Absolut w nadmiarze. Fabryka czeskiego absurdu
Narracja o satyrycznym wydźwięku, z początku czysto humorystyczna, staje się z czasem zaledwie punktem wyjścia do znacznie poważniejszych rozważań. Kronikarz, ujawniający się w rozdziale XIII i relacjonujący wydarzenia z przeszłości, prowadzi nas poprzez kolejne etapy globalnego procesu religiomanii, wiodące do Największej Wojny pomiędzy wszystkimi możliwymi wyznaniami, bezsensownego konfliktu bez zwycięzcy. Zmusza przy tym czytelnika do odpowiedzenia sobie na niełatwe pytania: czy którakolwiek wiara jest „tą właściwą”? I czy człowiek jest gotowy na przyjęcie Boga w najprawdziwszej formie, nieprzedestylowanej przez systemy? Odpowiedź zdaje się być niestety przecząca, choć sam autor nie proponuje jednoznacznej oceny.
Čapek nikogo przy tym nie oszczędza. Ironizuje na temat akademików i religioznawców („Proszę was, jak śmie mówić fachowo o religii drab, który sam wierzy w Boga?!” – stwierdza w pewnym momencie jedna z postaci pobocznych). Wyśmiewa apodyktyczne tendencje, wewnętrzne skostnienie oraz zamiłowanie do ceremoniału zarówno oficjalnych obrządków (katolicyzm – skandalizująco komiczna procedura instytucjonalnej „deifikacji” Absolutu – prawosławie, religie Indii i Dalekiego Wschodu), jak i organizacji okołoreligijnych (wolnomularstwo). Tworzy również przerysowane, lokalne wariacje kultów, często skoncentrowanych wokół jednej osoby. Wszystko po to, aby mądrze zasugerować, że klucza do pełnego zrozumienia świata nie posiada nikt, a także, że tak naprawdę liczą się sami ludzie, a nie to, do jakiej grupy przynależą.
W ogóle przy uważnej lekturze dzieło Czecha okazuje się szalenie inteligentną historią, która w równym stopniu skłania do refleksji (i przeraża celnością obserwacji) oraz wywołuje uśmiech. Coś dla siebie znajdą wielbiciele historii oraz badacze kultury, jako że Čapek częstokroć, wyraźnie prześmiewczo, nawiązuje do powiedzenia „historia lubi się powtarzać”. Na dodatek imponuje jego przywiązanie do szczegółu – praktycznie każdy istotniejszy kraj/region na mapie świata ma do odegrania w opowieści swoją rolę (chociaż Czechy rzecz jasna znajdują się w epicentrum kataklizmu). Znajdziemy nawet parę polskich akcentów – dla przykładu naszym rodakom Absolut objawia się „niby jakiś gatunek alkoholu”. Pozostaje mieć nadzieję, że kawałek o wchłonięciu kraju przez Rosję stanowi o wiele mniej trafną diagnozę sytuacji. Także zagadnienia ekonomiczne zostają we frapujący sposób zaadresowane, a wpływ Karburatorów, zasilających od teraz przemysł, i wydzielającego się z nich Boga – skrupulatnie opisany.
Fabryka Absolutu to książka nadzwyczaj, wręcz zatrważająco, aktualna (pojawiają się nawet bójki kiboli, chociaż wiadomo, że niemal sto lat temu rzecz przedstawiała się nieco inaczej) – przez to tym bardziej wartościowa, choć wymaga pewnej dozy dystansu. Čapek stworzył swego rodzaju ostrzeżenie przed brakiem tolerancji oraz wyznaniowym fanatyzmem, a zarazem humanistyczny manifest, wzywający do wzajemnego zrozumienia. W dzisiejszych czasach zdecydowanie brakuje podobnie niepokornej, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, literatury, choć specyfika tej niewielkiej powieści wynika zapewne częściowo z faktu, że naród czeski przejawia ambiwalentny stosunek do religii i lubuje się w interpretacji istotnych kwestii poprzez pryzmat purnonsensu.
Pozycja ta należy moich oczach do
gatunku obowiązkowych, niezależnie od wartości przez nas wyznawanych. Przy
odrobinie dobrych chęci obcowanie z nią może stać się przyczynkiem do rozważań
na temat natury ludzkiej. Nie wspominając o tym, że rzecz jest szalenie
zabawna. Aczkolwiek w pewnym momencie śmiech łączy się z goryczą. Komedia
miesza się z tragedią, jak w życiu.
autor: Karel Čapek
tytuł: Fabryka Absolutu
przekład:
Paweł Hulka-Laskowski
wydawnictwo:
Fundacja Instytut Reportażu (Dowody na Istnienie)
miejsce
i rok wydania: Warszawa 2015
stron:
200
format:
150 x 210
mm
oprawa:
miękka