Przeczytaliśmy

Wakacje w cieniu swastyki

Tytuł książki – Wakacje w Trzeciej Rzeszy – brzmi złowieszczo, no bo jak można spędzać wakacje w państwie, w którym panuje terror, a jego przywódcy mają na sumieniu miliony ofiar na całym świecie? Ale zanim Trzecia Rzesza nierozerwalnie zaczęła się kojarzyć z kominami krematoriów i bestialstwem swoich funkcjonariuszy i żołnierzy, pod wieloma względami była zwykłym krajem, a na dodatek spadkobierczynią Prus, które wyszły z I wojny światowej jako jej największy przegrany, i naznaczonej kryzysem Republiki Weimarskiej. Co więc budziło w ludziach ciekawość i tak skutecznie przyciągało ich do Niemiec?

Wielu odwiedzało Trzecią Rzeszę z powodów służbowych, inni przyjeżdżali na wakacje, ale niejednym kierowała miłość do niemieckiej kultury, względy rodzinne, a także pospolita ciekawość. […] Nie trzeba być zwolennikiem faszyzmu, aby podziwiać zieleń wsi, obfitość winnic i sady, rozciągające się jak okiem sięgnąć. Tymczasem nieskazitelne średniowieczne miasteczka, schludne wioski, czyste hotele, serdeczność ludzi i zdrowe, tanie jedzenie, nie wspominając o Wagnerze, skrzynkach z kwiatami oraz spienionym piwie, rok w rok niezawodnie przyciągały turystów mimo rozpowszechniania wiedzy o mrocznych aspektach reżimu (s. 9).

Już we wstępie autorka wyjaśnia przyczyny zainteresowania obcokrajowców ojczyzną Wagnera. Hitler i jego poplecznicy zdawali sobie sprawę, że przemysł turystyczny nie tylko może wpływać pozytywnie na gospodarkę, ale także da się go wykorzystać propagandowo. Takie myślenie doskonale obrazowała organizacja w 1936 roku igrzysk olimpijskich. Po trzech latach od dojścia nazistów do władzy świat zachodni wciąż miał wyrzuty sumienia z powodu ukarania Niemiec za I wojnę światową, a z tego wynikała chęć włączenia ich do grona krajów nowoczesnych. Hitler doskonale zdawał sobie z tego sprawę i z zegarmistrzowską precyzją realizował swój plan zawładnięcia najpierw umysłami rodaków (Niemców, choć sam przecież był Austriakiem), następnie przekonania reszty świata, że kraj przechodzi ze wszech miar pozytywną transformację, a potem podbicia uśpionej Europy. Wszystko było rozpisane na role i także zagraniczni turyści mieli do wypowiedzenia swoje kwestie. Jak można się przekonać z książki Julii Boyd, Hitler stworzył scenariusz niemal doskonały, a z pewnością wszystko szło dobrze do pewnego momentu.

Na początku książki mamy jednak dopiero lata 20. XX wieku i Republikę Weimarską pogrążoną w biedzie. Niemcy toną w kieszeniach spekulacyjnych dorobkiewiczów. Samobójstwa po utracie majątku i śmierć głodowa to niemal codzienność. Frustracja społeczna rośnie, wzmagana przez i ubóstwo. Kraj potrzebuje uzdrowienia i zauważają to nie tylko zagraniczni dyplomaci, przybyli, aby od nowa budować stosunki międzynarodowe. Trzy pierwsze rozdziały szkicują nam sytuację, która niecałe dwie dekady później zaowocuje światowym konfliktem, odwróci Niemcy od cywilizacji, a większość narodu zdehumanizuje.

Na scenie politycznej pojawia się Adolf Hitler. Z pewnością siebie wskazuje wroga narodu i definiuje swoje poglądy. Ma też receptę na wszystkie bolączki. Niemcy mogą być znów bogate i silne. Nikomu nie zabraknie chleba i pracy, a jeśli okaże się, że jest za ciasno, to powiększy się przestrzeń życiową. Jedni kupują te poglądy, inni uznają autora za nieszkodliwego populistę. Są też tacy, którzy się nim zachwycają.

Obcokrajowcy widzieli wszechobecne flagi oraz mundury, marsze i hajlowanie, no ale przecież to Niemcy. Często z niesmakiem zwracano uwagę na liczne przejawy antysemityzmu, uznawano go jednak za sprawy wewnętrzne, w które nie należy się zagłębiać (s. 11).

Przed 1937 rokiem do Niemiec z Ameryki przyjeżdżało na wakacje ponad pół miliona osób rocznie. Książka zawiera mnóstwo ich relacji i wspomnień ze wspaniałe spędzonych urlopów zagryzanych bawarskimi kiełbaskami i zapijanych piwem. Krótkie pobyty nie sprzyjały jednak zbyt skrupulatnej obserwacji nastrojów społecznych. W celach innych niż wypoczynek do Niemiec przyjeżdżali dyplomaci i studenci. Oni spędzali tu więcej czasu i mieli wiele okazji do dłuższej analizy. I chociaż spostrzeżenia przybierały niekiedy formę alarmistycznych listów do najbliższych, to zachowania, które powinny wzmóc czujność, postrzegane były często jako odradzanie się tożsamości narodowej. Obserwacje naocznych świadków bagatelizowali ci, którzy w czerpaniu z pogańskich rytuałów widzieli raczej przejawy nowej niemieckiej wiary niż zapowiedź hekatomby. Świetnie działająca faszystowska machina propagandy, która tworzyła monumentalne spektakle społeczne mające przedstawiać Niemców jako dumnych obywateli, wzbudzała pozytywne emocje wśród obcokrajowców. No i o ile dla samych Niemców największym wrogiem mieli być Żydzi, o tyle zagranicznych dyplomatów przekonywano, że Wielka Brytania, Ameryka i III Rzesza powinni wspólnie przeciwstawić się bolszewizmowi.

Julia Boyd skrupulatnie opisuje nastroje i wrażenia, jakie kraj wywierał na cudzoziemcach. Książka opiera się na ich wspomnieniach, listach i notatkach. Autorka szeroko cytuje zapiski dyplomatów i korespondencję studentów z Ameryki. To wielki atut tej książki, bo dostajemy czytelny zapis tego, jak hitlerowskie Niemcy budowały swój wizerunek, wykorzystując nowoczesne techniki manipulacji do osiągnięcia celu. Wydaje się, że machina propagandy wypełniała swoje zadanie doskonale, a naziści mieli pierwszorzędną wiedzę o ówczesnym świecie. Precyzyjnie rozpoznawali nastroje społeczne, potrafili wpływać nie tylko na własny naród i karmić go tym, czego potrzebował, z czasem decydując także o tym, czego chciał. Potrafili także bezbłędnie rozgrywać politykę zagraniczną.

Wydaje się zatem, że nawet cudzoziemcy wrogo nastawieni do nazistów odruchowo sięgali wzrokiem dalej, do – w ich mniemaniu – prawdziwych Niemiec, kraju, który wbrew wszelkim przeciwnościom losu nadal potrafi urzekać i zachwycać (s. 292).

Sytuacja zmieniła się po przyłączeniu Austrii do Rzeszy i „nocy kryształowej” w 1938 roku. Zajęcie Czechosłowacji nie poprawiło notowań i od początku 1939 roku liczba podróży do Niemiec malała w szybkim tempie. Co oczywiście nie dziwi.

Wakacje w Trzeciej Rzeszy czyta się jak świetny dokument szczególnego okresu w historii nie tylko Niemiec, ale także całej Europy, a nawet świata. Obszernie cytowane dokumenty z tego okresu czynią ją niemal reporterskim zapisem tego, jak rodził się nazizm i jak nikt nie był na to przygotowany. Hitler ułożył Europę pod swoje dyktando i, mimo ostatecznej klęski, zmienił układ sił na całym świecie. To także przestroga dla współczesności, która po ośmiu dekadach od wybuchu wojny wciąż dysponuje zaledwie kruchym poczuciem pokoju. Faszyzm i nazizm rodzą się bez fajerwerków. Kiedy już je słychać, jest zwykle za późno. Takim też przesłaniem swoją książkę kończy Julia Boyd.

autor: Julia Boyd

tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska

tytuł: Wakacje w Trzeciej Rzeszy. Narodziny faszyzmu oczami zwykłych ludzi

wydawnictwo: Prószyński i S-ka

miejsce i rok wydania: Warszawa 2019

liczba stron: 464

format: 150 × 211 mm

okładka: twarda

Jak to wszystko się skończyło, to bardzo dobrze wiemy. A jeśli chcielibyśmy wiedzieć lepiej, są od tego książki, chociażby Wojna w kanałach. Podziemna walka WarszawyDrugie pokolenie. Czego nie powiedziałem mojemu ojcu czy Kobiety Holocaustu.

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    1 Comment

    1. […] do Żydów nie wzięła się znikąd – Wakacje w Trzeciej Rzeszy pokazują, jak od I wojny światowej zmieniał się kraj, który w latach 20. był w głębokim […]

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %