Przeczytaliśmy

Wino na papierze

O winie w Polsce pisuje sporo osób. Głównie są to blogerzy, którzy z reguły ograniczają się do opisywania swoich wrażeń z degustacji. Jest to wtórne, nudne i chyba niepotrzebne nikomu (opócz piszących). Podobnie działa słynna aplikacja do oceny win, która drenuje mózgi klientów marketów, bo traktują ją jak wyrocznię. Lepiej jest na rynku książek o winie, widać w nich coś więcej niż amatorską wiedzę. Właśnie ukazała się publikacja Wino. Przelane na papier. Napisała ją czwórka przyjaciół z krakowskiego wine baru Chabry z poligonu – Kuba Janicki, Tomasz Kosiński, Magdalena Kubiaczyk i Joanna Plichta.

Autorzy tworząc książkę, przyjęli założenie, że wino to zabawa i spróbowali opowiedzieć o nim w lekkim stylu, jak ognia bojąc się nadęcia. Wyszło dobrze tylko połowicznie, bo jakkolwiek treść jest istotnie maksymalnie lekka, to zdjęcia autorów stylizowane na luz i beztroskę wypadają sztucznie i psują nieco wrażenia z lektury. Wbrew pozom pisanie o winie nie jest łatwe, bo jest w nim pewna dwoistość. Po pierwsze w sferze konsumpcji służy zabawie, sprzyja łapaniu dystansu i spoglądaniu na świat z szerszej perspektywy. Z drugiej strony – od kulis – to zagadnienie niezwykle pojemne i to wcale nie z dziedziny lekkiej i przyjemnej. Choćby mnogość szczepów, ogromna liczba regionów i apelacji, sporo kwestii technicznych sprawiają, że opowiadanie o winie staje się techniczne. Bo wina nie dzielą się jedynie na białe i czerwone oraz różowe. Toast i łyk z kieliszka to tylko czubek góry lodowej emocji, jakie niesie ze sobą ten trunek. Przelewanie wina na papier, kiedy produkuje się go (wina) rocznie ponad ćwierć miliona hektolitrów na całym świecie, wymaga zatem odwagi, samodyscypliny i odrobiny poczucia humoru.

Książka jest skierowana do wszystkich miłośników wina. Tych, którzy coś wiedzą, takich, którzy mają na koncie jakieś kursy winiarskie oraz zupełnych laików. To dla tych ostatnich są informacje podstawowe. Autorzy nie stawiają się w roli mentorów, którzy wypili morze wina i mają poczucie misji edukacji. Wskazują raczej, jak postępować z winem, żeby wyciągnąć z niego maksimum przyjemności i radości. I być może ktoś potraktuje rady autorów jak dziwaczny ceremoniał. Bo przecież można pić wino z kubka, tylko po co, skoro kieliszek powstał w celu dostarczenia największej gamy doznań. A pakowanie doń nosa nie świadczy o problemach z drożnością owego, tylko o potrzebie wyczucia całej gamy aromatów. Z kolei siorbanie nie wynika z braku wychowania, tylko z chęci napowietrzenia i „otwarcia się” smaków.

W treści książki poznajemy przyjaciół każdego amatora win, czyli drożdże, powędrujemy po winnicy razem z winoogrodnikiem i cofniemy się w czasie do momentu gdy dawno, dawno temu, za siedmioma górami, pewna nieszczęśliwa księżniczka chciała się zabić, zjadając nieświeże winogrona, a zamiast tego wprawiła się w stan upojenia alkoholowego. Dowiemy się też, kiedy wino pojawiło się w Polsce. Ale skoro autorzy przelali całe wino na papier, to jest tej wiedzy dużo więcej. Znajdziecie wyjaśnienie, dlaczego nie warto uczyć się picia wina od filmowych gwiazd Hollywood, dlaczego apelacja to nie tylko termin sądowy i jakie apelacje są klasyczne, a jakie ekscytujące. No i czego potrzebujecie oprócz korkociągu, a jakie gadżety możecie sobie darować. Jak kupować wino w markecie, a jak zamawiać w restauracji. Jak dobierać jedzenie do wina i w jakiej temperaturze je podawać. Jest też rozdział o najgorętszym trendzie ostatnich lat – winie pomarańczowym. I to, moim zdaniem, najciekawiej napisany rozdział.

Książka przynosi całkiem sporo wiadomości na temat wina i jest ułożona w sensownym porządku. Po jej lekturze nowicjusz będzie miał pojęcie o świecie wina, a ci, którzy coś już zdegustowali w swoim życiu, znajdą usystematyzowana wiedzę. Myślę, że książka jest doskonałym materiałem dla freaków chcących zabłysnąć w towarzystwie wiedzą i poszpanować wśród swoich przyjaciół. Ale piszę to z sympatią dla autorów, bo już na wstępie wspomniałem, że wino to temat-rzeka i nie jest łatwe napisać o nim książkę, nie popadając w mentorski styl i językowe straszydła. Wino. Przelane na papier warto przeczytać zwłaszcza wtedy, kiedy zaczynamy zauważać, że butelki nas frapują i oprócz przyjemności z picia, chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co pijemy.

Warte zwrócenia uwagi są świetne rysunki Elizy Luty w środku książki. Są ciekawe i oryginalne i myślę, że gdyby talent graficzki wykorzystano także na okładce, książka prezentowałaby się dużo lepiej na półce.


autorzy: Kuba Janicki, Tomasz Kosiński, Magdalena Kubiaczyk i Joanna Plichta

tytuł: Wino. Przelane na papier

wydawnictwo: Znak Literanova

miejsce i rok wydania: Kraków 2022

format: 165 × 232

liczba stron: 336

okładka: twarda

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %