Przeczytaliśmy

Wieczne stracenie

Rzeczowo, skrupulatnie – tak prof. Jacek Leociak rozprawia się z instytucją polskiego Kościoła katolickiego w książce Wieczne strapienie. Może określenie „rozprawia się” jest z mojej strony nadużyciem, bo nie to jest intencją autora. On po prostu w sposób metodyczny opisuje, na przykładzie kilku hierarchów, obłudę i kompletną schizofrenię instytucji Kościoła w zestawieniu z głoszonymi wartościami.

Na wstępie wyjaśnia, skąd wzięła się potrzeba napisania tej książki.

Od dawna zdumiewa mnie coś, czego nie mogę pojąć, a co jest dla mnie nieprzeniknioną tajemnicą. Jak to się stało, że przesłanie o miłości bliźniego i Bożym miłosierdziu łączy się z instytucją tak niemiłosierną, o monstrualnie rozbudowanej biurokracji i doprowadzonej do perfekcji grze pozorów, w której miłosierdzie gubi się w przepastnych przedpokojach, gabinetach i rezydencjach? (s. 5–6)

Dąży do potwierdzenia tego przekonania albo zaprzeczenia mu. Szuka rozwiązania, opisując kilku hierarchów katolickich. I jest prof. Leociak w tej narracji rzeczowy i naukowy. Przytacza fakty i je objaśnia, zadaje też czytelnikowi mnóstwo pytań.. Lektura ma nie tylko przynieść wiedzę, ale także wywołać refleksję i chęć przeanalizowania tego, co przeczytał.

Książka to doskonały przykład realizacji zdania z ewangelii św. Mateusza: „Po owocach ich poznacie”. Precyzja, z jaką prof. Leociak przeprowadza konsekwentną analizę, tak logiczną, jak tylko logiczny może być wywód naukowy. Nie ma niewiadomych, nic nie jest zmyślone, żaden element nie został wciśnięty na siłę i od razu widać, że te puzzle układają się w prawdziwy obraz świata zinstytucjonalizowanej wiary katolickiej. Autor opisuje także „romanse” Kościoła katolickiego ze współczesnymi ruchami faszystowskimi, pokazując choćby, jak szeroko przed nimi otwierają się bramy częstochowskiego sanktuarium. Prof. Leociak celnie stosuje też ironię, kiedy kpi z bufonady i nadęcia ruchów nacjonalistycznych wspieranych przez księży.

Bronimy tradycyjnych wartości i rodziny. I naszych dzieci. Otóż tradycyjnym sposobem leczenia chorób wenerycznych było zagrzebywanie syfilityków w gnoju. […] Kościół oraz środowiska narodowo-katolickie, które tak głośno ubolewają na upadkiem tradycji, mogłyby się zainteresować, dlaczego i ta polska tradycja została zaprzepaszczona. W końcu syfilis to choroba przenoszona drogą płciową, a seks to przecież jeden z podstawowych obszarów ich zainteresowań. […] Syfilis, jak wiele innych plag w dziejach chrześcijańskiej Europy, był traktowany jako kara Boża (s. 214–216).

Poza wartościowym tekstem godna uwagi jest też ciekawa okładka autorstwa Agnieszki Pasierskiej. Coś w rodzaju witrażu z krzyżem, w który wpisany jest dwuwyrazowy tytuł. Słowa tak się krzyżują, że można je odczytać jako „Wieczne stracenie”. Ta okładka symbolicznie nadaje książce drugie znaczenie i puentuje ją graficznie.

Profesor Leociak w Wiecznym strapieniu rozbiera Kościół, jak oprawcy rozbierali Chrystusa przed torturami, i metodycznie chłoszcze instytucję, aby na koniec włożyć jej cierniową koronę wstydu. Jeśli znamy finał historii Jezusa z Nazaretu, to wiemy, że to cierpienie podziałało oczyszczająco na wspólnotę. Na pewno katolicyzm ma wiele twarzy i przybiera przeróżne formy. Jedni akceptują niemal bezrefleksyjnie wszystko, znajdując wytłumaczenie w słowach padających z ambon. Inni mają w sobie dozę krytycyzmu i potrafią odróżnić dobro od zła bez stosowania łatwych odpowiedzi. Ci drudzy nie będą mieli problemu z odbiorem tej publikacji. Natomiast gdyby książka Leociaka miała moc otwarcia oczu tym pierwszym, to moglibyśmy być świadkami czegoś na wzór cudu. Kiedyś tłum zwiedziony słowami hierarchów zażądał uwolnienia zbrodniarza. Piłat umył ręce. A co zrobi czytelnik po lekturze?


autor: Jacek Leociak
tytuł: Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i Kościele
wydawnictwo: Czarne
miejsce i rok wydania: Wołowiec 2020
liczba stron: 296
format: 125 × 205 mm
okładka: miękka

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %