PrzeczytaliśmyRecenzje

Wiele hałasu o Laurę

Minęło ponad dwadzieścia lat, a świat nie zapomniał o Miasteczku Twin Peaks Davida Lyncha, co więcej – 16 lipca widzowie zostali uraczeni od dawna wyczekiwanymi usuniętymi scenami z filmowej kontynuacji oraz samego serialu. Czemu o tym piszę? Bo to zaledwie jeden z symptomów niemalejącej popularności, którą cieszy się deliryczna opowieść o morderstwie Laury Palmer. Kolejnym jest pojawianie się na półkach coraz to liczniejszych pozycji książkowych opatrzonych etykietką „w klimacie Twin Peaks” czy „dla fanów kultowego serialu Lyncha” (sam miałem już okazję recenzować jedną z nich). Co wyróżnia na ich tle Laurę J.K. Johanssona? To, że została w rzeczywistości napisana przez… tandem popularnych fińskich scenarzystów telewizyjnych oraz filmowych! Często bywa tak, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Czy w tym wypadku jest podobnie?
Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Problem nie leży ani w niekonsekwencji stylistycznej, ani też w chaosie fabularnym. Sęk w tym, że historia – jakkolwiek solidnie zarysowana, logiczna, a chwilami naprawdę intrygująca – nie niesie ze sobą niemalże niczego, czego byśmy już nie czytali/nie oglądali. Mamy więc śledztwo w sprawie zaginięcia dziewczyny, która pomimo niewinnego wyglądu królowej balu maturalnego ma całkiem sporo za uszami. Samo imię można traktować jako hołd dla bohaterki Miasteczka, a jej drugie życie oraz problemy są oczywiście odpowiednio uwspółcześnione, podobnie jak przyczyna, dla której spotkał ją taki, a nie inny los. Swoje prywatne dochodzenie zaczyna prowadzić nowa pedagog w szkole Laury, Miia, której brat – tamtejszy psycholog – wszedł z dziewczyną w podejrzanie bliskie relacje. Wątek ten zmierza w raczej łatwym do przewidzenia kierunku, przywodzi na myśl nie tylko tak często już w tym tekście wzmiankowaną produkcję, ale i kryminalną serię Dochodzenie. Standardowo mnożą się fałszywe tropy i świadkowie, na wszystkim żeruje prasa, a rozwiązanie tylko pozornie jest banalne – w końcu to dopiero otwarcie trylogii Miasteczko Palokaski.

Bardziej intrygująca okazuje się główna bohaterka, była policjantka zajmująca się mediami społecznościowymi, uzależniona od internetu. To protagonistka naprawdę dobrze pomyślana, wzbudzająca należną sympatię, realistyczna. Jej problem jest jakże aktualny, a rola Facebooka w opowieści naprawdę znacząca, co dodaje całości nieco charakteru. Pokazane mechanizmy rządzące siecią, anonimowość, która pozwala igrać z innymi ludźmi – wszystko to bolesna prawda, która mówi coś o współczesnym świecie. Działa to jeszcze silniej, jeśli wziąć pod uwagę cierpienie, którego doświadczają rodzice Laury, zakładając jej profil na wspomnianym portalu społecznościowym. Potrzeba nam takich rozpraw z groźnymi tendencjami XXI stulecia.

Muszę przyznać, iż byłem rozczarowany, kiedy autorzy wplątali Miię w miłosny trójkąt. Na szczęście jeden z amantów wyraźnie coś ukrywa – dzięki temu powieść staje się bardziej tajemnicza. W tym aspekcie też ujawnia się nieznaczna różnica stylów pisarskich: otóż w dalszej części książki sceny erotyczne stają się o wiele bardziej obrazowe niż na początku, co nie całkiem pasuje do pozostałych fragmentów. Jest to jednak zaledwie nieznaczny mankament, który nie wpływa na odbiór całości. Innym tego rodzaju zgrzytem było dla mnie zbyt częste przywoływanie istniejących marek, czasami zupełnie niepotrzebne i zakrawające na product placement.

W książce poruszono, poza niszczycielskim wpływem sieci, także inne istotne problemy: bezdzietności oraz badań nad jej leczeniem (ta drugorzędna kwestia nabiera z czasem kluczowego znaczenia), różnych patologii społecznych, a także pewnych zachowań popularnych wśród młodzieży (przejściowych mód w rodzaju baby boomu). Ich często globalna natura sprawia, że łatwiej można wczuć się w sytuację, trochę kosztem lokalnego kolorytu, po którym pozostały głównie specyficzne imiona.

Co ciekawe, ostatecznie to bynajmniej nie historia prywatnej tragedii Laury Anderson zawiera w sobie największy potencjał, lecz sprawa podobna, z tym że o wiele dawniejsza. Wcześniejsze zaginięcie siostry głównej bohaterki, Venli, przez cały czas przewija się gdzieś w tle, wszystko jednak wskazuje, że odpowiedź na pytanie, co się z nią stało, jest o wiele istotniejsza, aniżeli mogłoby się wydawać. To tutaj kryje się szansa na poprawę. Stety/niestety na wyjaśnienia przyjdzie nam prawdopodobnie poczekać do ostatniego tomu, zatytułowanego właśnie Venla.

Żeby być sprawiedliwym – powieść literatów ukrywających się pod pseudonimem J.K. Johansson stanowi, ogólnie rzecz biorąc, porządny kawałek mało wymagającej beletrystyki, sprawnie napisanej, całkiem wciągającej, którą czyta się naprawdę dobrze. Brak jednak w miejscowości Palokaski wyraźnego nastroju, atmosfery, która czyniła z Twin Peaks tak niesamowite miejsce. Jasne, sporo tam niezwykłych indywidualności, wiele osób chowa trupy w szafie, ale zagadki tego miejsca zaczynają prawdziwie frapować czytelnika dopiero wraz z zakończeniem pierwszego tomu. Jako wprowadzenie spełnia on z pewnością swoją funkcję. Zobaczymy, jak będzie wyglądał ciąg dalszy, wszystko się jeszcze może zdarzyć. 


autor: J.K. Johansson
tytuł: Laura
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
miejsce i rok wydania: Kraków 2014
stron: 251
format: 130 × 205 mm
oprawa: miękka

Tłumacz z zawodu, pisarz z ambicji, humanista duchem. W wolnych chwilach pochłania nałogowo książki, obserwuje zakręcone losy fikcyjnych bohaterów telewizyjnych i ucieka w światy wyobraźni (z powrotami bywają problemy). Wielbiciel postmodernizmu, metafikcji oraz czarnego humoru. Odczuwa niezdrową fascynację szaleństwem i postaciami pokroju Hannibala Lectera. Uważa, że w życiu człowieka najważniejsza jest pasja.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %