Przeczytaliśmy

Moja bardzo wielka wina. Recenzja „Dość” Doroty Sumińskiej

Wołowina, cielęcina, wieprzowina, jagnięcina, drób, udko, skrzydełko, pierś, szponder, rumsztyk, polędwica, udziec, schab, antrykot, łopatka, karkówka, żeberka, podroby, ozorek, salami, kabanosy, szynka, kaszanka, boczek, słonina, baleron, kiełbasa krakowska, śląska, podwawelska, podkarpacka, podsuszana, rostbef, strogonow, kaczka w pomarańczach, królik w sosie własnym, ryba w galarecie, kurczak w cieście. Żegnajcie.

Jeszcze tęsknię. Jeszcze zaglądam w szyby budek z kebabem i daję się zahipnotyzować powolnym obrotom parówek z Żabki. Jeszcze czuję w ustach smak mięsa, ale już go nie jem. Powody takie same jak u wszystkich, którzy zdecydowali się przejść na dietę wegetariańską. Że to nieetyczne żreć zwierzęta, skoro możemy się bez tego obejść. Że hodowla drobiu i bydła to mordowanie klimatu i okradanie ziemi z zasobów. Że tego mięsa nigdy jakoś szczególnie dużo nie jadłem, więc w ogóle odczep się, Mamo, bo byłem i będę chudy, nic nie poradzisz.

Także tak, zostałem neofitą wegetarianizmu. Żyję na kaszach, makaronach, warzywach i nabiale. Pełen moralnej wyższości mijam dział mięsny, a moje sumienie jest czyste niczym spojrzenie cielaczka, którego Wy, mięsożercy, zabijecie za kilka miesięcy. Tylko czy to wystarczy? No właśnie. Czy wydłubywanie sałaty spomiędzy zębów ma mnie uczynić zadowolonym z siebie świętym, który wzleci wprost do nieba na wielkim kotlecie sojowym? Po lekturze Dość szczerze wątpię.

Jestem neurotykiem i jak każdy neurotyk mam problem z poczuciem winy. Niewiele mi trzeba, żeby mieć się za najpodlejsze stworzenie na tej nieszczęsnej planecie. Książka Doroty Sumińskiej, o zgrozo, dostarcza do tego aż nadto powodów. Dość nie jest bowiem tylko serią rozważań o zasadności spożywania mięsa. Owszem, kwestie etyczne związane z hodowaniem zwierząt, ich ubojem i konsumpcją zainicjowały napisanie tej pozycji i obecne są na każdej jej stronie. Ale ta króciutka książka, niemal broszura, jest czymś więcej. Refleksja bodaj najsłynniejszej polskiej weterynarki nie zatrzymuje się na talerzu z mielonym. Raz uwolniona myśl zahacza o kolejne aspekty relacji człowiek-zwierzę i zdaje się staczać po spirali ku biblijnemu „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Bo cała ta historia, której najbardziej szokującymi ilustracjami są dziś sceny z ubojni, zaczęła się w momencie pierwszego udomowienia. Sumińska chce czytelnikom otworzyć oczy na grzech pierworodny naszego rozwoju cywilizacyjnego – domestykację. Proces, w którym ciała zwierząt przestały nam służyć tylko za pożywienie. Odkąd się rozpoczął, budowaliśmy świat na wykorzystaniu stworzeń orających dla nas pola, zapewniających nam bezpieczeństwo i ułatwiających przemieszczanie się.

W Dość hodowanie na mięso jest równorzędne z odrywaniem zwierząt od ich natury w miarę kontrolowanego przez człowieka doboru osobników mających pożądane cechy. Z groźnego wilka trzeba było przecież zrobić wiernego Burka, a z dzikiego tura – bezwolną i ospałą krowę. Ewolucyjna konieczność, jaką było udomawianie, jest dla nas etycznie przezroczysta. Skrywa się pod rozsądnym tłumaczeniem „przecież to było naturalne”. Sumińska ciągle jednak podkreśla, że należymy do tej samej wielkiej rodziny społecznych kręgowców, zatem jakby nie patrzeć, domestykacja była ingerencją jednego wolnego gatunku w wolność innych gatunków. Szczególnie więc zapada w pamięć rozdział o psach, w którym to autorka pokazuje drogę udomawiania „najlepszego przyjaciela człowieka”, czyli bezwzględne zwalczanie niezależności z pokolenia na pokolenie, a później tworzenie ras tak odległych od pierwowzoru, że do życia na wolności po prostu nie są przystosowane fizycznie.

Reakcją na kolejne rozdziały Dość jest poczucie winy za to, że wszyscy w tym uczestniczymy i będziemy uczestniczyć już do końca świata. Rezygnacja ze spożywania mięsa wydaje się przy tym niewystarczająca. Tym bardziej w zestawieniu z liczbami. Część rozdziałów autorka kończy oficjalnymi danymi GUS-u. Prawie 2 miliony sztuk bydła poszło pod nóż w 2018 roku. Owiec – 56,5 tysiąca. 24 tysiące koni. Kury – uwaga – 1 165 148 379 (ale przy takiej liczbie wygodniej jest przeliczać drób na tony). Wszystko po to, by zaspokoić nasz głód. Ale robimy to w nadmiarze, bo – poprawcie mnie, jeśli coś się w tej kwestii zmieniło – piramida żywieniowa od dawna pokazuje, że mięsa nie powinno być w naszej diecie zbyt dużo. Tymczasem wpieprzamy je na potęgę! W Polsce około 80 kg rocznie na głowę.

Może więc w ramach pokuty przejdę na weganizm i odstawię nabiał? Bo tu też nie obywa się bez krzywdy. Jajeczko na śniadanko? Jadłem rano. Mleczko 3,2% do kawy? Owszem, specjalnie po to otworzyłem dziś nowy karton. To pierwsze mam z chowu klatkowego, gdzie kurzą naturę ograniczono do znoszenia jajek. To drugie z udoju w hodowli, gdzie pełne wymiona utrzymuje się poprzez ciągły cykl inseminowania krów i odbierania im cieląt. No jasne, są jeszcze „szczęśliwe kury” z wolnego wybiegu i „szczęśliwe krowy” z pastwiska. To wielkie szczęście dawać mleko i jaja, by w nagrodę zostać zjedzonym. Więc co? Mleko sojowe i tofucznica zamiast jajecznicy? Czy to wystarczy? Czy to DOŚĆ, by odkupić winy? Bo w szafie mam jeszcze skórzane buty.

„Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina” mówi się podczas spowiedzi powszechnej, a akt ten ma być ogólnym rozrachunkiem z grzechami, o których zapomniało się w konfesjonale. Odpuszczane są wszystkie nieuświadomione fakapy, wrodzona grzeszność zostaje zracjonalizowana i sumienie przestaje gryźć. Znów czujemy się ze sobą w porządku. Dobrostan wraca. A Dobrostan ludzi to tytuł, który Sumińska nadała drugiej części książki. Część pierwsza to Krzywda zwierząt. I wygląda, że faktycznie nasza wygoda jest zapewniana kosztem cierpienia braci mniejszych. Nie da się tego usprawiedliwić. Można się do tego przyznać i żyć dalej. Ot, moja bardzo wielka wina.

Problem zaczyna się wtedy, gdy tę winę zaczniemy sobie uświadamiać w najdrobniejszych szczegółach. Gdy przestaniemy ją podsumowywać słowami „tak już jest”. Wtedy na serio zaczyna przygniatać. Bez problemu da się zmienić dietę, podpisywać petycje przeciwko polowaniom, a przy odpowiednim samozaparciu wkręcić się w aktywizm i ochronę praw zwierząt. Ale wina i tak nie zniknie. Odczujemy ją nawet tam, gdzie wydawałoby się, że jej nie ma. No bo jak mogę mieć psa wiedząc, że jest wynikiem tysiącletnich eksperymentów na wilku? Jak mogę mieć kota wiedząc, że przemieniliśmy go w inwazyjny gatunek mordujący zwierzęta zagrożone wyginięciem i wpływający na bioróżnorodność? Jak mogę wypełnić mieszkanie produktami z olejem palmowym w składzie, wiedząc, że dla jego uzyskania poszły się jebać tysiące hektarów siedlisk wielu gatunków? I tak w nieskończoność. Chciałoby się rozumieć Dość jako zdecydowany sprzeciw wobec tego wszystkiego. Ale może być też inna interpretacja – to krzyk kogoś, kto nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. I ja właśnie tak się czuję.


autorka: Dorota Sumińska
tytuł: Dość
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
miejsce i data wydania: Kraków 2020
liczba stron: 168
format: 150 × 235
okładka: twarda

warto przeczytać

Warta polecenia jest też pozycja Davida McCullougha Pionierzy. Ludzie, którzy zbudowali Amerykę opowiadająca o początkach USA (swoją drogą, kraju przodującego w spożyciu mięsa). Zajrzyjcie do recenzji Agaty Zuzanny Starownik.

O konsekwencjach działań człowieka dowiemy się też z książki Koniec lodu Dahra Jamaila. Recenzję przygotowała Monika Jasek.

(Ur. 1991) Poeta, prozaik, felietonista. Wzrost - 176 cm. Szczupły. Oczy koloru szarozielonego. Bez nałogów i obciążeń finansowych. Jego ulubiona liczba to 100000000. W przyszłości chce zostać samolotem.

    1 Comment

    1. […] planetę, zachęcamy do lektury innych tekstów poszerzających perspektywy w tym temacie: recenzja Dość Doroty Sumińskiej o niesprawiedliwej relacji człowiek-zwierzę, wywiad z kuratorami wystawy […]

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %