Nie zamrażać powtórnie
Czasem po obejrzeniu filmu warto pozwolić emocjom opaść. Nasza początkowa rezerwa wobec filmu świeżo po projekcji później nieco stopniała, choć to częściowa odwilż. Po wyjściu z kina mieliśmy więcej pytań niż odpowiedzi, a kontynuacja nowego czytania Królowej śniegu wydała nam się całkowicie zbędna, podyktowana korporacyjną chciwością. Nie można za to odmówić Krainie lodu II poetyckiego wdzięku, nie sposób nie docenić brzmienia melodii i pokazu wizualnych fajerwerków! Disney rzuca na widza urok, a przy tym konsekwentnie kontynuuje zgłębianie historii nieoczywistych, malowanych wszystkimi odcieniami z wyjątkiem czerni i bieli.
Wraz z królową Arendelle, jej siostrą, chłopakiem siostry oraz sympatycznym bałwankiem i nie mniej sympatycznym reniferem udajemy się w ekspedycję na północ, aby wyjaśnić rodzinne tajemnice, przed którymi rodzice skutecznie ochronili swoje córki. Czyj głos wzywa Elsę w nieznane? Co spotkało króla i królową na morzu? Od jak dawna pradawną puszczę spowija gęsta mgła? Dlaczego gest przyjaźni wykonany przez dziadka bohaterek spotkał się z wybuchem wrogości? Kto pierwszy rzucił kamień? Kto zażegna spór? Wyruszamy w nieznane. Prawda może zaboleć.
I mimo że po ekranie hasa wesoły bałwanek (który ponownie burzy czwartą ścianę w iście kalamburycznym stylu), dorośli rozpoznają na ekranie tematy wcale niewesołe. Jest w tej opowieści kontynuacja wątku nietolerancji i lęku wobec Innego, mieszkającego za granicą – tym razem sięgająca głębiej, bolesna, bo rodzinna; jest zagadnienie męskiej wrażliwości zakopanej pod zaspami samczości, która topnieje na skutek matrymonialnego impasu; jest dekonstrukcja mitu baśniowego króla; jest mierzenie się z depresją, upadkiem po stracie najbliższej osoby; jest też – a może przede wszystkim – rozliczenie pokoleniowe w wymiarze etycznym, etnicznym i ekologicznym. Jak widzicie, podczas projekcji nie zawsze będzie miło.
Natomiast czystą przyjemnością jest patrzenie na obłędne popisy cyfrowej hydro- i pirotechniki. W pierwszym odcinku głównym tematem starań grafików i programistów był lód, śnieg oraz tkaniny. Nie zapomnimy wrażeń, które towarzyszyły obserwacji realizmu, z jakim udało się odziać ciała bohaterów i pałacowe okna; zaskoczył nas układ fałd i zmarszczek na sukniach i zasłonach. Tu mamy do czynienia z zapierającymi dech w piersiach wizualizacjami ogromnych mas wody i języków różowego ognia. Szczególnie oddanie tego pierwszego żywiołu stanowi nie byle jakie wyzwanie, o czym wspominano często chociażby przy okazji chwalonego pod tym względem Dobrego dinozaura. Warto pójść na film choćby ze względu na ten animowany spektakl sił natury. Oraz dla kolejnego gadziego słodziaka w menażerii Disneya (aż dziw, że tak mało z nim jak na razie merchandise’u, ale w końcu ciężko wygrać z Baby Yodą).
Z uwagi na nasze akademickie korzenie – ale po prawdzie to i na recenzencką rzetelność, bo w tej kwestii należy upatrywać naszych chłodnych zachwytów – nie możemy nie zwrócić uwagi na tłumaczenia piosenek, które budują przecież kręgosłup każdego disnejowskiego musicalu, wprowadzają broadwayowski rozmach. Znakomity Michał Wojnarowski, odpowiedzialny choćby za popisy w oryginalnej Mary Poppins oraz Kubusiu i przyjaciołach, zaskakująco wiernie przełożył teksty i napisał je piękną polszczyzną. Zaskakująco, ponieważ niełatwo zachować treść wers w wers, gdy równy priorytet nadajemy formie dopasowanej do choreografii ruchów warg i gestów postaci. Pamiętajmy też, że polski jest znacznie mniej obły niż angielski.
Zastąpienie słów „into the unknown” słowami „chcę uwierzyć snom” w filmowym szlagierze wzbudza jednak słuszne kontrowersje i stanowi jedynie przykład nieuniknionego, jak się zdaje, kompromisu translatorskiego (Wojnarowski potrzebował w refrenie samogłoski, a mistyka snów nie jest w opowieści bezzasadna). Podany przykład stanowi wierzchołek góry lodowej. W skali całego filmu drobne ubytki semantyczne powodują, że w polskim dubbingu klarowna jak kryształ lodu treść utworów staje się odrobinę mętna: umykają tropy i wskazówki prowadzące bohaterki do pełnej samoakceptacji. Wrażenie to utrudnia zrozumienie całokształtu subtelnej baśni… na którą i tak chętnie wybralibyśmy się ponownie, tyle że najlepiej w oryginale.
Jakkolwiek rzetelny, przekład wpłynął też na melodykę wykonań, które nie wpadają przez to w ucho do tego stopnia, co wałkowane latami przez dzieciaki (i nie tylko) hity z oryginału. Niektóre bronią się samą konwencją (wyśmienita parodia rockowych ballad miłosnych w wykonaniu Kristoffa) bądź ładunkiem emocjonalnym (poruszająca kołysanka, która stanowi zarazem kluczowy element ogólnego soundtracku i wskazówkę interpretacyjną do całości fabuły). Nie można tego jednak powiedzieć o wszystkich piosenkach, a przecież w musicalowej produkcji muzyka stanowi meritum.
W rezultacie otrzymujemy produkt całkiem przyjemny, nie najgorszy jeżeli chodzi o sequele, w przepięknym opakowaniu, ale już nie pierwszej świeżości. Czasem nie ma co przesadzać z mrożonkami. Rzadko kiedy za drugim razem smakują tak samo.
tytuł: Kraina lodu II
reżyseria: Jennifer Lee, Chris Buck
reżyser dubbingu polskiego: Wojciech Paszkowski
scenariusz: Allison Schroeder
obsada: Kristen Bell, Idina Menzel, Josh Gad, Jonathan Groff
czas trwania: 1 godz. 43 min.
data polskiej premiery: 22 listopada 2019
gatunek: przygodowy
dystrybutor: The Walt Disney Company Polska
Jeśli po projekcji poczujecie się zmęczeni melodramatycznym musicalem, ale animowany śnieg skutecznie rozbudził w Was głód muzycznych wrażeń, Roksana Jasińska spieszy z pomocą. A jeśli to śniegu Wam mało i zaostrzył Wam się apetyt na Skandynawię, warto poczytać, co ma do powiedzenia Monika Jasek, a następnie obejrzeć coś z zupełnie innej beczki solonych śledzi z wód arktycznych.