Przeczytaliśmy

Osobiste poniemieckie

Podobnie jak Karolina Kuszyk, autorka książki Poniemieckie, mam swoją historię związaną z Ziemiami Odzyskanymi. Tak jak i Kuszyk, urodziłem się na terenach, które Polska dostała po II wojnie światowej w zamian za Kresy. Nasze rodziny pochodzą właśnie z owych odzyskanych obszarów. W tej sytuacji Poniemieckie okazało się lekturą niezwykłą.

Powoli odchodzi w zapomnienie określenie „poniemieckie” dla mienia pozostawionego przez Niemców, którzy na mocy porozumień Wielkiej Trójki musieli opuścić dzisiejszą zachodnią Polskę. W latach 70. XX wieku, kiedy od II wojny światowej minęło zaledwie trzydzieści lat, wiele rzeczy tak określano.

Właściwie pojęcie „poniemieckie” zaczęło tracić swoje znaczenie po 1989 roku. Choć pamiętam, że jeszcze w latach 80. do podkołobrzeskiej wsi przyjechali Niemcy – potomkowie byłych właścicieli domu, w którym od 1958 roku mieszka moja babcia. Chcieli obejrzeć stare zabudowania. Potem kilkukrotnie przysyłali paczki z odzieżą, artykułami spożywczymi i słodyczami. Z opowieści rodzinnych wiem, że dom babci został zbudowany w 1932 roku. Mieszkał w nim miejscowy murarz. Na rok przed wybuchem wojny postanowił dobudować biuro. Postawił także miejscowy kościół. Na górce naprzeciwko babcinego domu znajduje się poniemiecki cmentarz, porośnięty obecnie dorodnymi drzewami. Do dziś zachowały się tam charakterystyczne fragmenty nagrobków i żeliwne krzyże. Można z nich odczytać nazwiska, daty urodzin i śmierci. Tyle moich osobistych wspomnień, które przywołała lektura Poniemieckich.

Kuszyk do napisania książki skłonił przypadek związany z historią rodziny. Oto podczas zmywania naczyń po obiedzie jej mąż, Niemiec, zauważył na odwrocie jednego z talerzy swastykę. Zaskoczony zapytał, jak to możliwe, że takie naczynie jest używane w polskim domu? Wywołał tym pytaniem lawinę dociekań dotyczących zamieszkania rodziny w Legnicy po wojnie. Reporterka potraktowała to jako punkt wyjścia do znacznie szerszego tematu i przyjrzała się pojmowaniu „poniemieckości” na nowo przyłączonych do kraju terenach.

Autorka zafundowała nam rejs po wspomnieniach własnych i cudzych. Dzięki temu za każdym razem, gdy któryś z rozmówców przypominał sobie początki osadnictwa na ziemi opuszczonej przez Niemców, doznawałem wrażenia swoistego cofania się w czasie. Wszystko to znam z opowieści słyszanych w dzieciństwie. Ci, którzy mieszkali w „starej” Polsce, będą być może zaskoczeni lekturą. Skojarzenia z Dzikim Zachodem są uprawnione. Zasiedlanie ziem, które musieli opuścić Niemcy, wyglądało chwilami jak podbój nowych terenów w Ameryce. Szaber tłumaczony zadośćuczynieniem stał się w Polsce powojenną specjalnością. Społeczeństwo po fali grabienia majątku pożydowskiego rzuciło się, już doświadczone, na mienie poniemieckie (potem zresztą w nurcie socjalistycznej nacjonalizacji kraju pozwalano kraść wszystko, co „podworskie”). Kuszyk opisuje zarówno to, jak nowi, przesiedleni z Kresów mieszkańcy Ziem Odzyskanych urządzali sobie życie, jak i szok, jakim było dla nich zetknięcie z cywilizacją.

„Rozmawiamy z Katarzyną o rzeczach po Niemcach. Katarzyna wyjmuje z szafy dziwne przyrządy nieznanego mi przeznaczenia i tłumaczy, co do czego służy:

– To jest drylownica. A to przyrząd do łowienia jajek.

Andrzej z uznaniem kiwa głową:

– Niemiec to ma na wszystko narzędzie” (s. 121–122).

Autorka parokrotnie odbiega od głównego tematu książki i rozwija opowieść w innym kierunku. Pisze o tym, co zastawali nowi osadnicy – o religijnych oleodrukach i słoikach Wecka. To wzbogaca treść i czyni ją niemonotonną.

Narracja prowadzona od osobistych doświadczeń do historii obcych ludzi uzmysławia, że właściwie w każdym „odzyskanym” przez Polskę domu, na każdym takim podwórku odbywało się „odniemczanie”. Przybierało ono zwykle taki sam kształt – szaber lub niszczenie mienia. Ale byli też osiedleńcy, którzy ze strachu przed powrotem dawnych gospodarzy szanowali meble, narzędzia i naczynia. Ponadto przez wiele lat wściekłość na Niemców za wywołanie wojny walczyła w Polakach z poczuciem szacunku do wszystkiego, co – choć pochodzące od starego wroga – pomaga żyć, przetrwać i mieszkać. Niszczono cmentarze, ale oszczędzono meble. To przede wszystkim na Ziemiach Odzyskanych w poczuciu tymczasowości i rewizjonizmu świetnie rozwijały się PGR-y, w których wszystko było „państwowe”, czyli dla każdego. Kiedy zużyło się „poniemieckie”, „państwowe” doskonale wypełniło tę lukę. Społeczeństwo było już gotowe na takie wspólne, lecz zindywidualizowane gospodarzenie, które złodziejstwem nazywano tylko wtedy, gdy dotyczyło dyrektorów i miało dużą skalę. Zabieranie dla siebie z pracy łopat, worków cementu czy zwykłej śrubki stawało się zaradnością wyuczoną w rodzinnym poniemieckim domu.

Z jednej strony zatem książka zawiera sentymentalne obrazy – dla kogoś, kto w dzieciństwie ocierał się o ściany „odzyskanych” domów i bawił się na zarośniętym bluszczem cmentarzu zasłanym nagrobkami zapisanymi szwabachą, a z drugiej strony – jest niewesołym zapisem czasów i obyczajów, które od początku lat 90. XX wieku przepracowujemy, przypominając sobie po latach, kto mieszkał przed nami na Ziemiach Odzyskanych. Zdążyliśmy się już pojednać z sąsiadami zza Odry, podaliśmy sobie ręce i uznaliśmy powojenne wyroki historii.

I jeszcze ostatnie osobiste wspomnienie – na okładce książki umieszczono zdjęcie, które przypomina mi jedno miejsce w moim rodzinnym Kołobrzegu. Jeszcze do niedawna na elewacji pewnego budynku przy dość ruchliwym skrzyżowaniu spod ukruszonej zaprawy wyłaziły stare niemieckie napisy. Dziś zakrywa je nowy beżowy tynk. Myślę, że poniemieckość na terenie Pomorza Zachodniego, Śląska czy Lubuskiego zawsze będzie tylko zakryta, zasłonięta jakby grubym, skrywającym inność makijażem.

Chciałbym przeczytać kiedyś książkę zatytułowaną Pożydowskie, która opisywałaby losy dóbr, które musieli pozostawić w Polsce ludzie siłą wyrywani ze swoich domów i masowo zabijani w obozach zagłady. Ale to byłaby zupełnie inna opowieść.


autor: Karolina Kuszyk

tytuł: Poniemieckie

wydawnictwo: Czarne

miejsce i rok wydania: Warszawa 2019

liczba stron: 464

format: 125 x 195 mm

okładka: miękka

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    1 Comment

    1. […] czyli najnowszą powieść Larsa Saabyego Christensena. Artur Baranowski wziął na warsztat Poniemieckie Karoliny Kuszyk. Natomiast Magdalena Pawłowska podzieliła się swoimi wrażeniami z lektury […]

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %