem niewystarczalności, zmusza do zadawania sobie dodatkowego, fizycznego bólu. Lily trawi również tęsknota za dawno utraconą normalnością oraz przejmująca samotność. Jest to ogromny ciężar emocjonalny, który po prostu trudno udźwignąć. Stewart prowadzi odbiorcę krętą drogą, na której nie brakuje rozpaczy, stanów depresyjnych, a także momentów nieobliczalnych i przerażających. Ścieżka wiedzie do punktu, z którego już nie ma odwrotu, lecz w końcu wychodzi słońce i ukazuje się inna opcja.

„– Znasz ten głos w twojej głowie, ten, który powtarza, że powinnaś przepraszać, że żyjesz? Że nie jesteś dość dobra? – Kiwam głową. – On kłamie. (…) Jesteś wystarczająco dobra. Właśnie teraz. Taka, jaka jesteś” (s. 280).

Obiecywałam, że udowodnię Wam, dlaczego według mnie To, czego nie mówię to dobry tytuł. Dla mnie największą wartością w tej powieści są świetnie rozpisani bohaterowie oraz ich portrety psychologiczne. Historia Lily i Micaha potrafi poruszyć bez względu na wiek czytelnika. Nieważne, czy jesteśmy równolatkami bohaterów, czy znacznie starsi, każdy z nas zapewne zmierzył się z poczuciem, że nie jest dość dobry, że dzieje się tak dużo złego, że po prostu nie jest w stanie nawet tego wyartykułować. Z Lily i Micahem można się utożsamić i ich zrozumieć. A chociaż oboje walczą ze swoimi demonami, zanurzają się w smutku oraz bezradności, w końcu w tej ciemności pojawia się światło.

Drugą kwestią jest dobrze poprowadzona fabuła oraz emocjonalny rollercoaster. Wydarzenia są realistyczne, a myślę też, że niewiele powieści młodzieżowych jest w stanie dostarczyć aż tak wielu emocji. To, co jeszcze ujęło moje serce, to oczywiście motyw literacki, który na szczęście nie stanowi jedynie tła – Lily pisze dużo wierszy, a wszelkie działania, mające na celu odblokowanie jej weny twórczej, interesowały nawet mnie. Czułam tę lekkość w tworzeniu, fascynowało mnie, jak słowa układają się w ważne treści.

Reasumując, jestem absolutnie zachwycona powieścią. Podobało mi się w niej wszystko, mimo że przedstawia naprawdę trudną historię – i dlatego nie polecam jej wszystkim. Ogrom emocji może okazać się nie do udźwignięcia, czasami sama czułam się przytłoczona. Mimo to jest to ważny tytuł, zmuszający do refleksji, przyjrzenia się zarówno swojemu zdrowiu psychicznemu, jak i samopoczuciu najbliższych. Zachęca do zwrócenia uwagi na innych, być może cierpiących w ciszy, potrzebujących światła, zbyt sparaliżowanych, by poprosić o pomoc. A właśnie to jest głównym przesłaniem książki – by się przełamać, zawalczyć o siebie, dać sobie pomóc, przyjąć wyciągniętą dłoń. Ale też z drugiej strony by walczyć o innych, pomagać, zwracać na nich uwagę, rozjaśniać mrok. Bo zawsze można odnaleźć światło.

 

autorka: Erin Stewart

tytuł: To, czego nie mówię

przekład: Ewa Bobocińska

wydawnictwo: Wydawnictwo Jaguar

miejsce i data wydania: Warszawa 2023

liczba stron: 400

format: 135 × 200 mm

oprawa: miękka ze skrzydełkami

Polonistka z wykształcenia, skandynawistka w przyszłości. Miłośniczka nauki, jedzenia, filmów oraz seriali. Wielbicielka literatury dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej, a zwłaszcza dystopii. Zakochana w Norwegii i norweskim, ogląda, słucha i czyta wszystko, co powstało w kraju nad fiordami. Darzy miłością pieski i świnki morskie. Redaktor naczelna tego przybytku. Od niedawna udziela się na bookstagramie @mons.reads.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %