Przeczytaliśmy

Nadziewane dzieje. „Wedlowie. Czekoladowe imperium”

To książka napisana z niezwykłą pieczołowitością. Przeczytamy w niej o każdym kroku rodziny Wedla, które doprowadziły do powstania imperium czekoladowego w samym centrum Środkowej Europy. Co prawda nie w smak komuś może być fakt, że tę markę, którą rozpoznaje każde małe dziecko w Polsce, zawdzięczamy Niemcom, ale czekolada łagodzi obyczaje z taką samą mocą jak piosenka.

Carl Wedel przyjechał z Berlina do Warszawy w 1851 roku i przy ul. Miodowej stworzył cukiernię. Od razu poczuł silny związek z nową ojczyzną. Dawał temu wyraz choćby w ogłoszeniach reklamujących swoje wyroby – ceny podawał w złotówkach, choć w zaborze rosyjskim obowiązywał rubel. Kolejne pokolenia Wedlów – Emil, którego podpis do dziś zdobi wyroby, oraz Jan – z małej cukierni uczynili wielką fabrykę słodyczy, w której do dziś czekolada odgrywa pierwsze skrzypce. Chociaż wcale nie od niej Carl zaczynał biznes w Warszawie. Najpierw było bowiem piwo, potem cukierki, takie dla uciechy i zdrowia z wyciągami z ziół. Następnie przyszedł czas na pączki, które u Wedla były większe niż u innych, aż w końcu w cukierni stanęła maszyna parowa do wyrobu czekolady.

Ponieważ znane już Szanownej Publiczności mojego wyrobu PĄCZKI BERLIŃSKIE w krótkim czasie taką znalazły wziętość, że celem ciągłego usłużenia jej takowe codziennie po 3 i 4 razy wypiekam, a szczególniej wieczorem, gdzie w każdej chwili dostać ich można świeżo z rondla z najlepszymi konfiturami. (s. 36)

To fragment prasowej reklamy z tamtych czasów. Jakże inna od współczesnych krzykliwych spotów, w których nie ma „Szanownej Publiczności”, ale jesteś „Ty”, kolega i ziomal. Jak widać Wedel dbał o dobre samopoczucie klientów, zanim jeszcze skosztowali jego przysmaków. Reklama, badanie gustów Warszawiaków, coraz to nowe produkty, dbanie o jakość i świetna lokalizacja, to fundamenty sukcesu firmy. Do tego oczywiście utożsamianie się z polskim społeczeństwem okazało się przepisem na sukces.

Książka Łukasza Garbala bardzo dokładnie odwzorowuje dzieje rodziny Wedlów w Polsce – od pierwszego sprzedanego cukierka ślazowego (a właściwie pierwszego kufla piwa bawarskiego) do pogrzebu ostatniego członka rodu Jana Wedla, który tak radził tuż po wojnie małemu Andrzejowi Bliklemu:

Zapytał go wtedy, jak osiągnąć sukces w cukiernictwie. I słyszał w odpowiedzi: „żeby pan nigdy nie sprzedawał produktów, które panu nie smakują”. „A jeśli one nie posmakują klientom?” „To musi je pan wycofać, ale nadal niech pan nie proponuje innym niczego, co nie smakuje panu”. (s. 341)

Wedlowie. Czekoladowe imperium imponuje skrupulatnie przygotowaną zawartością i kronikarską dokładnością. Układ ogromnej liczby krótkich tekstów daje czytelnikowi swobodę czytania i jednoczesnego sięgania po kolejną kostkę czekolady lub delicję szampańską. Treść podawana małymi kęsami pomaga delektować się nadzieniem, bo Łukasz Garbal napisał historię Wedlów jak czekoladę nadziewaną. Jest w niej mnóstwo świetnie dopasowanych składników i na pewno podczas jej tworzenia trzymał się rady Jana Wedla: podał nam książkę, która podoba się jemu samemu. Nam tym bardziej.


autor: Łukasz Garbal

tytuł: Wedlowie. Czekoladowe imperium

wydawnictwo: Czarne

miejsce i rok wydania: Wołowiec 2021

liczba stron: 504

format: 160 x 210 mm

okładka: twarda

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %