Przeczytaliśmy

Wagina!

Zaszokować? Rzucić na początek dowcip? A może zacząć zupełnie poważnie, tak „naukowo”? No bo jak facet powinien rozpocząć recenzję książki, która w całości jest poświęcona waginie? Na szczęście jestem najstarszym mężczyzną w redakcji, więc z racji wieku mogę trochę pomędrkować. Na szczęście numer dwa – recenzja książki ma swoją kobiecą współautorkę, więc gdybym gdzieś przekroczył granice estetyki, to moja redakcyjna koleżanka naprowadzi mnie na odpowiednie tory.

Po pierwsze – to rewelacyjna książka! Gdybym miał ją sklasyfikować gatunkowo, to wskazałbym dział popularnonaukowy. Wiem, że brzmi to nieco dziwacznie, ale jak inaczej określić książkę, która zrozumiałym językiem opowiada o jakimś elemencie świata? Chętnie wpisałbym ją na listę lektur obowiązkowych dla ludzi obojga płci w wieku powyżej gimnazjum. Jeżeli czytaliście choć jedną książkę Jurgena Thorwalda czy Mary Roach, to będziecie zachwyceni tym, co napisała Catherine Blackledge w Waginie. Sekretnej historii kobiecej siły. Brytyjska dziennikarka potraktowała tytułową „bohaterkę” bez rozpalającej policzki seksualnej egzaltacji. Użyła chyba wszystkich określeń waginy, jakie oferuje język.  Możecie być pewni, że po lekturze książki będziecie rozumieli, dlaczego wagina raz jest nazywana muszelką, raz cipką, a niekiedy sromem. Najpiękniej jednak określają ją pisma dalekiego wschodu: Struna Cytry, Czarna Perła czy Pędy Orzecha Wodnego.

Przyszedł czas na dowcip. Widziałem kiedyś rysunek, na którym kilkuletnia dziewczynka odchyla nieco gumkę od majtek, żeby pokazać koledze anatomiczny szczegół swojego ciała, a w dymku oznajmia: A tym będę tobą rządzić. Pierwsza część książki jest doskonałym rozwinięciem tego rysunku. Autorka przytacza w niej przykłady nadawania waginie mocy nadprzyrodzonych. Katalończycy uważali, że morze się uspokaja, kiedy widzi kobiecy srom, Hinduski z Madrasu potrafiły ponoć okiełznać burze, gdy się obnażały, a Pliniusz w I wieku dowodził w swoich pismach, że widok nagiej kobiety ucisza i poskramia trąby powietrzne i błyskawice. Jeden z podróżników odnotował w XVI wieku północnoamerykańskie wierzenia, według których na ten widok uciekają lwy. Z kolei według dawnych rosyjskich tradycji młoda kobieta, kiedy zadziera sukienkę, może odstraszyć niedźwiedzia. Nie zdziwi nikogo zatem wiara w moc waginy odstraszającą demony lub przynajmniej zmieniającą losy wojny.

„Co więcej, jakkolwiek nie wydawałoby się to dziwne, uważa się, że baśń o królewnie Śnieżce może wywodzić się z pradawnego włoskiego rytuału odprawianego w celu wspomożenia zasobności ziemi. Otóż do kopalni, w której brakowało kruszcu, wysyłano piękną, szlachetnie urodzoną pannę, aby tam pokazała Matce Ziemi żywotną żeńską esencję czy energię” (s. 23-24).

Książka to skarbnica ciekawostek dotyczących waginy. Wiedzieliście, że w XII-wiecznej Anglii zabronione było uprawianie seksu w niedziele, środy i piątki oraz w czterdzieści dni przed Wielkanocą i Bożym Narodzeniem? Albo że hieny rodzą potomstwo przez łechtaczkę? A samice pewnego chrząszcza mają przewody rozrodcze dwudziestokrotnie dłuższe niż ich ciała (są stale zwinięte)? Zresztą spora część książki opowiada o świecie zwierząt i stanowi zbiór ciekawych zachowań seksualnych obserwowanych w przyrodzie. W innym rozdziale autorka pochyla się nad podobieństwami budowy waginy i prącia (początkowo uważano, że wagina to rodzaj prącia, tylko umiejscowionego wewnątrz ciała kobiety). Dowodzi wyjątkowości waginy nie tylko poprzez cytaty z dawnych wierzeń o zębatych pochwach odgryzających fallusy, gnieżdżących się w niej wężach kąsających mężczyzn czy wygłodniałych smokach wręcz pożerających facetów. To oczywiście przykłady z dziedziny antropologii kultury, ale autorka przytacza także dowody medyczne.

Mógłbym snuć przykłady rzeczy, o których nie miałem pojęcia, gdy czytałem Waginę. Bo skoro nazwałem ją na wstępie niemal szkolną lekturą, to musi nieść wartości poznawcze. Ma ich całkiem sporo, bo autorka zrobiła research wielu dokumentów i książek, które przez stulecia traktowały o kobiecej seksualności. Już sama lektura użytej bibliografii budzi szacunek dla pracy Catherine Blackledge. Ale autorka w sferze języka i stylistyki dokonała niebywałego zabiegu. Cały zebrany materiał potraktowała rzetelnie, opisując temat z wyczuwalną nutą zachwytu. Połączyła porządną pracę merytoryczną z (jakby) młodzieńczym zachwytem nad budową kobiecego (a zatem i własnego) ciała. Ten entuzjazm jest wyczuwalny i sprzyja odbiorowi treści. Jak widać, o potencjalnie wstydliwych rzeczach najskuteczniej mówią ich entuzjaści.

Na koniec brawa dla polskiego wydawcy za pomysł na okładkę. Wykorzystanie obrazu Iwony Demko wprowadza wyobraźnię w percepcję tej książki. Przynajmniej u faceta w moim wieku…

***

W związku z tym, że mój redakcyjny kolega identyfikuje sam siebie jako mężczyznę (ośmielam się bezpardonowo wyrazić w ten sposób, ponieważ znam go i mimo że era dwóch płci już dawno minęła, wiem, że on sam nie ma problemów z identyfikacją) uznaliśmy, że głos kobiecy przy okazji recenzji książki o żeńskich narządach rozrodczych jest w najlepszym przypadku niezbędny, a w najgorszym po prostu może być ciekawy.

Skoro Artur rozprawił się już z warstwą kompozycyjną, zawartością i podzielił się z wami wrażeniem, jakie wywarła na nim ta pozycja, ja uczepię się kontekstu społecznego… Przede wszystkim: czy jesteśmy już gotowi na tak bezpośrednio traktujące ten temat książki? Otóż… szukajcie odpowiedzi w linijkach poniżej.

Gdy wydawnictwo zaproponowało nam recenzję Waginy, nie było wątpliwości, że zajmiemy się tematem. Czy z chęci rozpoczęcia dyskursu, uświadamiania i potraktowania tematu poważnie? Mam wątpliwości, ponieważ przez kilka kolejnych tygodni wymienialiśmy się nieprzystojnymi żartami i uwagami na temat czekającego nas wyzwania. Łącznie z planowaniem, co napiszemy, zanim jeszcze książkę przeczytaliśmy. Ja nie miałam pomysłu, ale Artur planował zacząć recenzję słowami: O Waginie trzeba pisać dobrze zaostrzonym flamastrem. Miękka materia tematu poddaje się wtedy łatwiej opiniom… Niezwykle zręcznie i delikatnie, prawda? Jednak w końcu on potraktował temat dojrzale, a ja zaczęłam się zastanawiać nie jak ja przyjmę książkę, ale jak przyjęłoby ją społeczeństwo.

Zaczęłam zabierać ze sobą Waginę za każdym razem, kiedy tylko wychodziłam z domu (gdzie zresztą też proszono mnie, abym zabrała ją z widoku i schowała na półkę). Celowo trzymałam ją tak, aby każdy mógł zobaczyć przód okładki. Ostentacyjnie ją rozkładałam – nie trzymałam książki na kolanach, ale tak, aby inni pasażerowie w metrze mogli swobodnie przyjrzeć się okładce ozdobionej symboliczną grafiką cipki oraz bardzo dobrze widocznym tytułem.

Oprócz kilku ukradkowych uśmiechów, parę razy poproszono mnie, abym schowała książkę lub obłożyła ją papierem. Kilka osób zwróciło mi uwagę, że powinnam się wstydzić czytać takie rzeczy publicznie, a jedna matka – że dzieci nie muszą na to patrzeć. Kilkukrotnie również usłyszałam sprośne komentarze od mężczyzn… Najczęściej jednak zauważałam ukradkowe spojrzenia i ludzi, którzy próbowali coś przeczytać, patrząc przez moje ramię…

Czy opinia publiczna w Polsce jest na to gotowa? Pozornie i oficjalnie tak, ale społeczeństwo tworzą jednostki, a nie media i poprawność polityczna. Odnoszę wrażenie, że dopiero następne pokolenie podźwignie tego typu tematy bez wstydu, ale mimo wszystko w dalszym ciągu z rumieńcem na twarzy. Bo właściwie dlaczego miałby on zniknąć? Narządy rozrodcze nigdy nie przestaną kojarzyć się z seksem. Byłoby to naprawdę dziwne i możliwe chyba jedynie w sytuacji podobnej do tej z Seksmisji. Może tylko właściwie czekam obecnie na moment, w którym wybierzemy dla kobiecych miejsc intymnych lepszą nazwę i tego, mam nadzieję, doczekam za własnego życia. Cipka to jeszcze określenie znośne, ale wagina i srom to strasznie brzydkie słowa na coś tak wielofunkcyjnego, dobrego i interesującego w swej istocie.

Co zaś mogę powiedzieć o książce Wagina jako kobieta? Myślę, że doskonale pokazuje, jaką władzę nad mężczyznami mają kobiety od początków istnienia ludzkości. Wagina, jako niemalże magiczna część ciała, odegrała ważną rolę w dziejach. Nie mówię tu już nawet o związanych z nią przesądach, ale o przewadze, jaką dzięki niej zyskujemy. Oczywiście kiedy jesteśmy wystarczająco mądre lub – jak kto woli – zdesperowane, by nauczyć się z tego korzystać. Zresztą w myśl tego, co napisał wyżej Artur: …tym będę tobą rządzić.

Ta władza jednak często mściła się na nas, ponieważ mężczyźni wyczuwali tę przewagę, zaczynali się jej bać i starali się ją ukrócić. W ten sposób zaczęłyśmy być otaczane coraz wyższymi murami, odgradzającymi nas od niezależności, której symbolem zawsze była wolność seksualna… Teraz to wszystko wraca, a kobiety (na szczęście) przestają się bać. Równowaga jednak w naturze to konieczność. Spychamy na bok mężczyzn i zaczynamy dominować w życiu codziennym.

Pierwotne kultury podobno były zbudowane na matriarchacie… Jak będzie jutro?


autor: Catherine Blackledge
tłumacz: Katarzyna Bartuzi
tytuł: Wagina. Sekretna historia kobiecej siły
wydawnictwo: Prószyński i s-ka
miejsce i rok wydania: Warszawa 2019
liczba stron: 464
format: 2140 x 216 mm
okładka: twarda

Filologia klasyczna i ćwierćwiecze – na koncie. Podróże i własne książki – w planach. Kanał literacki, kino oraz dobre jedzenie – na co dzień.

    1 Comment

    1. […] tym temacie polecamy także recenzję książki Wagina Catherine Blackledge naszego autorstwa, a w kontekście feministycznego punktu widzenia zapraszamy […]

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %