Kultura w dymkach

Relax – podwojenie jaźni

Historia Magazynu Opowieści Rysunkowych „Relax” sięga połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. Kiedy się ukazał, trwała najlepsza, gierkowska część PRL-u. Ze zgniłego (wedle propagandy) Zachodu przyszła nie tylko licencja na Fiata 126, lecz także szerzej otwarto drzwi dla idei wydawania zeszytów z komiksami. Publikowane dotąd serie: Kapitan Kloss, Kapitan Żbik, przygody Tytusa i przyjaciół czy Kajko i Kokosz nie zaspakajały w pełni apetytów czytelników. Potrzebny był nowy magazyn, który przy okazji władza mogłaby wykorzystać w celach propagandowych.

„Relax” wystartował w 1976 roku. Polska nie była pustynią bez komiksów, ale podejście (przede wszystkim) władz do tej dziedziny sztuki było dość ostrożne. Za bardzo kojarzyła się z Zachodem, więc żeby polski czytelnik mógł oglądać obrazki z dymkami, musiały one realizować treści propagandowe. Zresztą wydawcą „Relaxu” była Krajowa Agencja Wydawnicza, część Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa-Książka-Ruch”, która z założenia miała spełniać odgórnie narzucone zadania. We wspomnianym 1976 roku ukazał się tylko jeden numer „Relaxu”, a do 1981 wyszło trzydzieści jeden zeszytów. Najpłodniejsze wydawniczo były lata 1977-78 (odpowiednio dwanaście i dziesięć numerów), zwykle jednak do kiosków rocznie trafiały najwyżej trzy. Co zawierały tamte „Relaxy”? Były w nich krótkie opowiastki tzw. shorty (dwu lub trzyobrazkowe), pojedyncze historie (co najmniej trzyplanszowe) oraz artykuły publicystyczne. W kilkuletniej historii magazynu najwięcej historii narysowali: Jerzy Wróblewski, Janusz Christa i Grzegorz Rosiński. To na łamach „Relaxu” miała miejsce polska premiera kultowego dziś komiksu Thorgal, o młodym wojowniku wychowanym przez króla Wikingów.

Sukces komiksów, które dotąd ukazywały się na polskim rynku, oraz ciekawa zawartość pierwszego numeru „Relaxu”, który oparł się nieco władzy i jednak nie wszystkie opowiastki podał na nutę propagandową, spowodowały, że od razu stał się produktem pożądanym. Każde kolejne wydanie wyczekiwane było jak bestsellerowa książka. Twórcy przemyślnie publikowali opowieści w częściach, aby tę popularność jeszcze bardziej podsycić. Na łamach magazynu pojawiały się także utwory rysowników z zaprzyjaźnionych demoludów. Pierwszy numer wydrukowano w stu tysiącach egzemplarzy, co w dzisiejszych czasach jest nieosiągalnym nakładem marzeń. Pismo rozeszło się błyskawicznie. Identycznie „schodziły” wszystkie następne. W 1881 roku ukazał się ostatni numer, w którym zakończenia doczekały się rozpoczęte wcześniej historie. Redakcja „Relaxu” zakończyła swoją działalność przede wszystkim ze względu na problemy z dostępnością papieru.

Na wznowienie pisma musieliśmy czekać 39 lat. W grudniu 2020 roku ukazał się nowy „Relax”, który dla zaznaczenia kontynuacji przyjął numer 32. Opatrzony był logotypem, które najbardziej kojarzy się z historycznym magazynem, miał nieco tylko większy format od swojego pierwowzoru, ale na tym podobieństwa się kończą. Składał się ze 160 stron (wcześniej około 32), wydrukowany na kredowanym papierze (wcześniej na zwykłym, nieco grubszym). Bardziej przypominał wydawane w latach 2016-2019 antologie „Relaxu”. Redaktorem honorowym został Grzegorz Rosiński, autor najbardziej rozpoznawalnej wersji logotypu, który zadebiutował w czwartym numerze pisma w 1977 roku (skorzystało z niego później także Wydawnictwo Egmont, wydając trzy tomy antologii).

Pamiętam, że kiedy dowiedziałem się o wskrzeszeniu „Relaxu”, serce zabiło mi mocniej, bo jako dziecko zaczytywałem się w tym pisemku. Wypatrywałem nowych numerów w kilku najbliższych mojego domu kioskach. Zaraz jednak ostudziła mnie myśl, że współczesny komiks to już zupełnie inna bajka i teraz przyszedł czas na zachwyt nad „Relaxem” dla nowego pokolenia miłośników obrazków z dymkiem.

Nowa historia „Relaxu” biegła spokojnie przez cztery odcinki, aż do momentu kiedy między podmiotami zaangażowanymi w jego wydawanie coś się popsuło. Jesienią ubiegłego roku na profilu społecznościowym PolishComicArt ukazał się list informujący czytelników, że zakończono współpracę z Wydawnictwem Labrum. Potem 36 numer „Relaxu” z grudnia sygnowany był już innym logotypem – tym, który zdobił pierwszy numer w 1976. Labrum wydało go samodzielnie. Trzy miesiące później, w marcu 2022 roku na rynku pojawił się kolejny „Relax”. Ma numer 37, ale jego wydawcą jest PolishComicArt. Jednocześnie, oba podmioty zapowiadają własną kontynuację periodyku, choć podtytuł „Magazyn Opowieści Rysunkowych” nosi już tylko ten labrumowski „Relax”. To rozbicie jedności wydawniczej skłoniło mnie do przyjrzenia się obu magazynom i podjęcia próby opisania ich zawartości „na rozdrożu”.

Zacznijmy od chronologicznie pierwszego, czyli 36 numeru (Labrum).

Pismo ma 154 strony i, jak już wspomniałem, logotyp wzorowany na tym, który zdobił pierwszy historycznie numer magazynu. Odnosi się do niego nawet wklejeniem w obrys jednej z fruwającej postaci. W 1976 roku był to OrientMen stworzony przez Tadeusza Baranowskiego, teraz jest Sha-OO z komiksu Valerian-Shingouz Looz Inc. W środku mamy jedenaście komiksów, głównie autorów zagranicznych, oraz cztery artykuły, z czego dwa to obszerna publicystyka. W pierwszym Krzysztof Pielaszek pisze o historii magazynów komiksowych, a drugi to ciekawa, pogłębiona prezentacja sylwetki niemieckiego rysownika Andreasa Martensa i jego artystycznego świata. Przygotował ją Robert Dygas. Towarzyszy mu kilka narysowanych przez Martensa komiksów, pokazujących jego wysoki kunszt, różnorodność stylów i wszechstronność kreski. Serce mocniej mi zabiło podczas oglądania Zagłady, która jak żywo skojarzyła mi się z narysowaną przed laty przez Waldemara Andrzejewskiego opowieścią Tam gdzie słońce zachodzi seledynowo.

W warstwie komiksowej mamy ponadto zakończenie przygód Valeriana oraz start historii spod znaku Incal, czyli dzieło legendarnej spółki Jodorowsky/Moebius. Całkiem udana opowieść, do tego doskonale zilustrowana i przez to wciągająca. Zapowiada się niezła przygoda w kolejnych odcinkach. Dalej jest Inwazja – napisana przez Alejandra Jorodowsky’ego i zilustrowana przez Igora Baranko przewrotna opowieść o podboju planety przez pewną rasę istot.

Warto jeszcze wspomnieć o dwóch czarno-białych komiksach, które zaskoczą czytelnika finałem. To sensacyjna Wiejska sielanka i fantastyczno-naukowa Saga marsjańska, ciekawie narysowana z wykorzystaniem szeregu wąskich prostokątnych kadrów.

Jest w tym „Relaksie” także kilka polskich historyjek. Za najciekawszą należy uznać New Hope Daniela Gizickiego i Macieja Czapiewskiego. To historia prywatnego detektywa, który nie docenił swoich rozmówców. „Relax” nr 36 kończy sensacyjny komiks w stylu amerykańskiego filmu gangsterskiego. Jest w nim intryga, jest piękna kobieta, emocje sportowe i wpływowy mafioso.

„Relax” nr 37 od PolishComicArt to alternatywna kontynuacja numeru 35. Swój ciąg dalszy mają przygody Tajfuna, stworzonego przed laty przez Tadeusza Raczkiewicza i reaktywowanego przez Nikodema Cabałę. Magazyn otwiera artykuł o zapomnianym komiksie Bogusława Polcha pt. Jan Tenner, który został narysowany na podstawie niemieckiego słuchowiska dla młodzieży z lat osiemdziesiątych XX wieku. Zaraz potem trafiamy na perełkę – bardzo stary komiks Polcha, narysowany jeszcze niewprawną ręką i przypominający pierwsze zeszyty Kapitana Żbika, a nie wyrobiony styl jednego z największych polskich twórców komiksu. Rarytas na początek i rarytas na koniec, bo 37 numer „Relaxu” zamyka artykuł o innych niż Thorgal komiksowych dokonaniach Grzegorza Rosińskiego, z deserem w postaci jego nigdy nie publikowana historyjki o misji, która poszukuje nowego miejsca do osiedlenia się i trafia na Zieloną Planetę. Ta narysowana w 1975 roku opowieść przypomina trochę późniejszą serię Ekspedycja Polcha (zresztą Rosiński miał pierwotnie ją rysować) i narysowaną przez Rosińskiego Najdłuższą podróż (jeśli się dobrze przypatrzyć, to niektóre postaci są łudząco do siebie podobne).

W sumie ten „Relax” przynosi sześć tekstów i szesnaście komiksów na 160 stronach. Mamy dwie historie azteckie stworzone i narysowane przez Mariusza Moroza (Gra ze śmiercią) oraz pierwszą część Kwiatu Nowego Świata autorstwa spółki Sanchez Abuli/Alfonso Font. Moim zdaniem ten pojedynek na opowieści wygrywa rodzimy autor. Dalej dwudziestoma planszami wita nas hrabia z Rumunii w komiksie Śladami Drakuli. Wład Palownik narysowany przez Hermanna Huppena. Kreską przypominającą nieco styl Marka Szyszki narysowany jest komiks Joe Kuberta Abraham Stone – szczury miasta, pierwsza część opowieści o młodym farmerze, który szuka zemsty za śmierć swojej rodziny. W klimatach Dzikiego Zachodu jest również opowieść Weird West Moniki Lapsus-Wierzejskiej. Tutaj konkurencję na pistolety wygrywa, według mnie, autor zagraniczny (chociaż Joe Kubert z pochodzenia jest Polakiem).

Sekcja polska przedstawia się bardzo obficie. Są, nieco makabryczne, Przygody Czerwonego Kapturka (Kur/Fijał), Rechot (Mazur) czy Gwidon (Kiełbus). Najciekawiej prezentuje się natomiast Obywatel Dopalony braci Kmiołek, którego zapewne spotkamy w kolejnych odcinkach.

Z publicystyki warto szczególnie zagłębić się w dwa teksty: Lem w komiksach Wojciecha Birka i Pilot śmigłowca – seria nieco zapomniana Marcina Osucha. Życzyłbym sobie w przyszłości więcej tak skrupulatnych artykułów opisujących najważniejsze wydarzenia w polskiej sztuce komiksu.


Nie dokonam oceny obu wydań w punkcie zwrotnym „Relaxu”. Chcę natomiast podkreślić korzyść z tego, że konflikt co do kierunku rozwoju urodził dwa pisma. Czytelnik dostanie zatem podwójną porcję rysunkowych historii z dymkami. To wspaniała wiadomość.

Wydaje mi się, że ze strony PolishComicArt otrzymywać będziemy magazyn z większą zawartością polskiej reprezentacji i możemy się spodziewać kilku rarytasów sprzed lat. Wydaje się, że związek Grzegorza Rosińskiego z tym wydawcą może przynieść sporo niespodzianek z archiwum polskiego komiksu. To będzie as w rękawie i coś, co skłoni do zakupu czytelników pamiętających „stare, dobre czasy” PRL-u i pierwsze „Relaxy”.

Z kolei Labrum być może postawi na rysowników zagranicznych i tutaj będzie szukało kierunków rozwoju? Myślę, że będzie można w takiej koncepcji pisma znaleźć sporo ciekawych skarbów, także z czasów, gdy do Tin Tina czy Pilote dostęp mieli tylko najwięksi szczęściarze. Zresztą niewykluczone, że zapowiedzią takiej drogi jest sięgnięcie po serię Incal. Natomiast jako dojrzały amator magazynów komiksowych życzyłbym sobie w obu periodykach dużo więcej poważnej publicystyki. Zarówno tej rodzimej, jak i zagranicznej.


tytuł: „Relax” nr 36

wydawnictwo: Labrum

miejsce i rok wydania: Warszawa 2021

liczba stron: 154

format: 324 × 236 mm

okładka: miękka

tytuł: „Relax” nr 37

wydawnictwo: PolishComicArt

miejsce i rok wydania: Warszawa 2022

liczba stron: 160

format: 324 × 236 mm

okładka: miękka

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %