KsiążkaPrzeczytaliśmy

Wojny Lucasa

Gwiezdne wojny zna każdy, a jeśli ktoś ich nie oglądał, to z pewnością o nich słyszał. Ale film, który zapoczątkował pod koniec lat 70. ubiegłego wieku wielkie uniwersum światów i bohaterów, mógł nigdy nie powstać. Jak zwykle w takich przypadkach o sukcesie zdecydował ciąg wydarzeń, kilku ludzi, którzy się spotkali i poznali, miłość, wyobraźnia oraz pot i łzy. I to liczone w hektolitrach. Można powiedzieć, że sama historia powstania Gwiezdnych wojen to gotowy scenariusz na film. Powstało już zresztą wiele produkcji dokumentalnych na ten temat. Nie było jednak komiksu. Aż do teraz.

Wojny Lucasa – rysunkowa opowieść autorstwa Renaulda Roche’a i Laurenta Hopmana w przekładzie Marty Dudy-Gryc o trudnej pracy nad pierwszą częścią klasycznej trylogii sci-fi najpierw ukazała się w Hiszpanii. Historię powstania filmu Roche zaczyna od młodości George’a Lucasa, dzięki czemu dowiadujemy się, jak to się stało, że dość niesforny nastolatek, lubiący szybką jazdę, stał się jednym z najlepszych reżyserów na świecie. Wojny Lucasa wciągają już od pierwszych plansz, które dość uproszczoną kreską rysuje Hopman. I robi to doskonale, ale przecież tego można oczekiwać od doświadczonego storyboardzisty. Scenariusz komiksu opiera się na linii czasu, a Roche wybiera z niej same najważniejsze fakty i wydarzenia. Robi to tak wspaniale, że nie ma się ani przez chwilę wrażenia, że pominął coś istotnego lub zmarginalizował dla swojej wizji.

Poznajemy bardzo dokładnie nie tylko to, co działo się przed kamerą filmową, ale także, a może przede wszystkim, wydarzenia z pozafilmowego planu. Jeśli nie jesteście wielkimi fanami Gwiezdnych wojen i nie śledziliście nigdy z wypiekami na twarzy każdej, choć najmniejszej wiadomości o tym tytule, to znajdziecie tu wiele zabawnych, a niekiedy pikantnych faktów.

Dowiadujemy się o nie zawsze przyjemnej atmosferze wśród ekipy, ciągłym i wyczerpującym psychicznie poprawianiu scenariusza, co doprowadziło młodego reżysera do ataku serca, ukrywanym romansie odtwórców głównych ról, kłopotach z pogodą na tunezyjskiej pustyni, jak powstał odgłos mieczy świetlnych a jak blasterów, dlaczego księżniczka Leia nie mogła nosić stanika, jak Harrison Ford dostał rolę Hana Solo, choć nie był na castingu, który statek miał wyglądać jak skrzyżowanie hamburgera ze schabowym z kością, kiedy Lucas wpadł na pomysł zabicia Obi-Wana w środku filmu i z czego zbudowano część rekwizytów.

W komiksie dominuje czerń i biel, a kolor pojawia się sporadycznie – uwypukla szczególny rekwizyt, scenę czy podkreśla dramatyzm. Ta metoda minimalizmu świetnie się sprawdziła, co potwierdza sam rysownik w didaskaliach na końcu książki (to także ciekawa część albumu). Rysunki świetnie oddają scenariuszowe założenia Roche’a.

Wojny Lucasa to tytuł bardzo adekwatny do całej opowieści. Dla młodego i ambitnego reżysera czas poświęcony na stworzenie scenariusza, poprawianie go, potem prace przy niemal każdym elemencie filmu, aż po potyczki z wytwórnią, która długo zwlekała z podpisaniem umowy (a potem tego żałowała), był istotnie wojną. Komiks wciąga i – jak to się mówi – jest to must-have dla każdego fana Gwiezdnych wojen. Sam do nich należę, od kiedy jako dziecko obejrzałem film w małym kinie w swoim rodzinnym mieście. Wojny Lucasa można traktować jako dodatkową część klasycznej trylogii, bo jest tu jasna i ciemna strona Mocy, a wszystko kończy się dobrze. Jest w nich nawet kolejny dowód na to, kto w kantynie na Tatooine strzelił pierwszy – Han Solo czy Greedo. Sprawdźcie sami.

autor: Renaud Roche, Laurent Hopman

tytuł: Wojny Lucasa

przekład: Marta Duda-Gryc

wydawnictwo: Lost in Time

miejsce i rok wydania: Trzeszczany 2023

liczba stron: 205

format: 165 × 210 mm

druk: czarno-biały

okładka: miękka

Cenię spokój, zarówno ten uświęcony, jak i zwykły. W tym (s)pokoju mam swoje miejsce, z którego sięgam po książki. Czytanie dostarcza mi wszystkich emocji, jakie wymyślił świat. Nauczyłem się tego dawno temu w bibliotece w moim rodzinnym mieście. Wtedy czytałem książki „podróżnicze, względnie podróżniczo-awanturnicze”, dziś najchętniej wybieram literaturę non-fiction i książki przybliżające zjawiska kulturowe sprzed kilku dekad. Przyglądam się niektórym sztukom plastycznym i szperam w klasykach polskiego komiksu. Jestem dobry dla książek.

    Zostaw odpowiedź

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0 %