Ostatni sprawiedliwy kosmosu czy zuchwały bóg? Przypadek Tufa Wędrowca
Ci, którzy sądzą, że kariera
obdarzonego cokolwiek morderczymi skłonnościami George’a R.R. Martina opiera się tylko i wyłącznie na monumentalnym cyklu Pieśni lodu i ognia, są w błędzie. Już zanim rozpoczęła się gra o
tron, pisarz tworzył pozycje – głównie opowiadania – cieszące się powodzeniem
wśród czytelników oraz zdobywające nagrody. Zdziwią się też ci przekonani, że
od zawsze najlepiej czuł się w gatunku fantasy. Większość z wcześniejszych
tekstów Martina to bowiem całkiem inteligentne opowieści science fiction. Tuf Wędrowiec jest właśnie jedną z nich.
Warto zacząć od tego, że książka
jest nie tyle powieścią o ciągłej fabule, ile raczej zbiorem mniej lub bardziej
powiązanych ze sobą opowiadań. Łączy je z pewnością tytułowy bohater, kupiec
Haviland Tuf – blady, ponadprzeciętnie wysoki, łysy oraz tłusty osobnik o
stoickim usposobieniu (nie daje po sobie poznać żadnych emocji, a oznaką
zaniepokojenia są u niego jedynie mrugnięcia), wyrażający się w wyszukany,
cokolwiek pretensjonalny sposób, ze szczególnym upodobaniem do słowa „zaiste”.
Ten niezwykły mężczyzna, do tej pory podróżujący na krypie o karykaturalnej
nazwie „Róg Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczajnie Niskich Cenach” ze
swoimi kotami, trafia z czasem, wskutek pewnych burzliwych zdarzeń, na ostatni
ocalały statek biowojenny dawno upadłego imperium. Korzystając z tej niezwykłej
arki – zarówno z nazwy, jak i z natury – przewożącej technologię, która
umożliwia dawanie, ale też odbieranie życia, przemierza od tamtej pory kosmos,
służąc pomocą oraz radą, oczywiście za odpowiednią opłatą.Zebranych w publikacji siedem
tekstów powstawało w zupełnie innej kolejności. Co ciekawe, nie da się tego w
żaden sposób odczuć. Udowadniając, jak bardzo przemyślany jest jego projekt,
Martin łączy to wszystko w całość za pomocą powracających motywów oraz
znaczących wzmianek, a przy tym zachowuje spójność logiczną. I choć
najwcześniej powstało opowiadanie Bestia
dla Norna (było wtedy znacznie krótsze niż w wersji ostatecznej, a także
nieco różniło się od niej pod względem fabuły), tak naprawdę kluczowe zdają się
trzy historie rozgrywające się w okolicach planety S’uthlam: kolejno Chleb i ryby, Repeta i Manna z nieba.
To w nich najbardziej wybrzmiewa nieco religijny charakter perypetii Tufa, w
nich również poruszono kwestię niemalże (?) boskiej władzy, którą dysponuje
właściciel „Arki”.„Władza deprawuje, a władza absolutna
deprawuje absolutnie” – przestrzega go (cytując sentencję ze Starej Ziemi) w pewnym momencie najważniejsza z
postaci pobocznych, kapitan portu w S’uthlam, Tolly Mune i dodaje, że główny
bohater jest prawdopodobnie jedynym człowiekiem, któremu tego rodzaju potęga
może nie uderzyć do głowy. Wraz z tokiem zdarzeń to stwierdzenie można jedynie
podawać w coraz większą wątpliwość. Korzystając z nieograniczonych, jak się
sądzi, możliwości genetyki (o sile zbioru świadczy między innymi, niestety,
ciągła aktualność tego problemu), dawny kupiec, obecnie samowładny inżynier
ekolog, zdaje się bawić życiem ludzkim, zsyłając na swych klientów raz zbawcze
łaski w postaci cudownego rozwiązania problemów (idealna strategia żywieniowa,
sposób komunikacji z nietypowym wrogiem), a kiedy indziej plagi oraz straszliwe
choroby (w Dziesiątej pladze,
historii najsilniej nawiązującej do Biblii, pojawia się właśnie tak radykalne posunięcie).
Wszystko to robi podług własnego widzimisię, ukrywając przed innymi całą prawdę
aż do chwili, kiedy uzna za stosowne zdradzić swoje plany, patrząc na pozostałych
z góry, a na koniec jeszcze wyciągnie bladą dłoń po należną zapłatę.A jednak z opowiadań wyłania się
wcale niejednoznaczne oblicze Havilanda Tufa, najlepiej (i najciekawiej)
rozpisanej postaci w tej książce. Jest to człowiek zarazem dziwnie swojski –
przez swoje uwielbienie do jedzenia oraz alkoholu – i nieprzyjemny w obyciu, bo
stroniący od fizycznego kontaktu jakiegokolwiek rodzaju, szalenie uparty oraz
protekcjonalny. To wegetarianin oraz fanatyczny wręcz miłośnik kotów
(stworzenia te odgrywają w Tufie Wędrowcu
wcale niebagatelną rolę, noszą też znaczące imiona, takie jak Żal czy
Niewdzięczność), przekonany o ich silnych zdolnościach telepatycznych. Osobnik
przestrzegający ścisłego kodeksu honorowego, spełniający wszelkie dane
obietnice, ceniący sobie jedynie prawdę, do bólu bezpośredni, sprawiedliwy, uczciwy
(które to cechy utożsamiane są błędnie z absolutną naiwnością), ale przy tym
interesowny. Niekiedy na tle wszechobecnej niegodziwości oraz zepsucia jawi się
niczym ostatni prawy człowiek pośród kosmicznej Sodomy i Gomory. Potrafi
znaleźć rozwiązanie każdego problemu, co świadczy o jego niewyobrażalnej
inteligencji, choć mawia o sobie, że jest jedynie skromnym kupcem. Dodajmy
jeszcze, że twierdzi, iż jego największym grzechem jest ciekawość (ale przy
paru okazjach wymienia jeszcze kilka innych swoich przywar). Ciężko w literaturze
spotkać protagonistę równie wewnętrznie złożonego, osobowość równie
skomplikowaną, zamarłą w pół drogi między dobrodusznym altruizmem a groźną
megalomanią. Równie trudno jest go na sam koniec ocenić: za każdym razem
decyzja, którą podejmuje, jest słuszna i niesie ze sobą dobroczynne skutki, co
innego natomiast można powiedzieć o stosowanych przez niego metodach,
częstokroć wątpliwych etycznie. Haviland jest nieodmiennie świadom swojego
ambiwalentnego statusu i poniekąd przyjmuje na siebie brzemię boga-potwora.
Pytanie tylko, czy jest to oznaka wielkiego poświęcenia, czy też
niewyobrażalnej pychy.Spośród plejady aktorów drugiego
planu kroku dotrzymuje bohaterowi jedynie wspomniana już Tolly Mune z S’uthlam
– silna kobieta lubiąca przebywać w stanie nieważkości, zarazem idealistka realistycznie
podchodząca do życia i oportunistka, nazywana całkiem słusznie Stalową Wdową.
To ona musi radzić sobie z konsekwencjami podjętych przez Tufa działań (na
uwagę zasługuje fenomenalny motyw filmu rozrywkowego powstałego na podstawie
zdarzeń z Chleba i ryb), to ona stara
się uświadomić mu niebezpieczeństwa nadmiernego korzystania z posiadanej
władzy, ona także jako jedyna zdaje sobie sprawę z tego, kim bohater się
ostatecznie stał. Na niej wreszcie spoczywa w ostatecznym rozrachunku cała
odpowiedzialność. Nie sposób jej przez to nie współczuć.Co jednak robi największe
wrażenie podczas lektury, to stopień rozbudowania oraz dopracowania świata
przedstawionego. George R.R. Martin zadbał o każdy, nawet najmniejszy szczegół
– florę, faunę, politykę, ekonomię, religię, nawet (a może przede wszystkim?)
kuchnię światów odwiedzanych przez protagonistę podczas jego wojaży. Napotkamy
na kartach tej książki grzybowe wino, inteligentne małże, kalorie jako środek
płatniczy, paskudne krowie strąki, a nawet tyrannosaurusa rexa. Wszystko to
konsekwentnie wpisuje się w tkankę tekstu, a barwne opisy silnie oddziałują na
odbiorcę.Jest to generalnie pozycja
napisana z polotem, żywym, potoczystym językiem, odpowiednio nacechowanym
humorem, pełna kulturowych nawiązań i zaskakujących zdarzeń. Autor należycie dozuje momenty komiczne oraz te poważniejsze, komponując idealną space operę. Słowem: po prostu dobrze się ją
czyta. Dla fanów pisarza pragnących zgłębić nieznane wcześniej aspekty jego
twórczości – pozycja obowiązkowa. Dla innych również warta uwagi, choćby ze
względu na niebanalny charakter przemyśleń, a także zagadnienie manipulacji
kodem genetycznym. Nie ma co się oszukiwać: rzadko kiedy można spotkać książki tak
treściwe, a zarazem tak przyjemne w odbiorze.
autor: George R.R. Martin
tytuł: Tuf Wędrowiec
przekład:
Arkadiusz Nakoniecznik
wydawnictwo:
Zysk i S-ka
miejsce
i rok wydania: Poznań 2014
stron:
460
format:
140 × 205
oprawa:
miękka