LUS|TRO

TRUE|BLUE

Błękit wystąpił już gościnnie w jednym z poprzednich LUS|TER w tytule kompozycji George’a Gershwina. Odwiedziliśmy wówczas apartament, który doskonale nadawał się do namysłu nad hałasem świata współczesnego, już wybrzmiewającym u progu nowej ery.

Nasz kolor miesiąca należy do elitarnego grona barw podstawowych, nie dziwi więc mnogość nadawanych mu znaczeń. Gdybym zapytał, co symbolizuje czerwień, pewnie każdy potrafiłby wymienić przynajmniej kilka możliwości – to po pierwsze krew ze wszystkim, co w niej płynie i co ona łączy; to z jednej strony rewolucyjne fraternité, braterstwo wszystkich ludzi, z drugiej zaś – symbol władzy królewskiej i absolutu; to wyraz siły, władzy i ciała, to droga do namiętności i zapalczywości. Gdyby pytanie dotyczyło błękitu, oj, byłoby znacznie trudniej.

Na dobry trop prowadzi nas język angielski. Gdy mamy ochotę bawić i się hulać, „malujemy miasto na czerwono” (to paint the town red): wyruszamy popić i potańczyć. Kiedy jednak dopada nas bolesne przygnębienie i opadamy z sił (niekiedy poporodowo), wpadamy w nastrój typowo bluesowy. Język odzwierciedla tę podstawową dychotomię kolorów: błękit to negatyw czerwieni, ale nie dajcie się zwieść! Oczywistość działa na artystę plastyka jak płachta na byka!

U Gershwina błękit wyraża metropolitalne szaleństwo, wrzawę nowej ery, ale my, rozgrzani do czerwoności krótkim wstępem, oddajmy się kontemplacji wszechogarniającego nieba u boku Mnicha nad brzegiem morza Friedricha Caspara Davida (1809). Jak pisze malarski autorytet, siostra Wendy Beckett, „świat jest tak piękny, że obwieszcza istnienie czegoś znacznie potężniejszego niż on sam”, i to nie zawsze w ciepłych barwach.

Na obrazie amerykańskiego malarza Mardena Brice’a błękit symbolizuje wyciszenie, o które trzeba zawalczyć z samym sobą. Obraz Humiliatio (1978), zainspirowany domniemanymi uczuciami Maryi podczas zwiastowania, stanowi uniwersalną metaforę „braku poczucia własnej wartości i lęku, że nie sprosta się powierzonemu zadaniu”. Siostra Beckett  interpretuje to pokaźne płótno następująco: „niewinność spotyka się z brakiem wiary w siebie; potem pojawia się ból wywołany pokusą zaakceptowania tej niewiary, wreszcie walka z nią, w końcu osiągnięcie stanu pełnej gotowości”. Brzmi znajomo? Każdy czasem przez to przechodzi.

Jak już jesteśmy przy różnych błękitach, spójrzmy na Relief z niebieskich gąbek Yves’a Kleina (1960), pierwszego twórcy monochromów. Od chwili gdy opatentował swoją własną ultramarynę – „międzynarodowy błękit Kleina” – malował tylko w jednym kolorze. To już, moi drodzy, pełna awangarda. Podtytuł obrazu, Kleine Nachtmusik, to gra słowna, która wskazuje na utwór słuchany przez malarza podczas pracy. Ot, nocne mazianie.

Swoją drogą, w 2009 roku w laboratorium profesora chemii Masa Subramaniana w Oregonie pewien student przez przypadek wypalił w piecu nowy barwnik nazwany symbolami głównych pierwiastków składowych YInMn Blue. Niebawem trafi on do sprzedaży i wreszcie będzie pretekst do remontu mieszkania. Ucieszą się również dzieci, bowiem Crayola już wycofuje jedną ze swoich żółtych kredek (Dandelion Yellow), żeby wprowadzić na rynek nowy błękit. Firma uzasadniła swoją decyzję pragnieniem bycia na czasie. Powiedzcie znajomym, że w kredkarstwie nadchodzi zmiana warty, a dzieciom, że od teraz mlecze kolorujemy na niebiesko.

Jeśli już zostajemy przy kolorowankach, zerknijmy na Miseczkę z cukierkami Patricka Caulfielda (1967). Klasyka pop-artu, naczynie z łakociami i nic więcej. Ale te kolory! Błękit jest świetnym tłem dla żywych barw orzeźwiających słodkości. Wyobraźcie sobie tylko pustą miseczkę. Nudno i smutno by było na świecie bez cukierków. Ten efekt to zasługa głębokich błękitów!

O tym, jak wielką siłę ma kontrast, świadczy płótno Stilla Clyforda 1953. Artysta uważał, że jego obrazy są oczywiste bez akademickiego bełkotu, dlatego celowo utrudniał życie teoretykom, często zmieniając daty i tytuły swoich malunków. Zapytany o 1953 odpisał, że „istniała świadoma intencja, aby uwypuklić spokojną głębię błękitu za pomocą przełamanej czerwieni u dolnej krawędzi”. Fakt. Co za siła! Co za moc! Plus nie byłby tak dodatni bez minusa.

Nadeszła pora na Większy plusk Hockneya Davida (1967), czyli obraz przedstawiający amerykański sen o Kalifornii. Jak jednak słusznie zauważa siostra Beckett, istotę narracji w tym obrazie stanowi nieobecność głównego bohatera. Widzimy nieskazitelne niebo, hollywoodzkie palmy i stylową posiadłość – ale gdzie jest gwiazda? Dała nura.

Bywa i tak, że niebieski symbolizuje nieznane, ale koniec tych wywodów. Błękit szeroki i długi jak LUS|TRO to bezkresny ocean sensów. Zamiast o nim czytać, lepiej sami zróbcie wielki plusk w ciepłych wodach jakiegoś przyjemnego kurortu!Bibliografia

W. Beckett, 1000 arcydzieł, przeł. E. Gorządek, Arkady, Warszawa 2008.

A. N. Hodge, Historia sztuki, przeł. K. Kamińska, Oficyna Wydawnicza „Delta W-Z”, Warszawa 2009.

Doktorant na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, anglista i tłumacz. Uważa, że najważniejsze są drobiazgi oraz że dzień bez kubka zielonej herbaty to dzień stracony.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %