Przeczytaliśmy

Wilki w kokilkach

Z reguły o książce, która liczy prawie 900 stron, nie zwykło się mówić, że to niewielka pozycja. Tymczasem praca Barbary Magierowej i Antoniego Kroha mimo swojego rozmiaru jest zaledwie cząstką ogromnego archiwum. Zaczęło ono powstawać pod koniec lat 40. XX wieku, gdy mama współautora postanowiła zapisać pierwsze wyrażenie języka potocznego. Do dziś zebrało się siedem i pół tysiąca stron tradycyjnego maszynopisu wypełnionych hasłami. Z polskiego na nasze, czyli prywatny leksykon współczesnej polszczyzny to zaledwie jedna dziesiąta notatek. Wiele jeszcze zatem przed nami.

Książka obejmuje okres od 1944 do 2014 roku. Jak przystało na leksykon, ma strukturę słownikową. Podzielono go na dwanaście rozdziałów, które zawierają po kilka podrozdziałów, określających tematykę poszczególnych części. Czytając hasła, już po chwili uświadamiamy sobie, jak tytaniczną pracę wykonali autorzy i jak przydatna jest to pozycja. Każdy język to struktura żywa i stale się zmieniająca. Wchodzą do niej co rusz nowe powiedzenia i sformułowania, a nie wszystkie zasłużą na zaklasyfikowanie do kategorii kultowych bon motów. Większość to twory sezonowe, które pełnią określoną funkcję, mają coś dobitnie opisać, skrytykować, ich autor chce komuś dopiec lub coś szczególnie wyróżnić. Nieraz są to całe anegdoty, opowiadane po cichu w kolejce, a kiedy indziej – formułki z oficjalnych dokumentów politycznych. Ciekawostką tej książki jest też to, że hasła pochodzą zarówno z poważnych (lub uznanych za takie choćby przez władze w określonych latach) tekstów, jak i ze skeczy kabaretowych, a także z prywatnych rozmów czy prasy. Tutaj taką samą wagę mają: „Trybuna Ludu” i „Gazeta Wyborcza”, powieści Tadeusza Konwickiego i „Głos Wybrzeża”, fraszki Jana Sztaudyngera i „Żołnierz Polski”, książki Stefana Kisielewskiego i Wytyczne KC na VIII Zjazd PZPR, tygodniki „NIE” i „Niedziela”, sztuki Sławomira Mrożka i przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego.

Czytanie leksykonu można rozpocząć w dowolnym momencie, na przykład od czasów, które sami pamiętamy. Zweryfikujemy wtedy swoją pamięć i z pewnością dowiemy się nowych rzeczy. Na pewno warto potraktować tę książkę jak podróż przez najnowszą historię Polski, bo przecież nic nas tak nie identyfikuje jako członków narodu jak język. Możemy skorzystać z indeksu haseł na końcu, żeby odnaleźć konkretny przykład słowa, wyrażenia czy zdania, a także z obszernego spisu źródeł. Informację o źródle pochodzenia zawiera też każde hasło. Ponadto autorzy podali bibliografię i wykaz osób, które przywoływane są w definicjach.

Obserwowanie, jak język zmieniał się na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci, jak kształtowała się jego struktura choćby w wyniku wydarzeń społeczno-politycznych, jest fascynujące nie tylko dla historyków czy językoznawców. To doskonały zapis obyczajów, sposobu myślenia, metod manipulacyjnych władzy oraz reakcji społecznej na wszelkie zabiegi indoktrynacyjne. A szeroki źródłosłów czyni leksykon czymś więcej niż tylko słownikiem mowy potocznej. Chociaż, przyznajmy, z niej to właśnie książka czerpie najwięcej pojęć.

Autorzy nie przechodzą obojętnie nawet obok napisów na murach, wsłuchują się w slogany, czytają transparenty, nasłuchują epitetów, wyłapują językowe lapsusy. Rzec można, że zaglądają do ust każdej z klas społecznych, wszystkich zawodów i profesji. Wyciągają smaczki i apetycznie brzmiące wypowiedzi, żarty, epitety, komentarze i zbitki słowne. Sporo miejsca zajmują przykłady nowomowy, bo dość długo język władzy kształtował świadomość społeczną.

Ciekawostką jest także to, że hasła nie zawierają najczęściej klasycznych definicji, a bardzo często – przykłady użycia w formie fragmentów tekstów lub wypowiedzi źródłowych. Taki zabieg przynosi łatwiejsze ich zrozumienie i umiejscawia w mowie potocznej. Wiele razy natkniemy się w treści leksykonu na wyrażenia wulgarne lub takie, które kiedyś cenzura tropiła z wielką energią.

Szariki: załoga Elpo zajmuje się szyciem odzieży z materiałów typu „jeans”. Pierwsze dżinsy opuściły legnicką fabrykę już w 1967 roku. Były to popularne wówczas spodnie zwane szarikami (s. 250).

Kokilki: podczas programu transmitowanego z sali teatru STS w 1968 roku niedługo po marcowym pałowaniu studentów piosenkę z użyciem hasła układała publiczność, podrzucając kolejne wiersze. Hasło brzmiało: „Nie wywołuj z lasu wilka”. – Bo wilki mogą być w kokilkach! – ryknął Maciej Zembaty. Milicja do pałowania występowała w hełmach. Powszechnie te hełmy nazywane były kokilkami (s. 275).

Wszystko to sprawia, że Z polskiego na nasze… niesie, oprócz oczywistej wartości językowej, także nieocenione korzyści dla badaczy kultury. Bo autorzy niczym nie ograniczali swojej aktywności poszukiwawczej. Gromadzili materiał uczciwie, mając na celu jedynie jak najwierniejszy zapis ewolucji współczesnej polszczyzny. No i nie zapominajmy, że u wielu czytelników książka wywoła zwyczajnie uśmiech na twarzy, kiedy czytane hasło o czymś mu przypomni.

Jak napisałem na początku, wydany leksykon to zaledwie cząstka wielkiego archiwum, które dotąd zgromadzili autorzy. Czy doczekamy się drugiego tomu? Chciałbym. I mam nadzieję, że Antoni Kroh nie spocznie w pracy badawczej i archiwistycznej. Musi teraz porządkować hasła samodzielnie, bo Barbara Magierowa zmarła dwa lata temu. We wstępie siedemdziesięciosześcioletni autor wyjawia, że jego marzeniem jest, aby ktoś się na jego pracy poznał, a zasoby trafiły w dobre ręce. Myślę, że każdy czytelnik, który trzyma w rękach swój egzemplarz leksykonu, jest spełnieniem tego marzenia.

autor: Barbara Magierowa, Antoni Kroh

tytuł: Z polskiego na nasze, czyli prywatny leksykon współczesnej polszczyzny

wydawnictwo: Iskry

miejsce i rok wydania: Warszawa 2019

liczba stron: 884

format: 165 × 235 mm

okładka: twarda

Interesują Was nietypowe encyklopedie, leksykony, słowniki? Co powiecie na zbiór 100 przedmiotów pomagających opisać III Rzeszę? Albo słownik języka współczesnej prawicy? Mamy też na stronie parę słów o leksykonie miejsc, które nie istnieją

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %