PrzeczytaliśmyRecenzje

Warto się zatrzymać przy człowieku

Był sobie raz jeden śmiałek (a konkretnie: pewien producent papryki z okolic Radomia), który odważył się zadać ważnemu człowiekowi (a konkretnie: szanownemu panu premierowi) pytanie nurtujące nas wszystkich od lat i na wieki wieków: „Jak żyć?”. Jak pamiętamy, jednoznacznej odpowiedzi nie otrzymał; i dobrze, bo taka zapewne nie istnieje. Ważne jednak, aby szukać wskazówek u mądrych ludzi, którzy już niejedno w życiu widzieli. Na tym właśnie spostrzeżeniu opierają się książki Żyj wystarczająco dobrze i Kochaj wystarczająco dobrze.
Zdaję sobie sprawę z tego, że na pierwszy rzut oka niejasne jest, dlaczego na łamach portalu kulturalnego ukazuje się recenzja dwóch zbiorów wywiadów, przeprowadzanych z najlepszymi polskimi psychologami i siłą rzeczy ukształtowanych nieco na wzór miniporadników szczęścia. Wiem, że myśli czytelników w tej chwili mogą niebezpiecznie zbliżyć się do sfery bliżej nieokreślonego coachingu, który dla niektórych bywa religią, a dla innych – wróżeniem z fusów (a prawda tkwi, jak zwykle, gdzieś pośrodku). Chcę więc podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze: Żyj wystarczająco dobrze i Kochaj wystarczająco dobrze to książki wolne zarówno od roli pseudonaukowego remedium na wszystkie egzystencjalne smutki, jak i od maniery kiczowatego obrazka za 9,99 zł. Po drugie: nawet jeśli profil tych publikacji jest wyraźnie psychologiczny, to problemy w nich poruszane dotyczą właśnie wizji współczesności, stają się więc szalenie interesujące dla kulturoznawcy. A trzeba przyznać, że to podarowane nam słowne zwierciadło pokazuje i wiele, i prawdziwie.

Twórcy obu książek zaprosili cenionych specjalistów do rozmowy na wiele różnych tematów. Dyskutowano o zaburzeniach osobowości, pracoholizmie, dojrzałości, oswajaniu porażek, żałobie, narodzinach i wychowywaniu dzieci, tworzeniu związków międzyludzkich (temu zagadnieniu przyjrzano się szczegółowo w Kochaj wystarczająco dobrze), jednym słowem: o drodze do szczęścia. Drodze właśnie, ponieważ każdy z tych wywiadów kładzie nacisk na to, że w naszych życiowych zadaniach kluczową rolę odgrywa sam proces. Ten aspekt z kolei każe zastanowić się nad czasem i okolicznościami: praca nad charakterem nie kończy się po chwili, nic dobrego z niej nie wyjdzie również wtedy, gdy nie damy sobie przestrzeni, spokoju, przyzwolenia na popełnianie błędów, prawa do pozostawania wystarczającym, a nie idealnym. Na wierzch wyłażą tutaj jedne z głównych demonów współczesności: przymus perfekcyjności (tytuł „Perfekcyjnej Pani Domu” nie wziął się z powietrza) i przymus przyjemności (vide: ludowe porzekadło „Szybko, łatwo i przyjemnie”). Wspomina o tym na przykład Ewa Woydyłło, gdy mówi, że „w naszym społeczeństwie nagradzamy kompetencje, a karcimy za ich brak”, a „ludzie obawiają się, że metka «nieudacznika» do nich przylgnie” (Żyj…, s. 28). Do przyjemności w związkach z kolei trafnie odnosi się w wywiadzie Danuta Golec: „W związku wcale nie musi być miło. Chodzi raczej o rosnącą satysfakcję z życia, większą głębię i bogactwo wewnętrzne. Ale to nie musi oznaczać, że jest przyjemnie” (Kochaj…, s. 77). Takie opinie nie należą do najpopularniejszych, zakładają bowiem, że podejmujemy trud mierzenia się z własnymi ułomnościami, a przede wszystkim zaakceptowania ich, co pewnie w wielu przypadkach okazuje się najtrudniejsze. Opublikowane rozmowy nie zostawiają jednak wątpliwości co do tego, że życie wystarczająco dobre składa się z przekopywania się przez miliony małych i dużych osobowościowych zapaści. Ich pomijanie to strategia zdecydowanie krótkofalowa.

Kilka wątków poruszonych w obydwu książkach zasługuje według mnie na szczególną uwagę. Niezwykle ciekawie ujęto przemianę ról kobiecych i męskich, którą zauważamy coraz wyraźniej. Bez wątpienia miała ona wiele pozytywnych skutków, choć warto pamiętać o tym, że każdy kij ma dwa końce. Zrównanie dostępu do wszelakiego rodzaju dóbr i praw zaowocowało bowiem wytworzeniem się u kobiet przekonania o źle pojętej samowystarczalności, która w tym wydaniu nie oznacza samodzielności, lecz rezygnację ze współpracy z mężczyznami. Wprawdzie znika quasi-niewolnica i utrzymanka, ale często ustępuje ona miejsca nieco plastikowej pracoholiczce niezdolnej do wchodzenia w relacje międzyludzkie, o której Lubomira Szawdyn mówi: „mam wrażenie, że to jest robot, piękny, ale jednak robot” (Żyj…, s. 110). Bylibyśmy oczywiście niesprawiedliwi, gdybyśmy starali się rozszerzyć to zjawisko na wszystkie wyemancypowane panie, trudno jednak nie zauważyć, że zrównanie sił często ma oznaczać wykastrowanie naszych szanownych, (zazwyczaj) Bogu ducha winnych panów, którzy dostają po łapach za swoich dziadów i pradziadów. Jak słusznie zauważono na stronie 187 Kochaj wystarczająco dobrze – rewolucja dzieje się głównie na zasadach kobiet i nie mam przekonania, żeby był to stuprocentowy powód do dumy, drogie czytelniczki.

Warto przyjrzeć się również sygnalizowanej przez rozmówców obawie przed emocjonalnością. Cenimy rzeczowość, opanowanie, chłodne spojrzenie, umiejętności analityczne, zapominając jednocześnie, jak niesamowicie ważną umiejętnością jest przyglądanie się emocjom i wyrażanie ich. A właściwie czemu zawsze ma być sensownie? Dlaczego ma być neutralnie? Czemu uciekamy od mocnych, szczerych wyznań – co gorsza także przed sobą? Lektura Żyj wystarczająco dobrze i Kochaj wystarczająco dobrze skłania do postawienia sobie takich pytań. Pokazuje również, że nie sposób przecenić roli doświadczenia emocjonalnego, właściwie niezbędnego w procesie przebudowy osobowości. Gromadzona wiedza, ukończone fakultety i zaliczone szkolenia to piękne, wspaniałe, cenne, chwalebne sprawy, tylko czy pozwalają żyć wystarczająco dobrze? Jak wskazują autorzy, nie mogą pozwolić, jeśli przestaną być dla nas impulsem do rozwoju emocjonalnego, a ten nierozerwalnie wiąże się z jakimiś Innymi, których uznajemy nie za intruzów, lecz za partnerów, za wartości same w sobie.

Ujęła mnie jeszcze jedna rzecz: ukazanie potencjału stałości. Najmocniej uzewnętrznia się to w Kochaj wystarczająco dobrze, z powodzeniem przeniesiemy jednak główne idee do każdej sfery życia, nie tylko do miłości i związków. Wiele mówi się obecnie o potencjale tkwiącym w zmianie – i słusznie (choć slogany o elastyczności pewnie każdego z nas doprowadziły kiedyś do szału). Taki stan rzeczy nie zabija jednak zalet pozostawania w tej samej pozycji przez jakiś czas, a nawet i na zawsze, gdy myślimy o relacji z drugim człowiekiem. Stały, długi związek emocjonalny – z partnerem, przyjacielem, rodzicem, bratem, siostrą (niewymienione dopisać) – daje arcycenną możliwość zyskania wiedzy o sobie, uczenia się na swoich błędach, długofalowego rozwoju psychologicznego. Zaangażowania się tak naprawdę, z całych sił, na sto procent. Budowania nie dwóch strzelistych wieżyczek, lecz jednego, wspólnego, trwałego gmachu. Wtedy żadna zmiana nam niestraszna, ponieważ baza pozostaje nienaruszona. A wracając w tym kontekście do związków miłosnych – „ile razy można opowiadać swój życiorys? Ile razy można zapamiętywać czyjś zapach? Za którymś razem zaczyna się mieć poczucie pustki i bezsensu. Górnolotnie to zabrzmi, ale czasem warto się zatrzymać przy człowieku tak w ogóle” (Żyj…, s. 155).

Tak właśnie patrzę na książki Żyj wystarczająco dobrze i Kochaj wystarczająco dobrze: widzę w nich zatrzymanie się przy człowieku, takie z uwzględnieniem jego odrębności, złożoności i wyjątkowości. A co w tym kontekście znaczy „wystarczająco”? Nadal jeszcze nie wiem do końca. Wiem natomiast, że obydwie publikacje dobrze inspirują do refleksji o znaczeniu tego magicznego przysłówka.

autor: Agnieszka Jucewicz, Grzegorz Sroczyński
tytuł: Żyj wystarczająco dobrze
wydawnictwo: Agora
miejsce i rok wydania: Warszawa 2013
stron: 264
format: 145 × 235mm
oprawa: miękka  

autor: Agnieszka Jucewicz, Grzegorz Sroczyński
tytuł: Kochaj wystarczająco dobrze
wydawnictwo: Agora
miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
stron: 248
format: 145 × 235mm
oprawa: miękka

Absolwentka filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, zastępczyni redaktor naczelnej portalu, zajmuje się także redakcją i korektą portalowych artykułów. Miała być lekarzem, ale została językoznawcą i uważa, że lepiej nie mogła wybrać. Obserwuje rzeczywistość z wrodzoną dociekliwością w myśl zasady, że ciekawość to pierwszy stopień nie do piekła, lecz do wiedzy. Wiecznie wierzy – w świat, w ludzi, w uczucia, w język, w Słowo.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %