Przeczytaliśmy

Gdzie te wczasy?

Trwa moda na artefakty z PRL-u. Na stronach serwisów sprzedażowych meble czy bibeloty z tamtego okresu uzyskują wysokie ceny. Wydawać mogłoby się, że niemal kult opanował pamiątki z, jak to się mawiało, „słusznie minionego okresu”. Ale jakkolwiek lubimy postawić w pokoju szafkę pamietającą Gierka, to już niekoniecznie chętnie spędzamy wolny czas tam, gdzie jedynym luksusem jest bezchmurne niebo. W takie miejsca zagląda za to chętnie Marcin Wojdak, a jego instagramowe konto Cosmoderna to jedno z ciekawszych miejsc w internecie.

Właśnie ukazała się wersja papierowa Cosmoderny. W książce Ostatni turnus Marcin Wojdak zauważa, że już nie jeździ się „na wczasy”, teraz królują wyjazdy (lub wyloty) „na urlop” i „na wakacje”. Kto to widział, żeby spędzać wczasy w Dubaju albo w Kołobrzegu? Tylko urlop lub wakacje. Dziś wszystko, co wiąże się z czasem wolnym, pomalowane jest złotym kolorem i opakowane w szkło oprawione w aluminium. Musi błyszczeć i podkreślać luksus. Skoro świat jest na wyciągniecie ręki, to musi być maksymalnie atrakcyjny. Tymczasem kiedyś już sam wyjazd był wydarzeniem specjalnym. Wczasy zagraniczne dostawało się w zakładzie pracy w nagrodę albo jak u lekarza „na skierowanie”. Można było też załatwić je przy pomocy łapówek w biurze podróży. Nieco prościej było o wczasy w kraju. Po potyczce z rezerwacją była już tylko przygoda.

Książka Ostatni turnus to coś w rodzaju artystycznej dokumentacji miejsc, w których Polacy do niedawna jeszcze spędzali urlopy. Autor zarzeka się, że nie miał w planach stworzenia fachowego opracowania lub pracy naukowej, ani też rankingu najładniejszych czy najbrzydszych ośrodków wypoczynkowych w Polsce. To raczej próba zachowania w pamięci jak największej liczby miejsc, które niegdyś służyły rodakom do wypoczynku. Takich, które nie były wyposażone w klimatyzację, lobby bary czy karty win w restauracji lub nawet telefon w pokoju. W Polsce Ludowej wiele ośrodków było budowanych przez wielkie zakłady pracy. Na przykład kopalnie miały swoje „hotele” nad morzem. Większość z takich wczasowych przybytków nie wstydziła się swojego pochodzenia i z dumą nosiła nazwy: „Drogowiec”, „Międzycechowy”, „Papiernik” czy „Węgiel Brunatny”. Mogli w nich wczasować się zmęczeni znojem pracownicy wraz z rodzinami. W większości przypadków projekty budynków zakładały maksymalną funkcjonalność, uroda była drugorzędna. Ale zdarzały się realizacje godne podziwu jak modernistyczny „Kormoran” w Kołobrzegu czy Stanica „Fryszerka” pod Inowłodzem.

Wojdak w książce oprócz zdjęć umieścił niewielkie teksty inspirowane fotografowanymi miejscami. Taką metodę przyjął na swoim instagramowym koncie i powiela to w Ostatnim turnusie. Nie jest reporterem, który ambicjonalnie szuka wiadomości, kontekstów czy społecznych odniesień do fotografowanych miejsc. On raczej bawi się konwencją. Z jednej strony ocala od zapomnienia (kilka obiektów, które da się obejrzeć w książce, już nie istnieje, wiele zmieniło się w postarchitektoniczne koszmarki), z drugiej tworzy dla nich w swojej wyobraźni świat alternatywny. We wstępie przyznaje, że nigdy nie był na wczasach, jego rodzice zawsze zabierali go na luksusowe urlopy do hoteli. Ośrodki wczasowe omijali z obrzydzeniem, a w małym chłopcu rosła potrzeba poznania tajemnicy wczasów. Była tak silna, że w dorosłym życiu poświęcił czas na odwiedzanie miejsc, w których chciał kiedyś być. Dla niego ważniejsze są ruiny domków w Grądkowie Wielkim niż plaże Saint Tropez, woli sprawdzić, czy działają jeszcze piłkarzyki w świetlicy Ośrodka „Relax” w Sielpi Wielkiej niż temperaturę wody w basenie Hotelu Gołębiewski, zaglądnąć w okna wczasów wagonowych na bocznicy w Kołobrzegu niż przejść się Promenadą Gwiazd w Międzyzdrojach.

Wszystko zaczęło się na instagramowym profilu Cosmoderna i należy się pochwała Wydawnictwu Znak, że namówiła Wojdaka do stworzenia jego papierowej wersji. Wszak ludzie, którzy wczasowali się niegdyś, mogą z racji wieku być na bakier z nowymi technologiami. Książka łatwiej trafi na półki ich biblioteczek. Będą mogli, oglądając album, powspominać stare czasy, gdy zamiast grilla było ognisko, zamiast piwa – zimna herbata w butelce po wódce, nikt nie używał spreju na komary, a w kremach do opalania nie było filtrów UV. Za atrakcję wystarczyła ciepła woda w jeziorze, łopatka i grabki na plaży, a wieczorna kąpiel odbywała się w specjalnym pawilonie z prysznicami. Okazuje się, że sentyment za PRL-em jest stanem, który zarażał niemal każdego, kto spędził w nim choć kilka lat życia. Ciekaw jestem, co będziemy wspominać za 30 czy 40 lat? Czy bezstylowe budowle, których powstaje mnóstwo, wzbudzą w kimś nostalgię? Pożyjemy, zobaczymy.


autor: Marcin Wojdak

tytuł: Ostatni turnus

wydawnictwo: Znak

miejsce i rok wydania: Kraków 2022

liczba stron: 304

format: 165 × 234 mm

okładka: twarda

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %